[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjrzał się znakom, po czym stęknął głośno. To rzeczywiście niezła robota.Niemniej kluczem do skruszenia łańcucha jestrozsupłanie tylko jednego wątku.Kłopot w tym, \eby znalezć właściwy. Zpiesz się! Martwiaki się zbli\ają! Do nas! Chwileczkę. Szybki Ben pochylił się nad symbolami i przyjrzał się im zuwagą. Ciekawe  wyszeptał. To jest pismo z Korelri.Klasyczny korelrijski.Niktnie u\ywał tego języka od stuleci.No có\, w takim razie to łatwe. Wyciągnął rękę,wymamrotał kilka słów i dotknął jednego ze znaków paznokciem kciuka. Tak otozmieniam jego znaczenie.Złapał za łańcuch po obu stronach przekształconego symbolu i szarpnął go mocno.Aańcuch się zerwał.Sirinth skoczył naprzód, po czym odwrócił się, otwierając paszczę.Talamandas wrzasnął.Szybki Ben był ju\ w powietrzu.Umknął przez bramę do groty Kaptura,wylądował na kamiennej nawierzchni dziedzińca, przetoczył się i zerwał na nogi.Talamandas nadal trzymał się jego bluzy.Czarodziej zamarł w bezruchu.Otaczały ich mroczne, niematerialne postacie, które zatrzymały się, gdy zdobycz,którą ścigały, zniknęła.Talamandas rozsądnie zachował milczenie.Szybki Ben powoli i bezszelestnieprześliznął się między dwoma stra\nikami, a potem ruszył ku dwuskrzydłowymdrzwiom. Bogowie  jęknęła sznurołapka  dlaczego to robimy? Dlatego \e to fajna zabawa?Drzwi nie były zamknięte.Szybki Ben wśliznął się do środka, i zamknął je za nimi.Cichy szczęk zatrzaskuwydawał się w mrocznej niszy nieproporcjonalnie głośny. Która grota teraz?  wydyszał Talamandas. Ach, widzę, \e zaczynasz wciągać się w ducha tej zabawy. To nie było fortunnie dobrane słowo, śmiertelniku.Szybki Ben zamknął z uśmiechem grotę Kaptura.Powinno być dla ciebie oczywiste, dlaczego to robię, sznurołapko.Zbyt długomusiałem obywać się bez grot.Co więcej, muszę się dowiedzieć, na co cię stać.Jakdotąd, spisujesz się dobrze.Utrzymujesz truciznę na dystans, nie pozwalasz jej się domnie zbli\yć.Podszedł do najbli\szej ściany i wsparł obie dłonie na chłodnym kamieniu.Talamandas zachichotał. D riss.Zcie\ka Kamienia.Sprytny z ciebie sukinsyn.Szybki Ben otworzył grotę i wśliznął się do ściany.Nie było to łatwe.Przez kamień mógł wędrować bez przeszkód, gdy\ nie stawiałon oporu większego ni\ woda, lecz z zaprawą murarską sprawy miały się inaczej.Czepiała się go ona niczym pasma wyjątkowo nieustępliwej pajęczyny.Co gorsza,ściany były cienkie i musiał posuwać się naprzód bokiem.Przemieszczał się wewnątrz nich od pokoju do pokoju, cały czas kierując się kucentrum budynku.Architektura Daru była symetryczna i przewidywalna.Na parterzegłówne pomieszczenie będzie usytuowane pośrodku.Górne piętra mogą munastręczyć więcej trudności, lecz często zdarzało się, \e najwa\niejsze pomieszczeniena parterze miało kopulasty sufit i odpychało górne piętra budynku na boki. Widział, co znajduje się w pokojach, lecz bardzo słabo.Obraz był szary iziarnisty, a meble niewyrazne i rozmazane.Za to \ywe ciała otaczała łatwodostrzegalna łuna. Kamień zna krew, lecz nie potrafi jej w sobie utrzymać.Kamień łaknie \ycia,lecz potrafi jedynie je imitować.To były słowa staro\ytnego murarza i rzezbiarza, który \ył wiele stuleci temu wUncie.Zwietnie pasowały do kogoś, kto wędrował ście\ką D riss, przebywałwewnątrz ciała Zpiącej Bogini.Szybki Ben minął naro\nik i ujrzał wnętrze głównego pomieszczenia.Na kanapie obok kominka siedział mę\czyzna.Wydawało się, \e czyta ksią\kę.Drugi mę\czyzna starał się rozpalić ró\owawe, blade płomienie na palenisku,mrucząc coś pod nosem.Po obramowaniu kominka łaził jakiś ptak, być mo\e wronaalbo kruk. Kiedy ju\ z tym skończysz, Emancipor, wyślij wartowników z powrotem namur  mówił mę\czyzna, przewracając pergaminowe stronice księgi.Jegoprzenikający przez kamień głos brzmiał głucho i słabo. To wygląda śmiesznie,kiedy stoją tak na dziedzińcu, wpatrzeni w puste miejsce.Taki widok raczej niewzbudzi lęku w potencjalnych intruzach. Jeśli wolno mi coś powiedzieć, panie  zaczął Emancipor, wstając od kominka iwycierając sadzę z dłoni  to, skoro mamy niepo\ądane towarzystwo, czy niepowinniśmy czegoś w tej sprawie zrobić? Choć bardzo nie lubię tracić demonów, drogi sługo, nie przyjmuję zało\enia, \ewszyscy goście koniecznie muszą mieć złe zamiary.Odesłanie mojego Sirintha zpewnością było jedyną dostępną opcją, lecz nawet ona musiała się wiązać z niejakimryzykiem.Aańcuch oczywiście stanowił jedynie połowę nało\onego przeze mnieprzymusu.Rozkazów ukrytych w obro\y nie da się tak łatwo odwołać.Oka\ odrobinęcierpliwości.Zaczekajmy, a\ nasz gość zechce się przed nami ujawnić.Ucho Szybkiego Bena musnęła \ołędziowa główka Talamandasa. Gdy będziesz wychodził na zewnątrz, zostaw mnie tutaj, czarodzieju.Wprzypadku tego człowieka zdrada jest nie tylko prawdopodobna, lecz cholerniepewna.Szybki Ben wzruszył ramionami i cię\ar sznurołapki zniknął z jego ramienia.Czarodziej wyszedł z uśmiechem z groty i zaczął strzepywać pył z bluzy orazpeleryny.Siedzący mę\czyzna zamknął powoli ksią\kę, nie podnosząc wzroku. Przynieś trochę wina dla mnie i dla mojego gościa, Emancipor.Sługa odwrócił się w stronę Szybkiego Bena. Na oddech Kaptura! Skąd on się tu wziął?  Zciany mają uszy, oczy i całą resztę.Zrób, co ci kazałem, Emancipor.Mę\czyzna uniósł wreszcie głowę i popatrzył czarodziejowi w oczy.Spojrzenie jaszczurki.No có\, nigdy nie bałem się takich jak on.Czemu tymrazem miałoby być inaczej? Wino byłoby w sam raz  zgodził się Szybki Ben, mówiąc w języku daru,podobnie jak siedzący mę\czyzna. Coś o.kwietnym aromacie  dodał nekromanta, gdy sługa skierował się kubocznemu wejściu.Wrona przestała łazić po kominku i przyglądała się teraz czarodziejowi,przekrzywiając głowę.Po chwili wróciła do spacerowania. Usiądz, proszę.Jestem Bauchelain. Szybki Ben [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl