[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł się podle, że dotychczas nie spróbo-wał wywiązać się z tego zadania.Nie chciałby w niczym zawieść Grace. Nie martw się o mnie" - powiedziała, kiedy ją uprzedził, że prawdopodobnienie znajdzie wolnei chwili, abv zadzwonić.Jei głos był przepełniony ciepłem.Sam miał wtedy ochotę rzucić wszystko i pojechać do niej, aby ponownie ją zo-baczyć.I nadal czuł to samo.Chociaż nawet gdyby teraz mógł być razem z Gra-ce, to pewnie z powodu śmiertelnego zmęczenia nie byłby zdolny zrobić nic wię-cej, tylko zapaść w sen.Myśl o zaśnięciu obok Grace była zachwycająca.A jeszcze cudowniejsza o obudzeniu się przy niej.RLTROZDZIAA 41O drugiej trzydzieści w nocy Grace jeszcze nie spała.Czytała Tomka Sawy-era" w gościnnym pokoju Haymana, kiedy dobiegł ją odgłos czyichś kroków poddrzwiami.Odruchowo sięgnęła do kontaktu, wyłączyła nocną lampkę i położyłasię na boku.Najpierw usłyszała, jak powoli i cicho otwierają się drzwi, a potem doszły jąodgłosy stąpania po dywanie.Zamknęła oczy, starając się oddychać spokojnie imiarowo, aby Peter pomyślał, że jest pogrążona w głębokim śnie.Co on, u diabła, sobie wyobrażał, wchodząc do jej pokoju w środku nocy?Czy dostrzegł pod drzwiami światło? I wiedział, że ona nie śpi?W porządku, Lucca - powiedziała do siebie, nie otwierając oczu.Jeśli okażesię zboczeńcem, jesteś już dużą dziewczynką i będziesz umiała sobie z nim pora-dzić.- Grace?Jego cichy głos dochodził z bardzo bliska.Zabrzmiała w nim niepewność.Grace odniosła wrażenie, że mężczyzna nie zamierza jej budzić, jeśli uzna, żezasnęła.Zastanawiała się, czy się nie poruszyć i nie zareagować na jego pytanie,postanowiła jednak nie robić tego.Gdyby miał uzasadniony powód do budzeniajej o tej porze, nie zakradałby się do pokoju na palcach jak złodziej.Nadal odgrywała swoją rolę.- W porządku, Grace - odezwał się równie cicho.Poczuła lekki ruch powietrza w pobliżu swojej twarzy, kiedy ponownie sięporuszył.Ogromną trudność sprawiało jej normalne oddychanie bez zaciskaniapowiek i zwalczenie chęci otwarcia oczu, aby sprawdzić, co robi Hayman.Zaskrzypiały podłogowe deski pod dywanem.Grace wywnioskowała, żemężczyzna z powrotem zmierza w kierunku drzwi, co oznaczało, że prawdopo-dobnie znajduje się gdzieś za nią i nie może już dostrzec jej twarzy.Usiłowałaprzypomnieć sobie rozmieszczenie luster w pokoju -jednego na toaletce, i dru-giego wolno stojącego w dużej ramie - w obawie, że zobaczy jej odbicie.Usłyszała trzask zamykanych drzwi.RLTCzekała.Wyszedł, czy nadal przebywał razem z nią w pokoju? Nie słyszałażadnych dzwięków.Nasłuchiwała dalej.Nadal nic się nie działo.W odległej części domu trzasnęły drzwi, ostatecznie umacniając ją w pewno-ści, że Hayman naprawdę odszedł.Dzięki ci, o Jezu!Powoli otworzyła oczy, wlepiła wzrok w ciemność i pod wpływem bezbrzeż-nej ulgi powoli wypuściła powietrze z płuc.Miała ochotę zapalić światło.Chciała znalezć swoje ubranie i wyjść.Rozwią-zanie to nie wydawało się jednak najlepsze. W porządku, Grace".Nie potrafiła odgadnąć, co miał na myśli.Nie mogłasię zdecydować, czy chciał powiedzieć: W porządku, Grace, skoro mocno śpisz,nie będę ci przeszkadzał", czy też: W porządku, Grace, to ty ustalasz reguły".Jeśli w grę wchodziła pierwsza ewentualność, Grace mogła rozważać pozostanie,przynajmniej do rana.W przypadku drugiej jednak za jego słowami kryło się cośzdecydowanie nieprzyjemnego, co sprawiało, że miała ochotę w ciągu najbliż-szych pięciu minut czmychnąć z domu Petera Haymana.Jej oczy przywykły do mroku.Powoli i bezszelestnie wstała z łóżka, podeszłado jednego z okien i lekko rozchyliła żaluzje.Księżyc dawał wystarczająco dużoświatła, aby mogła się upewnić, czy zaryglowała zamek w prowadzących na ga-nek drzwiach.Dlaczego miałby tędy wchodzić, Lucca, skoro mógł skorzystać znormalnego wejścia?Nie przypominała sobie, jak wygląda zamknięcie przy drzwiach na korytarz.Przeszła na palcach przez pokój, aby to sprawdzić.Zamek był, ale bez klucza.Rozejrzała się wokół.Mogła przysunąć krzesło pod klamkę, co nie tylko opózni-łoby pojawienie się w pokoju nieproszonego gościa, ale również narobiłoby hała-su.Rozwiązanie to uznała jednak za niezdarne, szczególnie że uważała za małoprawdopodobne, aby Hayman ponownie zjawił się dzisiejszej nocy w jej sypial-ni.W końcu znalazła bardziej subtelne wyjście, które dawało jej przynajmniejmożliwość zdrzemnięcia się i które - w przypadku gdyby gospodarz zdecydowałsię przynieść jej rano filiżankę kawy - można było uprzejmie wyjaśnić.Torbapodróżna pozostawiona przez pomyłkę pod drzwiami.Przejaw zwykłego roztar-gnienia, którego Peter nie mógł zakwestionować bez przyznania się do nocnejwizyty w gościnnym pokoju.Grace poszła do łazienki, nie spuściła jednak wody, aby jej nie usłyszał.Po-tem umyła ręce, spryskała twarz i wróciła do łóżka.Przez następną godzinę leża-ła, nie mogąc zasnąć.Z każdą minutą nabierała coraz większej pewności, że doRLTrana nie zdoła zmrużyć oka.W końcu powoli, stopniowo jej umysł i ciało uległyrozluznieniu, zmęczenie wzięło górę i zmorzył ją sen.RLTROZDZIAA 42Minęła czwarta trzydzieści, był niedzielny poranek, a Sam wciąż nie spal.Pragnął zasnąć i potrzebował snu, ale jakaś myśl, na której nie potrafił skupićuwagi, nie dawała mu spokoju i kołatała się po jego umęczonym umyśle.Przy-pominało to obserwowanie ludzi na szybko obracającej się karuzeli - przez chwi-lę można ich było zobaczyć, a sekundę pózniej pochwyceni w wir znikali z oczu.Zrezygnował ze snu, zbyt pochłonięty próbą rozwikłania zagadki, co go gry-zie.Wstał, napił się soku, włączył telewizję kablową nadającą stary film i naglezrozumiał, co go dręczy.Problem był niezauważony tak długo, ponieważ stłumiły go mieszane uczuciasatysfakcji i rozpaczy, jakie wywołała w Samie spowiedz gwałciciela.A potemzostał zapomniany w nawale papierkowej roboty, z jaką detektyw musiał się upo-rać.Doktor Peter Hayman.Oraz fakt, że Angie Carlino nie znalazła w rejestrach niczego o tym psychia-trze aż do momentu jego przybycia na Key Largo w 1992 roku.Sam wiedział, że może istnieć kilka odpowiedzi wyjaśniających ów fakt.I by-ło wielce prawdopodobne, że w poniedziałek, kiedy oboje rAngie skontaktują sięze Stowarzyszeniem Amerykańskich Psychiatrów w Waszyngtonie i odtworzącałe zawodowe życia Petera Hayma-na - od czasów college'u do momentu prze-prowadzki na Key Largo -wszelkie wątpliwości zostaną rozwiane.Sam zdawałsobie sprawę z tego, że nie pozostaje mu nic innego, tylko uzbroić się w cierpli-wość i czekać.Nic jednak nie mogło go powstrzymać od snucia rozważań nad pewnymi nie-pokojącymi zbiegami okoliczności.John Broderick zniknął z Pensacoli jesienią 1989 roku.A Peter Hayman po-jawił się znikąd w innym miejscu niespełna trzy lata pózniej.Był to wystarczają-co długi okres na wygojenie się wszystkich blizn po rozległej operacji plastycz-nej, na stworzenie sobie innej tożsamości i zapewnienie nowej, bezpiecznej sytu-acji życiowej.Broderick wykonywał zawód lekarza.Doktor Hayman był psychiatrą o wąt-pliwych - o czym świadczyły dotychczas sprawdzone informacje - kwalifika-RLTcjach.Broderick przejawiał skłonności do przemocy fizycznej i psychicznej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]