[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oczach jej nie jestem ani człowiekiem, ani chrześcijaninem.Uważa mniepani za pozbawionego wszelkich uczuć, nie związanego z nikim przyjaznią czy stosunkamirodzinnymi, nie kierującego się żadnymi zasadami moralnymi, żadnymi doktrynami wiary.Zupełnie słusznie sądzi pani, Mademoiselle; taka spotyka nas nagroda w życiu. Jest pan filozofem, Monsieur; filozofem-cynikiem  rzuciłam przy tych słowach okiemna jego surdut, którego wyrudziały rękaw gładził ręką  mającym w pogardzie ludzkiesłabostki  wyższym nad nie, nad potrzebę dogadzania sobie  lekceważącym wygodyżyciowe, o jakie zwykła dbać ludzkość. Et vous, mademoiselle, vous etes proprette et douillette et affreusement insensible par-dessus le marche.________1 A pani jest czyściutka, wygodnicka i straszliwie obojętna w dodatku.274 Zastanawiając się jednak bliżej nad tą sprawą wnioskuję, że musi pan przecież gdzieśmieszkać.Proszę, niech mi pan powie, gdzie i jaką ma pan służbę dokoła siebie?Groznie wysunąwszy dolną wargę, z najwyrazniejszą wzgardą wybuchnął: Je vis dans un trou!  Mieszkam w norze!  W dziurze, łaskawa pani, do której niechciałaby pani wsunąć swojego wrażliwego noska.Kiedyś, wstydząc się przyznać do szczerejprawdy, wspomniałem o moim  gabinecie do pracy" w sąsiednim kolegium; otóż oznajmiamteraz pani, że ów  gabinet do pracy" jest moim jedynym miejscem zamieszkania: zarazemsalonem i sypialnią.A co się tyczy  służby"  dodał, naśladując mój głos  mam jejdziesięcioro: les voila!  oto one!Mówiąc to, podsunął mi pod sam nos wszystkie dziesięć rozpostartych palców.  Szuwaksuję sobie obuwie  dodał z goryczą  czyszczę sobie ubranie. Nie, Monsieur, to byłoby zbyt pospolite i przyziemne, nie robi pan tego  wtrąciłam. Je fais mon lit et mon menage1.Przynoszę sobie obiad z jadłodajni.Moja wieczerza robisię sama.Spędzam pracowite, samotne dni i noce długie i smutne.Jestem dziki, brodaty,wiodę żywot mnisi.Nikt z ludzi żywych nie kocha mnie, z wyjątkiem paru starych,zasuszonych serc, jak moje własne i paru istot zbiedniałych, cierpiących, ubogich sakiewką iduchem, których wypierają się królestwa tego świata, a którym wola i testament nie doobalenia przekazały królestwo niebieskie. O, Monsieur! Wiem, wiem o wszystkim! O czym pani wie? Wiadome pani są różne rzeczy, wiele rzeczy, nie wątpię wcale, nie wiepani jednak nic o mnie, Lucy! -----------1 Zcielę sobie łóżko i obrządzam gospodarstwo.275 Wiem, że jest pan posiadaczem ładnego starego domu, położonego na miłym starymplacyku w Basse-Ville  dlaczego więc nie mieszka pan tam? Hein?!  mruknął ponownie. Podobał mi się bardzo ten dom, Monsieur, podobały mi się schodki, prowadzące do jegodrzwi wejściowych, szare płyty kamienne przed nim, widoczne za nim drzewa, kiwająceswoimi koronami  prawdziwe wielkie drzewa, nie krzewy, lecz ciemne, wysokie, stare,odwieczne drzewa.A buduar-kaplica? Powinien pan zmienić ten pokój na gabinet do pracy,jest taki cichy i taka uroczysta panuje w nim atmosfera.Przyjrzał mi się badawczo, na wpół uśmiechnięty, na wpół spłoszony, zarumieniony zpodniecenia. Skąd pani wie o tym wszystkim? Gdzie dowiedziała się pani tego? Kto pani powiedział? Nikt mi nie powiedział.A może przypuszcza pan, że przyśniło mi się tylko to wszystko? Jakże mogę odgadnąć pani senne wizje? Czy jestem zdolny przeniknąć myśli kobiece,snute na jawie, a tym bardziej kobiece rojenia senne? Jeśli śniłam o tym, widziałam we śnie równie wyraznie istoty ludzkie, jak dom.Widziałamstarego księdza, pochylonego ciężarem lat, posiwiałego, widziałam także starą służącą,wyglądającą bardzo charakterystycznie i malowniczo.Widziałam starą damę, olśniewającą,ale dziwaczną; nie sięga mi głową do łokcia, ale za strojące ją wspaniałe klejnoty można bynabyć księstwo.Miała na sobie szatę jaśniejącą jak lapis-lazuli i szal wartości jakich tysiącafranków.Była cała obwieszona drogocennymi kamieniami, ale jej postać sprawiała wrażenieprzełamanej na dwoje; zdawało się też, że przeżyła już wiek sądzony przeciętnemuczłowiekowi i osiągnęła kres, wypełniony tylko ciężką troską i cierpieniami.Stała sięposępną, złą czarownicą, a jednak ktoś, jak się okazuje, dba o nią276w jej ułomnościach i kalectwie  ktoś taki, kto wybaczył jej wszystkie winy, mając nadzieję,że będą mu w zamian wybaczone jego przewinienia również.Te wszystkie trzy osoby: pani,kapłan i służąca  mieszkają razem; wszyscy starzy, wszyscy słabi, wszyscy bezpieczni podjednym życzliwym, ciepłym, opiekuńczym skrzydłem.Przykrył dłonią górną część twarzy, nie ukrył jednak ust, w których zarysie dostrzegłamwyraz, jaki tak bardzo lubiłam. Widzę, że pani przeniknęła moją tajemnicę  rzekł  ale w jaki sposób?Opowiedziałam mu, jak się to stało: opowiedziałam o powierzonej mi przez Madame Beckmisji, o burzy, jaka mnie zaskoczyła, o przykrym, opryskliwym przyjęciu mnie przez starądamę, o uprzejmości kapłana. Pere-Silas skrócił mi czas czekania na ustanie deszczu.Usłyszałam od niego ciekawąhistorię. Historię?! Jaką historię?! Silas nie jest powieściopisarzem.  Czy mam ją opowiedzieć? Tak.Niech pani zacznie od początku.Chciałbym wysłuchać francuszczyzny Miss Lucy najlepszej czy najgorszej  wszystko jedno zresztą, jakiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl