[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to, jak za niepłaciła.Zaskakujące.-Bo kiedy mówisz, że jedziesz na długi weekend do siostry, to tak naprawdęrobisz coś zupełnie innego, no nie?Na twarzy Grenady pojawił się grymas strachu.- Nie, nieprawda.Każdy dostrzegłby drżenie jej górnej wargi, ale tylko ja widziałam macki, które próbowały mniepowstrzymać.Wzdrygnęłam się i zmusiłam, żeby znowu dotknąć jej ramienia.Film Grenady naglezogromniał i w niezwykle wysokiej rozdzielczości zobaczyłam więcej, niż chciałam.Grenadazdejmuje ciuchy.I tańczy.Nago.- No cóż, jeśli przez wizytę u siostry rozumiesz striptiz w nocnym klubie, to bardzo przepraszam.Fak-tycznie mówisz prawdę.88 Tłum ucichł.Rozległy się tylko gwałtowne westchnienia i szepty kilku osób:  To prawda?",  Skąd onawie?" i  Co takiego?!"- Mówiłaś właścicielowi, ile masz lat, G.? - spytałam, nazywając ją tak jak osoby z jej paczki.- Bojeśli boisz się mu powiedzieć, chętnie do niego zadzwonię w twoim imieniu.Grenada zdobyła się tylko na:  Jesteś śmieszna", zanim odeszła.Ale Jenny Yedgar ani drgnęła.Stałatuż przed Shirl i wyglądała, jakby zamierzała się bić.Nagle poczułam się wyczerpana, całkowiciepozbawiona energii, Shirl jednak była totalnie przerażona.Musiałam jej pomóc.- Nie odpowiedziałaś! Dlaczego kłamiesz, że spałaś z Ryanem? - Jenny pchnęła Shirl i przewróciła jąna podłogę.Stanęłam między nimi, złapałam Jenny za ramię i natychmiast zobaczyłam - wyraznie jak na dłoni -dlaczego tak się wściekała.Przed oczami przeleciały mi obrazki Jenny uprawiającej seks.Mnóstwoseksu.Nie widziałam z kim, ale po chwili stało się to jasne jak słońce.I choć na podłogę spadały różneubrania w różnych miejscach, facet zawsze był ten sam.Ryan.- Nie ty pierwsza kochałaś się z Ryanem McAlliste-rem, Jenny - powiedziałam na tyle głośno, żebyusłyszały to zgromadzone niedobitki.Puściłam jej ramię, ale ona chwyciła mnie za łokieć.Miała złe zamiary.Nowe obrazki wyskakiwały zniej jak marionetki na sznurkach.Całym ciałem napierała na mnie i nagle poczułam, a raczejokczułam jej brzuch.Coś w środku.Jakby dziecko.Cofnęłam się przed dwoma chłonnymi jak gąbka i pustymi w środku rurami, które wyłoniły się zJenny83 i próbowały dosięgnąć mojego nosa.Nie popuściłaby mi, więc chlapnęłam jedyne, o czym mogłammyśleć: wygadałam prawdę.- Okej, jesteś w ciąży, ale nie musisz od razu robić mi krzywdy!Oczy Shirl się rozszerzyły, a wśród grupki gapiów przeszedł szmer.W całym holu dało się słyszećbrzęczenie:  To dlatego jest gruba!" i  Wiedziałam, że jest w ciąży".Nikt nie zakwestionował tego, copowiedziałam.Jenny nawet nie zdążyła się odgryzć.Azy pociekły jej z oczu.Odepchnęła mnie i zeszlochem rzuciła się przez hol.Libby, najlepsza przyjaciółka Jenny, stała z otwartymi ustami.- To miała być tajemnica.Zachowałaś się po chamsku.Racja, ale mleko już się rozlało i teraz wszyscy wiedzieli o odmiennym stanie Jenny.Wyciągnęłam rękę do Shirl i pomogłam jej wstać, gdy zadzwonił dzwonek.Uściskała mnie, kiedytowarzystwo się rozproszyło.- Dzięki, Beth.Bo chyba powinnam być ci wdzięczna.- Oddychała ciężko.- Nie ma sprawy.Kropki zawirowały wokół Shirl.Widziałam ją bardzo niewyraznie.Czułam się wyczerpana jak poprzejściu tsunami.Chwilę wcześniej z pasją wygarniałam ludziom, a teraz ledwo żyłam.- Słuchaj, przepraszam, że ci nie powiedziałam o Ryanie.Ale jak.Kiedy.Skąd się dowiedziałaś? -Głos jej się łamał, jakby trafiła w złą nutę.Z trudem powstrzymywała łzy, patrząc na mnie zpodziwem i strachem jednocześnie.