[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Viriwan poprosił go siadać i podał mu cygaro, które Rul zapalił.- Co pana sprowadziło do mnie, panie Rul?- Chciałem poznać powód wczorajszych odwiedzin pana.- Miałem już wczoraj sposobność powiedzieć panu, że w klubieadwokackim zrobił pan na mnie wrażenie, a jeśli dodam skromnie, żejestem psychoanalitykiem i zajmuję się studiowaniem typów moichwspółbraci, to pojmie pan chyba, że odwiedziłem pana z powodów, żetak powiem, naukowych, dla zrobienia małej psychologicznej analizy.Zresztą - ciągnął powoli Viriwan - rozczarowałem się.Proszęnie brać mi tego za złe.Pan jest człowiekiem, ale żadnąindywidualnością.Bez dzisiejszej wizyty, zapomniałbym wkrótce oistnieniu pana.- Niech mi pan powie - przerwał nagle Rul.- Wszak panodwiedzał dom zmarłej świeżo pani Winjet, prawda?- O tak, był to jeden z najwytworniejszych i najbardziejinteresujących salonów Paryża.A pan, panie Rul przyszedł tu dlatego,aby wśród nic nie znaczącej rozmowy ze mną, wydobyć czy wiem otym, że i pan był tam owego wieczora? Tak, wiem o tym.Rul stropił się i unikał zimnego, przenikliwego wzrokuViriwana.- Wygląda pan na jasnowidzącego - rzekł, uśmiechając się zprzymusem.- Może, czemu nie? Jasnowidz nie jest niczym innym, jak logicznie myślącym człowiekiem.Widocznie ma pan ważny powód wtym, by tak postępować, jakby pan tam wówczas nie był.Ale niewiem, czy się to panu uda.Tego bowiem wieczoru był pan w saloniepani Winjet krótko i znikł pan tajemniczo.Może nie zauważono panaw tłumie.Jednak podkreślam raz jeszcze, że widziano pana tam, panieRul - A zatem?- Nic więcej.Nie jestem policją kryminalną.Nie zależy mi natym.A teraz nie wezmie mi pan za złe, że się ubiorę w jego obecności.Mam bowiem za pół godziny ważną konferencję.- Przy tych słowach zrzucił Viriwan jedwabny szlafrok i ubierałsię bez ceremoni.Rul siedział nieporuszony w krześle, obserwując go.Bielizna iczęści ubrania Viriwana były nie tylko w najlepszym guście, ale miałyjakieś specjalne właściwości.Kamizelka na przykład była ciekawiewycięta, podkreślając doskonale wytworność gorsu, marynarka byłaspecjalnie dobrze wcięta w pasie.Tym dziwniejszą wydała się Rulowikrawatka pana Viriwana.Była już na stałe związana i przyczepiana zauszko do guziczka przy kołnierzyku jak u starszych panów, którymwiązanie krawata sprawia zbyt wiele kłopotu.Viriwan pochwycił w lustrze ironiczny uśmiech.- Pan się śmieje z mojej krawatki - podchwycił, nie obracającsię.- Tak, każdy ma swoje właściwości.Zresztą - ciągnął dalej,szczotkując starannie włosy - każdy mężczyzna nosi taką pętlę naszyi.Cha, cha, pętlę! - roześmiał się głośno.Był gotów.- Nie pogniewa się pan, jeśli teraz pana wyproszę.Jestem zresztą zawsze do dyspozycji.- Ja także.- Obaj panowie opuścili hotel i pożegnali się na ulicy.* * *Komisarz Chevalier zdziwił się mocno, gdy do jego pokojuwszedł Viriwan, którego poznał dopiero wczoraj.- Co za zaszczyt - powitał go, ściskając gościowi dłoń.- Z pewnością moje odwiedziny zaskoczyły pana.Ale ponieważ właśnie wczoraj mówiliśmy o %7łółtej róży,uważałem za swój obowiązek podać panu kilka ważnych spostrzeżeńna ten temat.- Bardzo to pięknie z pana strony.- Jedynie z obowiązku.Lecz zanim powiem panu cośkolwiek,musi mnie pan zapewnić, że nikt się nie dowie o moich dzisiejszychodwiedzinach, a poza tym stawiam warunek, aby moje imię nie byłowspomniane ani w badaniach śledczych, ani w sądzie.Lauryzostawiam panu.Z pewnością zrozumie pan, dlaczego życzę sobie tejdyskrecji.Moje zajęcia naukowe nie pozwalają mi na mieszanie w niekryminalistyki.- Zapewniam pana, że nikt się nie dowie.Viriwan usiadł naprzeciw komisarza.- Czy nie zastanowił pana ten jegomość, który wyrwał sięwczoraj tak nagle?- W klubie adwokackim?- Tak jest.- Oczywiście.Natrafia się na wielu krytyków na każdym kroku, ale rozwiązania zagadki %7łółtej róży żaden by się nie podjął.- Przypuszczam.Jednak w sposobie bycia tego pana jest cośzagadkowego, co mnie jako psychoanalityka poważnie zastanowiło.Zabawiłem się ubiegłej nocy w detektywa.Mianowicie odwiedziłemgo póznym wieczorem.- Pan? - zawołał zdumiony Chevalier.- Tak.Ten człowiek mi się nie podobał.Był bardzo zdziwiony,gdy mnie zastał u siebie, jakkolwiek nie włamałem się, ale wszedłemprzez otwarte drzwi.Niestety nie dowiedziałem się niczego nowego w tej sprawie zwyjątkiem szczegółowego adresu pani Winjet.Wówczas przypomniałem sobie, że rzeczywiście widziałem go upani Winjet w ów wieczór pełen następstw.Co prawda tylkochwileczkę.Zniknął nagle.Obecni nie umieli mi nic o nimpowiedzieć, nie znali go.Także nie udało mi się dojść, kto właściwieposłał mu zaproszenie.Zapytana o to nieboszczka pani Winjetzaprzeczyła kategorycznie.Zdziwiłem się, zobaczywszy dziś rano usiebie tego pana, który się nazywa Frank Rul.Wskutek mojejnieoczekiwanej wizyty zbudziło się w nim podejrzenie, nie umiałsobie wytłumaczyć jej przyczyny, gdyż podałem mu jedynie celenaukowe.Spędził z pewnością bezsenną noc, a dziś rano ciągnęło godo mnie, chciał bowiem zbadać jak wielkie jest dla niegoniebezpieczeństwo.Przyjąłem go oczywiście bardzo uprzejmie, alepostanowiłem zaraz udać się do pana, tym bardziej, że powiadomiłemgo o tym, że wiem o jego bytności na wieczorze u pani Winjet. Wprowadziłem go tym w wielkie zakłopotanie.Oto wszystko, co chciałem panu powiedzieć, niewiele, ale.- W każdym razie - przerwał mu komisarz - wszystko jest cenne,panie Viriwan, dziękuję panu.Viriwan wstał.- Nie będzie mnie obchodziło co pan dalej z tym zrobi.- Poczym opuścił pokój.* * *W godzinę po bytności Viriwana policjant zameldowałChevalierowi jakąś damę, chcącą natychmiast z nim mówić.- Prosić!- Panie komisarzu - zaczęła, ledwo wszedłszy.- Czytałam właśnie w Petit Parisien sprawozdanie z morderstwai przesłuchania, dotyczącego pani Winjet.Donoszą w nim, że w ręce policji wpadł list, w którym prosząaresztowanego Bravianu o przewiezienie skradzionych kosztownoścido Asyżu.- Tak, zgadza się.- Czy mogę zobaczyć ten list?- Jakie prawo ma pani do tego?- Prawo człowieka, który chce służyć sprawiedliwości.- Takiemu żądaniu trudno odmówić.Czy może pani dać jakieśwyjaśnienia w tej sprawie?- Chciałabym najpierw zobaczyć ten list, panie komisarzu -powtórzyła dama z uporem. Chevalier podał jej list.Wzięła go niecierpliwie, przebiegłaszybko nieliczne wiersze i na chwilę przymknęła oczy.- Czy pani może niedobrze?- Nie, nie, dlaczego pan przypuszcza? To pismo jest minajzupełniej nieznane.Myślałam, że może.- Co pani myślała?- Nic panie komisarzu, pomyliłam się.- Z kim mam przyjemność?- O, to nic ważnego, tym bardziej, że nie mogę panu nicwyjaśnić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl