[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, to była prosta jak drut uprawaobrony koniecznej, ale straciłbym masę czasu.Dlatego powiedziałem sobie: do diabla z tym, i poszedłem dalej.Kolejnyciekawy trzydziesty kwietnia.Dzień karabinu.Dwa strzały, kiedy szedłem ulicą.Cbybiły, zanim zrozumiałem, co się dzieje; wykruszyły cegły wmurze po lewej stronie.Trzeciego strzału nie było, ale usłyszałem huk i trzask z budynku po drugiej stronie ulicy.Okno natrzecim piętrze było szeroko otwarte.Przebiegłem.Frontowe drzwi starego domu były zamknięte na klucz, ale nie marnowałem czasu na subtelności.Znalazłem schody i ruszyłem na górę.Kiedy dotarłem do właściwego moim zdaniem mieszkania, postanowiłemwypróbować bardziej staromodne podejście do drzwi.Udało się.Były otwarte.Stanąłem z boku, pchnąłem je i zobaczyłem, że lokal jest nie umeblowany i pusty.I chyba opuszczony.Czyżbymsię mylił? Ale wtedy zauważyłem, że okno na ulicę stoi otworem.Zauważyłem też, co leży na podłodze.Wszedłem i zamknąłem za sobą drzwi.W kącie leżał połamany karabin.Ze śladów na kolbie wywnioskowałem, że ktoś walnął nim mocno w pobliskikaloryfer i dopiero potem odrzucił.A potem spostrzegłem na podłodze jeszcze coś: czerwone i wilgotne.Niewiele.Zaledwie kilka kropel.Szybko przeszukalem mieszkanie.Było nieduże.Znalazłem jedyne okno w jedynej sypialni, też otwarte.Wyjrzałem; na zewnątrz były schody przeciwpożarowe.Uznałem, że sam również powinienem się wynieść tą drogą.Naczarnym metalu zauważyłem jeszcze kilka kropel krwi, ale nic więcej.Na dole nie spotkałem nikogo.Moc.By zabijać.Luke, Jasra, Gail.Które z nich za co było odpowiedzialne?Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej wydawało mi się prawdopodobne, że ktoś telefonował takżepamiętnego ranka otwartych palników.Może właśnie dzwonek sprawił, że przebudziłem się ze świadomością zagrożenia?Za każdym razem, kiedy rozmyślałem o tych sprawach, akcent ulegał lekkiemu przesunięciu.Spoglądałem na nie w nowym świetle.Według Luke'a i pseudo-Vinty, w ostatnich epizodach nie groziło miwielkie niebezpieczeństwo, chociaż każdy z nich łatwo mógł stać się ostatnim.Do kogo powinienem mieć pretensje? Dosprawcy? Czy do obrońcy, który ledwie zdążył? I kto był kim? Pamiętam, jak opowieść ojca komplikował ten przeklętywypadek samochodowy, powracający stale niby motyw "Zeszłego roku w Marienbadzie".A przecież w porównaniu z tymwszystkim, co spadło na mnie, jego historia wydawała się trywialnie prosta.On przynajmniej wiedział na ogół, co marobić.Czyżbym został spadkobiercą rodzinnej klątwy dotyczącej splątanych intryg?Moc.Pamiętam ostatnią lekcję wujka Suhuya.Kiedy przeszedłem Logrus, sporo czasu poświęcił ucząc mnie tego,czego wcześniej nie mogłem poznać.Wreszcie nadeszła chwila, gdy myślałem, że skończyliśmy.Moja znajomość Kunsztuzostała potwierdzona, a ja byłem wolny.Sądziłem, że opanowałem całość podstaw i pozostało mi już tylko dopracowanieszczegółów.Zacząłem szykować się do podróży na cień-Ziemię.Aż pewnego ranka Suhuy przysłał po mnie.Uznałem, żepewnie chce się pożegnać i udzielić mi kilku przyjacielskich rad.Włosy miał białe, garbił się trochę i bywały dni, gdy chodził o lasce.To właśnie był jeden z nich.Miał na sobieswój żółty kaftan; zawsze myśłałem, ze to strój roboczy, nie do przyjmowania gości.- Jesteś gotów na krótką wycieczkę? - zapytał.- Będzie długa - odpowiedziałem.- Ale jestem prawie gotowy.- Nie.Nie o tę podróż mi chodzi.- Aha.To znaczy, że chcesz.zabrać mnie gdzieś w tej chwili?- Chodz - rzekł.Podążyłem więc za nim, a cienie rozstępowały się przed nami.Szliśmy przez coraz większe pustkowia, ażdotarliśmy do miejsc, gdzie nie było nawet śladu życia.Wokół leżały ciemne, sterylne głazy, nieruchome w mosiężnymblasku gasnącego, pradawnego słońca.To miejsce było chłodne i suche, a kiedy zatrzymaliśmy się i spojrzałem wokółsiebie, zadrżałem.Czekałem, by wyjaśnił, o co mu chodzi.Lecz nim przemówił, minęła długa chwila.Bez słowa wpatrywał się wmartwy pejzaż, jakby zapomniał o mojej obecności.Wreszcie.- Nauczyłem cię metod Cienia - oświadczył wolno.- A także kompozycji zaklęć i ich działania.Milczałem.To stwierdzenie nie wymagało chyba odpowiedzi.- Wiesz zatem nieco o własnościach mocy - kontynuował.- Pobierasz ją ze Znaku Chaosu, Logrusu, iwykorzystujesz na różne sposoby.W końcu spojrzał na mnic, więc przytaknąłem.- Rozumiem, że ci, co noszą Wzorzec, Znak Porządku, mogą dokonywać podobnych rzeczy sposobami, któremogą, ale nie muszą być podobne - mówił dalej.- Nie wiem na pewno, gdyż nie przeszedłem wtajemniczenia we Wzorcu.Wątpię, by duch zniósł wysiłek poznania obu Znaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl