[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniał sobieostrzeżenie matki, by nie patrzył ani w lewo, ani w prawo, lecz widok Rolandaprzyszpilonego do ściany sprawił, że zapragnął stawić czoło czarodziejce i zabić ją za to, cozrobiła jego przyjacielowi. Wychodz!  krzyknął. No, pokaż się!W komnacie nic się jednak nie poruszyło i nikt nie odpowiedział na jego wezwanie.Jedynym słowem, jakie usłyszał, na wpół prawdziwym, na wpół wyobrażonym, było  Davidwypowiedziane głosem matki. Mamo  odpowiedział. Jestem tutaj.Stał teraz przy kamiennym ołtarzu.Do uśpionej kobiety prowadziło pięć stopni.Wspiąłsię na nie powoli, świadom, że grozi mu spotkanie z niewidzialnym zabójcą Rolanda,Raphaela i wszystkich mężczyzn, którzy wisieli na ścianach przebici kolcami.W końcu spojrzał prosto w twarz uśpionej kobiety.To była jego matka.Jej skóra była bardzo biała, leczpoliczki lekko zaróżowione, a usta pełne i wilgotne.Jej rude włosy lśniły na kamieniu jakogień. Pocałuj mnie  usłyszał jej głos, mimo że jej wargi pozostały nieruchome. Pocałujmnie, a znów będziemy razem.David położył miecz obok niej i pochylił się, by pocałować ją w policzek.Jego wargidotknęły jej skóry.Była bardzo zimna, zimniejsza, niż gdy leżała w trumnie, tak że ten dotykgo zabolał.Zmroził mu wargi i język, a jego oddech zamienił się w lodowe kryształki, którelśniły w nieruchomym powietrzu jak malutkie brylanty.Kiedy się odsunął, znów usłyszałswoje imię, lecz tym razem wypowiedział je męski głos. David!Odwrócił się, próbując zlokalizować miejsce, z którego dobiegał głos.Na ścianie coś sięporuszyło.To był Roland.Pomachał słabo lewą ręką, a potem chwycił kolec wystający muz piersi, jakby dzięki temu mógł zebrać resztki sił.Poruszył głową i ostatnim wielkimwysiłkiem zmusił się do wypowiedzenia dwóch słów. David  szepnął. Uważaj!Roland podniósł prawą rękę i skierował palec wskazujący na postać leżącą na ołtarzu.Ręka opadła.Ciało Rolanda zwisło na kolcu, gdy zgasła ostatnia iskierka życia.David spojrzał w dół na uśpioną kobietę, która nagle otworzyła oczy.To nie były oczyjego matki.Jej oczy były zielone, kochające i dobre.Te były czarne jak dwie bryłki węglależące na śniegu.Twarz kobiety również się zmieniła.Nie była już twarzą matki, lecz nie byłateż obca.Teraz należała do Rose, kochanki ojca.Kobieta miała czarne, nie rude włosy, którelśniły jak roztopiona ciemność.Kiedy rozchyliła usta, zobaczył, że ma bardzo białe i bardzoostre zęby, a kły są dłuższe od pozostałych.Cofnął się o krok, niemal spadającz podwyższenia, kiedy kobieta usiadła na swoim kamiennym łożu.Przeciągnęła się jak kot,jej kręgosłup wygiął się w pałąk, ramiona były naprężone.Szal, który otulał jej ramiona,opadł, prezentując alabastrową szyję i wierzchołki piersi.David zauważył na nich krople krwi niczym naszyjnik z rubinów zamrożony na skórze.Kobieta odwróciła się na kamieniu, pozwalając sukni opaść z jednej strony.Czarne oczyprzyjrzały się Davidowi, a blady język oblizał koniuszki zębów. Dziękuję  powiedziała.Mówiła cicho, lecz w jej głębokim głosie słychać było syk,zupełnie jakby wąż został obdarzony ludzką mową. Taki śśśśśśliczny ssssssynek.Takidzielny. David zaczął schodzić po schodach.Kobieta powtarzała każdy jego krok, więc odległośćmiędzy nimi pozostawała zawsze taka sama. Czyż nie jestem piękna?  zapytała.Przekrzywiła lekko głowę, a na jej twarzy pojawiłsię wyraz zakłopotania. Czyż nie jestem dla ciebie dość ładna? Chodz, pocałuj mnie znowu.Była Rose i jednocześnie Nie-Rose.Była nocą bez obietnicy poranka, ciemnościąpozbawioną światła.David sięgnął po swój miecz i uświadomił sobie, że zostawił go naołtarzu.Aby go zabrać, musiałby wyminąć kobietę, a wiedział instynktownie, że jeślispróbuje przemknąć obok niej, na pewno go zabije.Wyglądało na to, że czyta w jegomyślach, bo obejrzała się na miecz. Nie będzie ci teraz potrzebny  powiedziała. Jessssszcze nigdy nikt tak młody niezassssszedł tak daleko.Taki młody i taki piękny.Położyła na ustach szczupły palec poplamiony krwią. Tutaj  szepnęła. Pocałuj mnie tutaj.David zobaczył swoje odbicie w jej czarnych oczach, zatonął w ich głębi i wiedział już,jaki los go czeka.Odwrócił się na pięcie i zeskoczył z pięciu ostatnich stopni, wykręcającboleśnie prawą kostkę.Ból był bardzo ostry, lecz nie zamierzał pozwolić, by mu przeszkodził.Na podłodze przed nim leżał miecz jednego z zabitych rycerzy.Jeśli udałoby mu się do niegodostać.Nagle kobieta przemknęła ponad jego głową, dotykając brzegiem sukni jego włosów,i zatrzymała się przed nim.Jej bose stopy nie dotykały podłogi.Wisiała w powietrzu, rudai ciemna, jak krew i noc.Już więcej się nie uśmiechała.Rozchyliła usta, pokazując kły,i nagle jej usta wydały się większe, a rzędy ostrych zębów przypominały paszczę rekina.Wyciągnęła ręce w stronę Davida. Czekam na pocałunek  powiedziała, wbijając mu paznokcie w ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl