[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kopiec piasku usypany u podstawy kaktusa zaczął się zsuwać miniaturowąlawiną.Szybko, coraz szybciej.Patrzyli, jak z ziemi zaczyna się wynurzać drugi kaktus.W pierwszej chwili rósł powoli.Potem nagle wynurzył się wcałościNie, to ludzkie ramię.Pozbawione ciała.Same kości.Promieniowa, łokciowa i dłoń.Na nadgarstku widniał zegarekz brylantami.Zalśnił w promieniach księżyca.- O Boże! O Boże mój! - wysapała Sunny.- O Boże, Mac, powiedz, że mi się to wszystko tylko śni, że to nie jestżaden dom z horroru!Mac już oglądał zegarek - nadal wskazywał właściwą godzinę.Rozdział 41Palm Springs to miłe, nieduże miasto, wspomnienie po latach dwudziestych i trzydziestych, ze współczesnymiakcentami i niepowtarzalnym urokiem.Siedząc w pokoju przesłuchań policji Palm Springs, Sunny miała wrażenie,że nic tu się nigdy nie dzieje.Chociaż zdjęła już kły, wiedziała, że i ona, i Mac nadal prezentują się dość podejrzanie- ona jako wampirzyca, a Mac jako Johnny Depp w roli psychopaty, a przy tym oboje poobijani, posiniaczeni, brudnii przerażeni.Niedługo potem Mac wrócił do domu Perrina ze śledczymi, a Sunny siedziała, popijając kawę pod sceptycznymspojrzeniem młodej policjantki.Skrępowane wymieniały jakieś uwagi o swojej pracy.Wreszcie Sunny skończyły siętematy do rozmowy.Kiedy dopiła kawę, Mac wrócił na odsiecz i powiedział, że jadą do Demarca.Gliniarze teżchcieli zadać facetowi parę pytań.Nowy dom Demarca na pierwszy rzut oka dzielnie stawił czoło trzęsieniu ziemi, tyle że potłukło się trochękieliszków do martini, a co starsi goście zasłabli z wrażenia i trzeba było wezwać pogotowie.Sam Demarco wydawał się zupełnie niewzruszony, pytania go nie wytrącały z równowagi, był uprzejmy i mówiłniewiele.Nie ma pojęcia, czyje to ciało ani gdzie podziewa się jego przyjaciel, Perrin.Oznajmił, że Mac może topotwierdzić, bo już wcześniej przecież miał pomóc w poszukiwaniu Perrina.149 - Proszę sprawdzić dom - zaproponował Demarco.- Tutaj Rona nie znajdziecie.- Ale to przecież pustynia Mojave - powiedział pózniej Mac do Sunny.- Perrin może być praktycznie wszędzie.Kiedy już wyjedzie poza Palm Springs i stworzone przez człowieka oazy, w promieniu wielu kilometrów nie ma nicoprócz kamieni, piasku i wzgórz.A dalej ią wysokie góry i tylko od czasu do czasu stoi gdzieś przytulony mały do-mek czy chata myśliwska.To tak, jakby szukać szczura na pustyni.Ale wiedział, że teraz już nic nie powstrzyma policji.Na dziedzińcu pochowano czyjeś zwłoki i Ron Perrin stał siędla gliniarzy z Palm Springs  obiektem zainteresowania".A wszyscy wiedzieli, co to znaczy.- Musi być gdzieś niedaleko - stwierdził Mac.- Demarco może wiele zyskać, jeśli pozostanie lojalny wobec Perrina.Sądzę, że gdzieś go ukrywa.Rozdział 42Allie zaangażowała się w życie Manoir i bistro.Codziennie wczesnym rankiem szła z Pieskiem na spacerzielonyiriibrzozowymi zagajnikami i wzdłuż pól żółtych od słoneczników.Jasnopłowe króliki kicały wśródżywopłotów i pies ganiał za nimi, chociaż nigdy żadnego nie złapał.Unikała czytania gazet, a pierwsze medialnezamieszanie po jej zniknięciu ucichło.Z drżeniem serca zastanawiała się czasem, dlaczego Ron nie próbował jej odszukać.Uznała, że on dalej jest zMarisą.Ich romans okazał się mimo wszystko miłością.Któregoś dnia zawędrowała w piaszczystą aleję, gdzie z bujnej winorośli zwisały olbrzymie kiście twardych, jasnychwinogron.Na końcu każdego, idealnie utrzymanego rzędu rósł krzew pięknie kwitnącej róży.Allie wyjęła z kieszenimały scyzoryk, kupiony do wykorzystywania na improwizowanych piknikach, żeby ściąć kilka kwiatów i zanieśćswojej gospodyni.- Hej, co pani wyrabia? - Robert Montfort patrzył na nią gniewnymi niebieskimi oczami.- Madame, czy pani niezdaje sobie sprawy, %7łe te róże są tu dla ochrony winorośli?155 - Och, ja.Nie, nie wiedziałam.- Mówienie po francusku łatwiej jej przychodziło, kiedy była wzburzona i niezastanawiała się zbytnio nad odmianą czasowników.- Bardzo przepraszam - dodała.- Nie pomyślałam.- No to następnym razem może pani pomyśli.Te róże mają swoje zadanie.Przyciągają owady, co chroni przed nimiwinorośl.A nam pozwala zorientować się, jakie szkodniki mogą ją atakować.Pokiwała głową z miną pełną skruchy.Przyjrzał jej się uważnie, a ona szybko odwróciła wzrok, ale przedtemzauważyła, że dziedzic ma na sobie stare dżinsy i niebieską, rozpiętą pod szyją koszulę, i wygląda, żeby użyćokreślenia Petry,  bardzo seksownie".- O, fryzura prezentuje się już dużo lepiej - powiedział, podchodząc bliżej.Nerwowo uniosła dłoń do włosów.- Jacąui w wiosce ostrzygła mnie porządnie.Uśmiechnął się lekko.- Przepraszam za te niegrzeczne komentarze w bistro.Nie chciałem sprawić pani przykrości.Znów pokiwała głową.- Nic się nie stało.Pewnie zasłużyłam na krytykę.- Cóż, ale z nikogo nie można się śmiać.- Stał i patrzył na nią, a ona przekładała zerwane róże z ręki do ręki.- Moi dziadkowie mieszkali na wsi - powiedziała niespodziewanie dla samej siebie, bo nigdy nie znała dziadków itylko mgliście pamiętała historie przekazywane jej w co trzezwiej szych chwilach przez matkę.-Byli dzierżawcami.Uprawiali tytoń.Pochodzili z Południa.- No cóż, ja też zajmuję się uprawą - odparł.- Widziała już pani kiedyś winnicę? - Kiedy pokręciła głową, spytał: -No to może chciałaby ją pani teraz zobaczyć? Osobiście oprowadzę.Chodzmy.- Zawrócił w stronę drogi, gdziezaparkował wysłużonego jeepa.Pies ruszył za nimi.- Wabi się Piesek - wydyszała Allie, idąc szybko, żeby nadążyć za Montfortem.- Znalazłam go porzuconego przedkawiarnią przy autostradzie.- A więc jest pani miłośniczką psów? Allie przyszła na myśl Caprice.- Nie wszystkich - powiedziała, a potem przypomniała sobie Pirata.-Ale w jednym, oprócz mojego, jestemzakochana.Pojechali wąską alejką.151 - Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś był zakochany w psie  stwierdził Robert Montfort, skręcając w jeszcze węższądrogę.W oddali, na horyzoncie, wyrastała grupa bladozłotych kamiennych zabudowań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl