[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle zadrżała.- Nie zimno ci chyba, kochanie? - spytałem spoglądając na słońce.- Nie, nie.Był upał.Wygrzewaliśmy się w słońcu niemal jak na Riwierze.- Chodzi o tę kobietę.o tę Cygankę.- Zapomnij o niej.To wariatka.- Czy ona naprawdę uważa, że ta ziemia jest wyklęta?- Cyganie już tacy są.Wiecznie śpiewają o jakiejś klątwie, wyrażają ją tańcem.- Widzę, że wiesz coś niecoś o Cyganach?- Skąd - rzekła zgodnie z prawdą.- Ale jeśli nie chcesz zamieszkać w Cygańskim Gnieździe, kupimy dom gdzie indziej.Na szczycie góry w Walii, na wybrzeżu w Hiszpanii czy w górskiej części Włoch.Santonix postawi nam dom równie dobrze tam jak gdzie indziej.- Nie.Chcę mieszkać w Cygańskim Gnieździe.Tam cię zobaczyłam po raz pierwszy, jak idziesz drogą i nagle wyłaniasz się zza zakrętu.Potem ty mnie ujrzałeś, przystanąłeś i przyglądałeś mi się.Nigdy tego nie zapomnę.- I ja nie zapomnę, Ellie.- Więc tam i nigdzie indziej Santonix zbuduje nam dom.- Czy aby na pewno jeszcze żyje? - westchnąłem i poczułem się nieswojo.- Był tak ciężko chory.- Żyje.Widziałam się z nim.- Co? Pojechałaś do niego?- Tak.Kiedy byłam na południu Francji, odwiedziłam go w sanatorium.- Zaskakujesz mnie coraz bardziej, Ellie.Tym, co robisz, jak sobie radzisz.- Wspaniały człowiek, ale trochę przerażający.- Przestraszył cię?- Tak, nawet bardzo, ale nie wiem dlaczego.- Mówiłaś mu o nas?- Wszystko mu o nas opowiedziałam, o Cygańskim Gnieździe, o domu.Stwierdził, że powinniśmy zaryzykować i jemu powierzyć budowę.Rzeczywiście jest bardzo chory.Znajdzie jednak siły, żeby pojechać tam, obejrzeć teren, stworzyć sobie obraz całości, naszkicować plany, zrobić projekt.Powiedział, że jeśli umrze przed zakończeniem budowy, to trudno, a ja mu na to, że nie wolno mu tak mówić, musi nas przecież zobaczyć w wykończonym domu.- Coś jeszcze mówił?- Spytał mnie, czy wiem, co robię wychodząc za ciebie, a ja odparłam, że oczywiście wiem.- I co? I co?- Powiedział też, że się zastanawia, czy ty wiesz, co robisz.- Wiem dobrze, co robię.- Powiedział tak: „Pani zawsze będzie wiedziała, dokąd pani zmierza.Będzie pani szła tam, gdzie pani chce, po wybranej drodze.Mike to co innego.On może pójść w niewłaściwą stronę.Jeszcze nie dorósł do tego, żeby wiedzieć, dokąd idzie”.Zapewniłam go wtedy, że ze mną będziesz bezpieczny.Miała cudowną ufność we własne siły.Byłem zły na Santonixa.Przypominał mi matkę.Zawsze wiedziała o mnie wszystko najlepiej, lepiej niż ja sam.- Wiem, dokąd idę, Ellie.Idę drogą, którą chcę iść, idę nią razem z tobą.- Zaczęto już rozbierać starą ruderę, Mike.Przeszliśmy do bardziej przyziemnych tematów.- Jak tylko plany będą gotowe - powiedziała Ellie - prace muszą ruszyć z kopyta.Trzeba się śpieszyć.Tak mówił Santonix.Może weźmiemy ślub w przyszły wtorek? Lubię wtorki.- I nikogo nie będzie, dobrze?- Tylko Greta.- Do diabła z Gretą! Nie chcę jej mieć na naszym ślubie.Ty i ja, nikogo więcej.Świadków ściągniemy z ulicy.Kiedy patrzę wstecz, myślę, że był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu.Część drugaIXNo więc tak: Ellie i ja pobraliśmy się.Zaskakujące, prawda? Ale tak to wyglądało.Postanowiliśmy wziąć ślub i wzięliśmy ślub.To tylko etap całej historii, nie zakończenie romantycznej opowieści czy bajki dla dzieci.„Pobrali się i żyli długo i szczęśliwie”.Zresztą trudno doszukać się wielkiego dramatu w długim, szczęśliwym pożyciu.My pobraliśmy się, byliśmy szczęśliwi i dopiero po jakimś czasie zaczęto się do nas wtrącać, robić zwykłe trudności, zamęt, na co nie było rady.W sumie sprawa prosta.Ellie pragnęła zyskać swobodę i bardzo zręcznie maskowała swoje poczynania.Nad całością czuwała nieoceniona Greta, stała na straży, zawsze w pogotowiu.Szybko sobie uprzytomniłem, że nie było właściwie nikogo, kto naprawdę dbałby o to, co robi Ellie.Macochę pochłaniało życie towarzyskie, liczne romanse.Jeśli Ellie nie chciała jej towarzyszyć w jakiejś podróży gdzieś na koniec świata, w porządku, nie musiała.Miała odpowiednie guwernantki, panny do towarzystwa, pobierała naukę w ekskluzywnych szkołach.Chciała jechać do Europy, dlaczego nie? Dwudzieste pierwsze urodziny w Londynie? Proszę bardzo.Kiedy odziedziczyła olbrzymią fortunę, rodzina do czasu pełnoletności Ellie trzymała w garści jej majątek.Ale gdyby zapragnęła kupić willę na Riwierze albo zamek w Costa Brava, albo jacht, albo Bóg wie co, nie byłoby problemu.Wystarczyło, aby rzekła słówko, i ktoś ze świty, jaka zwykle otacza milionerów, wnet zaspokoiłby jej kaprys.Gretę najwyraźniej traktowano jako doskonałą gwardię przyboczną.Dziewczyna tak przedsiębiorcza, tak skuteczna w działaniu, zawsze na usługi, uprzejma wobec macochy, wujów, kuzynów, że drugiej takiej ze świecą szukać! Ellie miała do dyspozycji co najmniej trzech prawników - raz czy drugi wymknęło jej się coś na ten temat.Otaczała ją gęsta sieć bankierów, doradców, zarządców, czuwającymi nad finansami trustu.Migawki z tego świata przesuwały mi się przed oczyma, ilekroć Ellie mimochodem napomykała o tym i owym.Nie przychodziło jej oczywiście do głowy, że dla mnie to sprawy zupełnie obce.Ona wśród takich spraw wzrosła i było dla niej naturalne, że każdy powinien znać ich mechanizm, wiedzieć, o co chodzi.Zdziwicie się może, ale te migawki z życia każdego z nas były dla drugiego czymś najcudowniejszym w początkach naszego małżeństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]