[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałem ochotęryknąć, że nie ma prawa nic ode mnie wymagać, że może spadać z tąswoją rzeczowością, że nie wie, jak to jest być mną, ale zamiast tegowstałem. Muszę iść  oświadczyłem. Dokąd? Do ojca.Nie widziałem go całą wieczność. Skontaktuj się z Runem!  zawołała za mną. Nie ma sensu tegoodkładać.Twoje problemy same nie znikną.Ociec siedział w świetlicy, wyprostowany w fotelu, w kręgu innychstarych kobiet i mężczyzn.Telewizor był włączony i większość się w niego wpatrywała, ojciec również, lecz jego oczy i twarz wydawałysię bez życia, jak gdyby jaskrawe kolory i migoczące ruchy na ekranietworzyły jedynie abstrakcyjne, nierozpoznawalne i pozbawioneznaczenia wzory. Tato  odezwałem się, pochylając się nad nim.Odwrócił się, oczy mu pojaśniały.Jego radość na mój widok byłaszczera, niezafałszowana. To ty  odezwał się, lecz równie prędko jego oczy przygasły,zaciął się, a ja wiedziałem, że albo nie pamięta mojego imienia, albołączącej nas relacji. Dobrze cię widzieć, tato  powiedziałem, z naciskiem na ostatniesłowo. Jestem Mikael.Twój syn, Mikael.Wolno skinął głową, jakby potwierdziły się jego podejrzenia. Tak, to ty.Mikael.Dobrze wyglądasz. Ty też, tato. Długo cię nie widziałem. Tak, tato.Bardzo długo.Pójdziemy do twojego pokoju? Możemyobejrzeć stare zdjęcia.Ucieszył się. Z chęcią.Czułem się, jakbym puszczał starą płytę gramofonową.Wiele razyodbywaliśmy już tę rozmowę, zawsze przebiegała niemal identycznie.Pomogłem mu wstać, a on trzymał mnie za ramię, gdy wolno szliśmykorytarzem.Przyglądał się każdym mijanym drzwiom.Jego ustaporuszały się bezdzwięcznie i wiedziałem, że czyta tabliczkiz nazwiskami, bo nie jest pewien, gdzie znajduje się jego pokój.Codziennie chodził tym samym korytarzem, pokonywał trasę międzypokojem a świetlicą, tam i z powrotem, tam i z powrotem, ale niewiedział, gdzie mieszka.Po raz pierwszy pomyślałem, że całkiem go straciłem.Proces tenpostępował tak powoli, że nie zauważyłem, kiedy dokładnie się to stało.Ta chwila musiała nadejść, lecz ja byłem zbyt zapracowany, zbyt zajętywłasnymi sprawami, aby zwrócić na nią uwagę.Nie towarzyszyła jej teżżadna uroczystość, żadne spotkanie, które przyniosłoby mi pociechę,żaden rytuał, który pomógłby mi pogodzić się ze stratą i pozwolił iść dalej przez życie.Została jedynie ta sama, wiecznie powtarzana rozmowa, te samesłowa, prawie pozbawione sensu, i ten niekończący się korytarz,z drzwiami po obu stronach, a na nich obce nazwiska, oraz krótkie,powłóczące kroki mojego ojca w drodze przez nieznany teren. ROZDZIAA 39 Zawsze narzekałeś na to, że jestem adwokatem  powiedziałem. Za każdym razem, gdy prosiłem cię o pomoc, argumentowałeś, żejestem obrońcą, że stoimy po dwóch stronach barykady.Ty po stronieaniołów, a ja po stronie diabła. Zgadza się.Obrońcy to rodzone dzieci diabła. Ale teraz  ciągnąłem, nie zważając na jego wtrącenie  kiedy niejestem już adwokatem, nadal nie chcesz mi pomóc.Nigdy nie da ci siędogodzić?Król Słońce był śledczym w wydziale do spraw narkotykówi znaliśmy się od lat.Chociaż bardzo staraliśmy się to ukryć, łączyła nasswego rodzaju przyjazń.Teraz posłał mi długie, pozbawione wyrazuspojrzenie, po czym uniósł szklankę do ust i opróżnił ją jednym haustem.Pózniej beknął i wytarł wargi wierzchem dłoni. Dalej jesteś adwokatem, tylko teraz jezdzisz bez tablic.A tochyba jeszcze gorsze.Jesteś aż tak niemoralny, że nie wolno ciwykonywać nawet najbardziej niemoralnego zawodu na świecie. Zabawne  mruknąłem. Bardzo zabawne.Więc mi niepomożesz? Dlaczego ciągle mnie zadręczasz tymi swoimi beznadziejnymipytaniami? Nie znasz w policji nikogo innego, kto chciałby złamać dlaciebie prawo? Nie. Postawisz mi jeszcze jedno, Mikael?Tak uczyniłem.Wziąłem za dobrą monetę to, że jeszcze nie wstałi nie wyszedł. Nikt ci nie powiedział, że policjanci są wobec siebie lojalni? zapytał, gdy wróciłem do stolika. %7łe chronimy się nawzajem, a w raziepotrzeby kryjemy jeden drugiego? Gdzieś o tym w każdym razieczytałem.A ty chcesz, żebym doniósł na kolegę? Nie musisz na nikogo donosić, Karl Petter  zaprotestowałem.Tak miał na imię.Przydomek  Król Słońce zyskał z powodu swojejimponującej czupryny, burzy rudych kędziorków otaczających jegogłowę niczym korona.Przez to i  jak czasami myślałem  przez swojąarogancję godną jednowładcy. Proszę tylko, żebyś się nim trochę zainteresował.Dowiedział się, jaką ma opinię, czy był w cośzamieszany, wiesz, o co mi chodzi.Poza tym to żaden twój kolega, tylkonędzny komendant wiejskiego posterunku.Chrząknął. Zabawne, Mikael [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl