[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyna była załamana.Nawet nie chcieli go zbadać.Siedziała właśnie z Gardem w pokoju, gdy wszedł Mezin.- Dzień dobry Gard.Witaj Kanri!- Witaj chłopcze.- odrzekł mężczyzna.- Cześć Mezin.- odpowiedziała dziewczyna.- Co słychać.Dzwoniłem, ale chyba mają jakąś awarię.Nie mogłem się połączyć.- Nie wiem, co to może być.- oznajmiła Kanri.- Jak Twoje zdrowie, Gard?- Nienajlepiej, ale nie jest źle.- starzec posępniał.- A dzwoniliście do szpitala? Po co w ogóle pytam.Pewnie, że dzwoniliście.I co?- I nic.- Jak to; Kanri, przecież mają obowiązek przyjąć chorego!- Wiesz co? Obowiązków mają dużo.- No co jest do cholery!? Co to ma być? Ja dzisiaj do nich pojadę.Spróbuję coś załatwić.- Dobrze, czekamy.- odpowiedziała dziewczyna.Gdy Mezin wrócił ze szpitala oznajmił, że nie przyjmą Garda.Był też w prywatnej klinice.Mogą go wziąć na obserwację.Obydwoje z Kanri stwierdzili, że natychmiast go zawiozą.Wezmą samochód chłopaka.- Coś pana boli? - spytał medyk.- Właściwie nie.Czuję się, jakbym przygasał.Niby nic mi nie jest; sam nie wiem.- Weźmiemy pana na obserwację.Mamy najlepszy sprzęt.Proszę się nie obawiać.Mamy świetnie wyszkolonych specjalistów.Zaraz odwiozą pana do sali.- Nie trzeba, czeka na mnie dwóch młodych ludzi.- Dobrze, niech więc będzie, jak pan sobie życzy.Starzec wyszedł na korytarz, gdzie czekali na niego Kanri i Mezin.Zaprowadzili go do sali.Gard położył się i przymknął oczy.- Chcesz spać? - spytała dziewczyna.- Nie.Czuję się trochę zmęczony.Zostawcie mnie proszę.Minęło kilka dni, ale stan Garda nie poprawiał się.Mezin i Kanri odwiedzali go, kiedy tylko mogli.Mieszkali osobno, ale bardzo często się spotykali.Im więcej czasu upływało, tym bardziej obawiali się o starca.Pewnego dnia, gdy dziewczyna przyszła odwiedzić Garda powiedział jej coś, co ją przeraziło:- Kan.mój czas już się kończy.Teraz jest z tobą Mezin.Poradzicie sobie? - wydusił z siebie.- Jak możesz tak mówić?! - dziewczynie nie chciało się wierzyć, że Gard może odejść.- Życie to sen, Śmierć to przebudzenie.- Do czego? - Kanri była zaskoczona.- Na wszystko przyjdzie czas.pamiętaj.by nie obudzić się za wcześnie.Pozbawianie siebie życia to tylko brak przyjemności ze snu.- Przestań.proszę; nie mów tak.- Ale tak jest.Ja już nic nie osiągnę.Mogę tylko odejść.Dziewczyna się rozpłakała.Nie potrafiła rozmawiać z Gardem w takich sytuacjach.Było jej bardzo ciężko.Gdy wróciła do domu zadzwoniła do Mezina.Opowiedziała mu o wszystkim.On przyjechał i razem starali się pocieszać.- Ludzie starsi oczekują szacunku.Bo przeżyć tyle lat, co oni i nie być choć w małym stopniu autorytetem to porażka.Brak szacunku oznacza dla nich, że nie są nikomu potrzebni.A uczucie, że nie jest się potrzebnym powoduje brak chęci do życia - rozmyślał chłopak.- Tak, ale przecież ja kocham Garda.To on mnie wychował.Dzięki niemu odnalazłam się.- Wiesz, może jutro rano pojadę z tobą go odwiedzić.Byłem u niego dwa dni temu.Może chce ze mną porozmawiać?- Nie wiem.Nie potrafię już znieść tego napięcia.Ono rozsadza mnie od środka.- dziewczyna przytuliła się do Mezina.Gdy odwiedzili starca, tylko na chwilę się przebudził.Czuło się jego zmęczenie.Ten człowiek po prostu wygasał.Powiedział tylko dziewczynie: Śmierć to nie koniec.To początek drogi do celu, jaki sobie wyznaczyłaś, Kan.Bardzo ją to zmartwiło.Spojrzał na chłopaka i wydusił z siebie - Dbaj o nią.To twój skarb.Nie strać go.Dwa dni później, byli u Garda znowu.Nic już nie mówił.Nie chciał.Można było zobaczyć, że płakałby, ale zabrakło mu łez.Patrzył tylko na swoją wychowankę i jej chłopaka.Mógł jeszcze z trudem się poruszać.Był podłączony do specjalnej aparatury podtrzymującej jego funkcje życiowe.Każda minuta sprawiała mu ból.Wieczorem, gdy gwiazdy świeciły i swoim blaskiem wywoływały atmosferę magii starzec odważył się.Długo nad tym myślał.Postanowił już.Z trudem uniósł rękę.Trafił na kabel zasilający funkcje życiowe.Wyrwał go i zasnął snem, z którego nigdy nie miał się już obudzić.EPILOGKanri i Mezin przytuleni do siebie stali nad grobem Garda.Słońce zaszło za chmury.Nie mówili nic.Nie musieli.Rozumieli się tylko na siebie patrząc.Po pogrzebie obydwoje zostali jeszcze nad mogiłą.Smutek sprawiał, że zrobienie czegoś racjonalnego graniczyło z cudem.Dziewczyna trzymała w dłoni talizman od Garda.W środku cały czas można było dostrzec skruszone płatki róży.Tego, że ich zostawił dziewczyna nie mogła znieść.Zaczął kropić deszcz.Obydwoje zauważyli niedaleko sztuczne jezioro.Dziewczyna chwyciła Mezina za rękę i pobiegli przed siebie.Dwa tygodnie później; gdy wracali razem przez stare zabudowania usłyszeli dziwne odgłosy.Po chwili rozpoznali kroki mężczyzny.Mrok nie pozwalał go zobaczyć.Bali się.Strasznie się bali.Usłyszeli trzask ładowanej broni.Nagle rozległ się męski głos:- I co, wesoło ci teraz? Zapłacisz za śmierć założyciela T.A.C.To musi zostać pomszczone.A może masz jeszcze jakieś życzenie, ty parszywy robaku?! - Kanri i Mezin byli tak zaskoczeni, że żaden dźwięk nie przeszedłby im przez gardło.Stali przytuleni do siebie na mrozie i czekali, czekali na to, co miało się wydarzyć.Spojrzeli na gwiazdy, po czym połączył ich namiętny pocałunek.Tylko to mogli zrobić.Stali tak zastygli, gdy nagle rozległ się huk strzałów.I tak trzymając się za ręce upadli.Śmierć przyszła szybko.Życie wypłynęło z nich tak gwałtownie, jakby tylko chciało ich przed chwilą odwiedzić.W tym miejscu kilka dni później postawiono krzyż.Na mogile widniał napis:Zginęli tragicznieZabici złem, z którym sami walczyli.Połączeni na zawsze miłością niech znajdą raj.Porucznik Tom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl