[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajmij się nią.Mimo odległości w głosieuzdrowiciela znać było głębokie zadowolenie.Jestem ci w tej chwili do czegoś potrzebny?Nie, uzdrowicielu.Wyzwanie, jakie stanowi twój krewny, witam z wielką radością.Irzeczywiście tak było.Cudowność i piękno świata były w zasięgu jego ręki.Skontaktuję się z Michaiłem i powiadomię Savannah.Przybędziemy, gdybyś naspotrzebował.W innym wypadku spotkamy się później.Nie ma takiej potrzeby, zapewnił Julian.Wierzył we własne umiejętności.Nie chciał,żeby Gregori się mieszał, nie potrzebował też jego obecności.Uzdrowiciel niewątpliwie znałnaturę mroku, który czaił się w duszy Juliana i który Julian trzymał w tajemnicy nawet przedwłasnym bratem.Gregori wierzył, że Julian jest mężczyzną honorowym, wiedział też jednak ojego cieniu.Dlatego mógł uznać, że ktoś taki jak on nie ma do Desari prawa.Julian nie zamierzał zrezygnować z Desari.Byłoby to zresztą niemożliwe, nawet gdybychciał.Byli ze sobą związani na wieczność.Rytualne słowa zostały wypowiedziane.I choćnie dopełnili jeszcze całości obrzędu, sama starożytna formuła była wiążąca i Julian wiedział,jakie niesie za sobą konsekwencje.Nie mogli się rozdzielić bez straszliwego żalu, bezpotwornego psychicznego bólu.A fale karpatiańskiego ognia w końcu i tak by ich pokonały,domagając się zjednoczenia obojga.Zdrowe zmysły mężczyzny, jego duszę chroniło to, żemógł związać ze sobą partnerkę na zawsze, niezależnie od jej obaw.Z obawami można sobieporadzić, duszę traciło się na wieczność.Desari myślała, że może pokierować swoim63przeznaczeniem, że ma wybór, Julian jednak wiedział swoje.Należała do niego, była jegoczęścią.I choć honor domagał się, by postąpił należycie i pozwolił jej odejść od kogoś takiegojak on, było już za późno.Związał ich ze sobą w gorączce pierwszego spotkania.Stało się.Westchnął lekko i przyciągnął ją bliżej.- Twój brat jest Karpatianinem, to twoja krew.Nie chciałbym, żeby stało mu się cośzłego.Jeżeli to konieczne, żebyśmy z nim zostali, póki nie zyskamy pewności, że nie zrobisobie krzywdy, niech tak będzie.Desari wiedziała, że Julianowi wydaje się, iż zgodził się na wielkie ustępstwo, naprawdęjednak nie wyświadczał jej żadnej przysługi.Darius łatwo go nie zaakceptuje.Tak samo jakDayan czy Barack.Będą sprawiać trudności, i to w najlepszym wypadku.Przez stulecia bylizdani wyłącznie na siebie, przebywali wyłącznie we własnym gronie.Niełatwo im będzieprzyjąć nieznajomego.Rozdział 5Desari odsunęła głowę od ciepłęj, kuszącej piersi Juliana.W jej ogromnych łagodnychoczach malował się smutek.- Wiem, że tego nie rozumiesz, ale muszę natychmiast wrócić do rodziny.Nie chcęzachowywać się dłużej nieodpowiedzialnie i samolubnie, gdy mój brat tyle z siebie daje.Spodziewała się, że Julian będzie się sprzeciwiał, i ręka, którą trzymała mu na sercu,zadrżała.Złote oczy spojrzały władczo na jej zwróconą w górę twarz.Płonący w nich ogień,tak intensywny, tak jawny, sprawił, że zabrakło jej tchu, że zachwiał jej stanowczością.Czymożliwe, że aż tak bardzo jej potrzebował? Nie krył się z tym, nie obawiał się o swoje ego, niebał się całkowitej bezbronności? Jak mogła odwrócić się od tak szczerze okazywanegopragnienia?- Julianie.- Wyszeptała jego imię z bolesnym pożądaniem.Czuła się rozdarta międzydwoma mężczyznami, lojalnością wobec obu, choć jeśli chodzi o drugiego, ta lojalność byładla niej niezrozumiała.- Do świtu pozostało tylko kilka godzin, najdroższa.Jeśli chcesz wrócić do Dariusa, porato zrobić.Głos Juliana był niczym łagodne, hipnotyzujące zaklęcie, uwodzicielskie i bardzomęskie.Sam dźwięk stanowił niebezpieczeństwo dla jej rozchwianej woli.Jego słowa mówiły64jedno, nieskrywany zaś erotyczny żar szeptał coś całkiem innego.- Przestań patrzeć na mnie w ten sposób - ostrzegła go.Coś uwięzło jej w gardle,uniemożliwiając oddychanie.Próbowała oderwać wzrok i uciec przed intensywnością jegospojrzenia – Nie potrafię myśleć, kiedy tak na mnie patrzysz.Przesunął dłonią po jej włosach, pocierając opuszkami jedwabiste pasma, jakby niepotrafił się powstrzymać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]