- Beth, ile czasu wiesz o tym wszystkim?84 - Mniej niż dwie minuty - odparłam zgodnie z prawdą.- Ale skąd?Aatwo mogła wywnioskować, że coś jest nie tak.Dlatego czas się zabierać.Nie chciałam jejtłumaczyć.- To i owo obiło mi się o uszy - skłamałam.- Spotkajmy się pózniej w Bordens, dobra? Muszę spadać.Zebrałam resztki energii i ruszyłam do wyjścia.Ostatni raz dotknęłam drzwi szkoły.- Wszystkiego najlepszego z okazji ukończenia liceum - powiedziałam, kiedy zabrzęczał dzwonek.-Wolności bije dzwon?Wcale nie czułam się wolna.Czułam, jakbym miała u nogi kulę cięższą niż cokolwiek, co do tej poryprzeżyłam. Dolly udało się zebrać niemal wszystkie niezbędne zawieszki na bransoletkę.To były jej dwudziesteczwarte urodziny, potrzebowała więc jeszcze dokładnie dziewięciu, żeby skompletować dwadzieściacztery. If lost" od Tiffany'ego, maleńkie złote H i znaczek Birkin Hermesa, kwiatek Chanel zdwudziestoczterokaratowego złota, koniczyna Van Cleef & Arpels, inicjały z torebki Louisa Vuittona,gwiazda Bucellati, firmowe znaczki Bvlgari i Gucciego - wisiały przy łańcuszku na nadgarstku Dolly,skrząc się w blasku jej szmaragdowych oczu.Ponad siedem tysięcy dolarów w zawieszkach.Kradzionych.Kleptomania zaczęła się dość łagodnie.Dolly nie zdawała sobie sprawy, że to robi.Akuratprzymierzała pierścionek, kiedy coś odwróciło uwagę sprzedawcy.Dopiero w domu zorientowała się,że nie zdjęła pierścionka.Nawet wróciła do sklepu, żeby go oddać.Ale sprzedawca przywitał się z niąi rozmawiał, jak gdyby nigdy nic.I tak to wyglądało zawsze.Jakby wszechświat chciał, żebyposiadała te rzeczy.Nikt nigdy się na nią nie wściekał, nie ruszał w pogoń, nie wyprosił jej ze92 sklepu.W sumie dlaczego mieliby to robić? Przecież się nie zorientowali, że coś jest nie w porządku.Cartier - nowe miejsce.Olśniewające witryny.Nienaganny personel.Dolly nosiła bransoletkę niczymbroń, dzięki której żaden ze sprzedawców nie odważyłby się zakwestionować jej siły nabywczej.Nigdy też nie onieśmielali jej portierzy.Wręcz przeciwnie.Dolly ich olśniewała.Nie wszystkich.Wystarczyło jednego.Najlepiej tego, który znajdował się blisko celu.A dzisiaj? Na celownikuznalazła się różowa kłódka - serce z osiemnastokaratowego złota z diamentami i rubinami.Cartiersłynął z zawieszek-amulecików w kształcie skarabeusza, czterolistnej koniczyny, królowej kier,szczęśliwej trzynastki albo podkowy.Dziś też Dolly zaczynała nowy poziom.Nie chodziło o to, żechciała zatrzymać zawieszki dla siebie.Mogła spokojnie je sprzedać i rozdać pieniądzepotrzebującym.Ale zamierzała zgromadzić wszystkie.W niecałą godzinę.Sprzedawczyni była idealna.Kobieta w średnim wieku, z przymilnym spojrzeniem zzadwuogniskowych szkieł, z idealnie uczesanymi krótkimi włosami.- Witamy u Cartiera.Mam na imię Nanette.Dolly wiedziała, że z łatwością może ją wprowadzićw trans, ale na wszelki wypadek przeprowadziła test.Spojrzała sprzedawczyni w oczy, wypuściłapowietrze nosem, kierując je w zrenice kobiety, i przytrzymała jej wzrok, póki tamta nie mrugnęła.- Jak się pani nazywa? - spytała słodkim głosem Dolly, znów wypuszczając powietrze.Patrzyła, jakkobieta się odpręża pod wpływem ciepłego oddechu.- Witamy u Cartiera.Mam na imię Nanette.Czym mogę pani służyć?87 Nanette uśmiechnęła się, jakby wypaliła skręta.Tak było zawsze.Jadeitowe oczy Dolly odurzałyludzi.Ona sama nazywała to  utransowieniem".Ktoś inny pewnie uznałby, że to hipnoza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl