[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczekajmy, aż się z nią spotkamy, wówczas sama rozstrzygnie, kto miał rację.Wielkolud miał taką minę, jakby zamierzał jeszcze wygłosić parę opinii, leczuprzedziło go piskliwe bip, bip, bip, przypominające odgłos wydawany przez mikrofalówkęinformującą, że jedzenie jest gotowe.To ja stanowiłem jego zródło.Pomacałem w kieszeni iwyłowiłem zabraną Gentle krótkofalówkę.- Pokażesz mi jeszcze raz, jak to działa? - poprosiłem DeJonga.Już miał odebrać mi krótkofalówkę i zademonstrować, wtedy jednak przypomniałemsobie słowa Gentle i puknąłem w guzik SEND.- Castor - powiedziałem i przełączyłem na RECEIVE.Radia były naprawdę pierwsza klasa, warte każdego grosza wydanego na nie przezJennę-Jane.Bez żadnych zakłóceń ani szmerów usłyszałem głos Gila McClennana, głośno iwyraznie.Czy raczej cicho i wyraznie, bo zdecydowanie go zniżał.- Nic nie mów, Castor - rzucił.- Wymyśl kogoś prawdopodobnego i udawaj, że to znim rozmawiasz.Zrób to, już! Nim zaczną coś podejrzewać.- Jak znalazłeś tę częstotliwość, Nicky? - zaimprowizowałem.- Zwietnie - rzucił McClennan.- Czy jesteś tam sam z Dicksem, czy zabrał ze sobąwsparcie? Powiedz.no nie wiem, pojedynczy, jeśli jest sam.- Raczej podwójny - odparłem.- Kurwa.No dobra, słuchaj.Nie odwożą cię do domu.- Co? - Starałem się zachować neutralny ton głosu, ale nie przychodziło mi to łatwo.-O czym ty mówisz?- Nie odwożą cię do domu.Profesor chce cię trzymać jak najdalej od tego, co właśnierobi.Kazała im cię tam zatrzymać, dopóki.Reszty nie usłyszałem, bo wóz zjechał z drogi w niewielką zatoczkę.W tym samymmomencie DeJong podsunął mi pod twarz krótką, paskudną lufę pistoletu.- Powiedz mu, że oddzwonisz - zasugerował, mrugając rubasznie.- Wybacz, Nicky - rzekłem.- W tej chwili trudno mi rozmawiać.- Szalony biskup i niedzwiedz" na dworcu Paddington - powiedział szybkoMcClennan.- Będę na ciebie czekał.Jeśli zdołasz się im urwać, spotkajmy się tam.Dodał coś jeszcze, lecz Dicks wyrwał mi z ręki radio, nacisnął wyłącznik i zamknął wschowku na rękawiczki.- Wybierzmy się na spacer - zaproponował.Moja kontrpropozycja była krótka: pierdol się.Nacisk pistoletu na mój policzek wzrósł znacząco.- Dziewięciomilimetrowe MagSafe - zauważył lekko DeJong - mają zerową siłęprzebicia.Byłoby sporo krwi do posprzątania, ale kula zostałaby w twojej głowie.Lepiejdobrze naoliw dupę.- Zamierzacie mnie zabić po tym, jak obaj się ze mną pokazaliście? Bez urazy, alenawet wśród kretynów to niewiarygodny popis głupoty.- Wybierzmy się na spacer - powtórzył Dicks, a DeJong odbezpieczył broń.Przynajmniej zakładam, że to właśnie zrobił: ciężko mnie nazwać ekspertem od tychrzeczy.W każdym razie przesunął kciuk, a pistolet wydał z siebie głośny szczęk, któryzupełnie mi się nie spodobał.Powoli przesunąłem się do bliższych drzwi i otworzyłem.DeJong trzymał mnie namuszce, Dicks tymczasem wysiadł zza kierownicy i okrążył samochód, by do mnie dołączyć.Wyciągnął mnie z wozu i popchnął w stronę niewielkiej kępy drzew.Obejrzałem się nadrogę.Wciąż pozostawaliśmy na widoku i gdyby w tym momencie ktoś przypadkiemnadjechał, zaryzykowałbym rękę i spróbował ucieczki.Ale nic się nie zjawiło.W takiejsytuacji pozostawała mi całkowita kapitulacja albo próba walki z Dicksem.Przez momentmiałem ochotę rzucić się na niego, ale był ode mnie cięższy o dobre trzydzieści kilo, i tosamych mięśni.Nadal ważyłem w myślach szanse, odkrywając, że mam ich za mało, kiedyDeJong wysiadł i do nas dołączył, raz a dobrze rozstrzygając problem.Pozwoliłem się popychać i prowadzić przez wąskie pasmo asfaltu i dalej pod drzewa.Grunt opadał tu ostro w stronę rowu melioracyjnego jakieś osiem stóp niżej.Dicks obejrzałsię, uznał, że wciąż jesteśmy zbyt widoczni, i ponownie pchnął mnie w stronę rowu.- Na dół - warknął.- Nie - zaprotestowałem.- Tyle wystarczy.Dicks, cokolwiek Jenna-Jane cipowiedziała, to naprawdę kiepski.Wielkolud przyłożył mi dłoń do piersi, rozcapierzając palce, i pchnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]