[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eliot chciał sprawdzić, gdzie się znajdują, i wrócić po nich z przewodnikiem.Maggie wyraziła gotowośćtowarzyszenia mu.Odpowiadało to planom jej i Kena.A poza tym delektowała się myślą, że zostanie samna sam ze swoim kochankiem.To prawda, że w pewnym momencie przestali panować nad sytuacją.Ken zdecydował się szukać na własnąrękę drogi powrotnej.Postąpili wbrew wszelkim instrukcjom bezpieczeństwa.Ale przecież Ken miał rację.Wcale nie byli daleko od obozu.Wykazał się pomysłowością i odwagą.Gdy zauważyli dym ogniska, zatrzymali się, objęli i uczcili przychyl-ność losu długim pocałunkiem.Wydarzenie okazało się cudowną przygodą.- Meade ma rację - rzekł Eliot.- Nie powinienem był zostawiać was tam samych.Zaoszczędziłoby to namwszystkim wiele strachu.Przecież Meade wcale nie robił mu wyrzutów, uświadomiła sobie Carol.To ją i Kena nazwał głupcami za to,że nie poszli razem z Eliotem.Kolejny dysonans, pomyślała.Jej niepokój zaczął wzrastać.- Zagadką pozostaje dla mnie ta cholerna awaria ciężarówki.- Uwaga Meade'a skierowana była do Eliota.120 - Głosuję za tym, żebyśmy nie wracali już więcej do całej sprawy - wtrąciła się nagle Maggie.- Wyciągnijmyz niej wnioski na przyszłość i dajmy sobie z nią spokój.- Uśmiechnęła się z przymusem.- Jestem za - powiedział Eliot.- Zróbcie mi jeszcze raz coś takiego, a zostawię was tu samych.Będziecie mieli okazję do woli pobawić sięw Tarzana i Jane.Mogłem przez was stracić licencję - mruknął Meade.- Wobec której nasze życie jest niczym - powiedział pogodnie Ken z nutą sarkazmu.Na ułamek sekundy twarz Meade'a naprężyła się.Przewodnik popatrzył ze złością na Kena.Carol pomyśla-ła, że konfrontacja jest nieunikniona.Ale on podniósł się z miejsca i ruszył w stronę ciężarówki.- Odjeżdżamy za dziesięć minut - rzucił tylko.- Nie jest dzisiaj zbyt pogodnie usposobiony - zauważył Ken.- Obawiam się, że wczoraj przeżył ciężkie chwile.- Eliot próbował usprawiedliwić zachowanie Meade'a.- A do tego jest na bani - dodał Ken.- Wytrzezwieje - powiedział Eliot, ale jego zapewnienie nie zabrzmiało przekonywająco.Potulne i ustępliwe zachowanie Eliota było właśnie tym, co dawało Carol najwięcej do myślenia.Jego posta-wa wydawała się jej nadzwyczaj zagadkowa.Przez dwa dni włóczyli się po równinach.Robili zdjęcia, tropili stada różnych gatunków zwierząt i bez powo-dzenia szukali śladów nieuchwytnego lamparta.Każdego popołudnia zbierały się chmury i sawannę zalewa-ły ulewne deszcze, zamieniając jej powierzchnię w błoto.Grząska ziemia udaremniała popołudniowe wy-cieczki.- Miejmy nadzieję, że w Masai jest bardziej sucho - powiedział Meade.Jego nastrój pogarszał się wprostproporcjonalnie do ilości wypitej whisky.Zachował na tyle zdrowego rozsądku, że w czasie wypraw ograni-czał alkohol do jednej piersiówki.Z powodu opadów deszczu nie mogli siedzieć przy ognisku i dwa ostatnie wieczory w Samburu spędzili wnamiocie-jadalni, co przyprawiło Carol o klaustrofobię.W ciągu ostatnich dwóch dni nie nadarzyła się okazjana bezpieczne "t te a t te" z Kenem.Obie pary ani na chwilę się nie rozstawały.Carol zaczęła się czuć nie-pewnie.Miała wrażenie, że jest śledzona.Podczas ostatniej kolacji w Samburu jej poczucie zagrożenia osiągnęło punkt zwrotny i wyszła z jadalni wpołowie głównego dania, przesyłając Kenowi wzrokiem sygnał.- Problemy żołądkowe - wyjaśniła.- Lepiej niech się pani wcześnie położy spać - rzekł Meade.Jutro czeka nas długa jazda do Masai.A drogajest zła.Perspektywy nie były zachęcające, zważywszy na coraz większe problemy alkoholowe Meade'a.Carol pa-miętała, że droga do Masai jest rzeczywiście paskudna.Czekała na Kena z tyłu swojego namiotu, ukryta przed niepożądanym wzrokiem.Czuła przygnębienie i roz-pacz.Coraz trudniej przychodziło jej bagatelizowanie swoich obaw.Musiała chociaż na chwilę znalezć się zKenem sam na sam.Podszedł do niej od tyłu.Odwróciła się i rozejrzała za jego plecami, żeby się upewnić, czy nikt ich nie widzi.- Co im powiedziałeś? - zapytała szeptem.- Korzystam właśnie z toalety - odparł Ken.- I tak dyskusja przy stole toczy się bez mojego udziału.Przygarnął ją do siebie.Rozmawiali półgłosem, szepcząc sobie nawzajem do ucha.- Boję się, Ken - powiedziała.- Coś jest nie tak.- Też to wyczułem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl