[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Capiam przewracał kartki wstecz do początków wykładu Mistrza Gallardy ego. Wprzypadku wybuchu choroby, która może się przenosić z chorego na zdrowego, skuteczneokazało się stosowanie surowicy, przygotowanej z krwi rekonwalescenta po tej samejchorobie.Tam, gdzie ludność jest zdrowa, zastrzyk z surowicy zapobiega chorobie.Podanycierpiącemu, łagodzi jej zjadliwość.Na długo przed Przeprawą dzięki szczepieniomwyeliminowano takie plagi, jak wietrzna ospa, dyfteryt, grypa, odra, krosty, różyczka,szkarlatyna, ospa właściwa, tyfus, dur plamisty, paraliż dziecięcy, gruzlica, zapalenie wątroby,opryszczka wirusowa i rzeżączka.Capiam znał tyfus i dur, które pojawiały się od czasu do czasu w wynikuniedostatecznej higieny.Tak jak i uzdrowiciele uważał, że przyczyną mogło byćprzeludnienie.W ciągu ostatnich kilkuset Obrotów wybuchy dyfterytu i szkarlatyny zdarzałysię na tyle często, że szkolono, jak je leczyć.Innych chorób nie znał, poza samymi nazwami.Będzie musiał zajrzeć do etymologicznego słownika w Siedzibie Harfiarzy.Wczytywał się dalej w rady Mistrza Gallardy ego.Od każdego ozdrowieńca możnabyło pobrać po półtora litra krwi, z czego po rozdzieleniu otrzyma się około pięćdziesięciumililitrów surowicy do szczepień.Dawka, jaką należało wstrzykiwać, wahała się wedługGallardy ego od jednego mililitra do dziesięciu.Nie została dokładnie określona.Capiamczynił sobie wyrzuty, że nie słuchał uważniej tego wykładu.Nie trzeba było żadnych skomplikowanych obliczeń, żeby uzmysłowić sobie, jakogromnym zadaniem będzie osiągniecie pożądanej odporności choćby tylko u tych kilkutysięcy smoczych jezdzców, u Lordów Warowni i u Mistrzów Rzemiosł, żeby już niewspomnieć o uzdrowicielach, którzy będą musieli opiekować się chorymi, przygotowywaćszczepionkę i szczepić.We drzwiach ukazała się Desdra.Po raz pierwszy, jak Capiam sięgał pamięcią,wyglądała na wzburzoną.W ręku trzymała koszyk z sitowia.- Mam to, czego chciałeś i znalazłam te szklane strzykawki, które dla ciebiewydmuchał Mistrz Clargesh.Trzy z nich były rozbite, ale wygotowałam resztę.Desdra ostrożnie postawiła wiklinowy koszyk przy jego łóżku.Przesunęła stoliknocny na jego zwykłe miejsce i ustawiła na nim słoik z silnym roztworem czerwonego ziela,paczkę trzcinek, zawiązane w liść igły cierniowe, parującą stalową tackę, którą przedtem wcześniej przykryty był kociołek z małym, szklanym słoikiem, i strzykawkami Clargesha.Zkieszeni wyjęła kawał mocnego, dobrze skręconego sznurka.- To nie jest dwulitrowy słoik.- Nie, ale jesteś jeszcze za słaby, żeby pobierać od ciebie dwa litry krwi.Pół litra to itak za dużo.Wkrótce będzie tu K lon.Desdra przetarła jego rękę czerwonym zielem, potem obwiązała mu sznurkiem górnąjej część, podczas gdy on ściskał palce, aż ukazała się gruba, sinawa żyła.Za pomocąszczypiec Desdra wyjęła szklany pojemnik z parującej wody.Otworzyła paczkę trzcinek iigieł cierniowych.Wcisnęła cierń w koniec trzcinki.- Znam tę technikę, ale dawno jej nie stosowałem.- Będziesz musiała to zrobić! Mniesię trzęsą ręce!Desdra zacisnęła usta, zanurzyła palce w czerwonym zielu, postawiła szklanypojemnik na podłodze przy łóżku, ustawiła w nim ukośnie trzcinkę i podniosła cierń.Cienkaigła przebiła skórę Capiama, do czego trzeba było niewiele siły, i jednym ruchem poluzowałaopaskę uciskową na nabrzmiałej żyle.Capiam zamknął oczy, czując lekki zawrót głowy,kiedy jego krew zaczęła spływać przez trzcinkę do pojemnika.Po chwili otworzył oczy ipatrzył, zafascynowany widokiem własnej krwi, kapiącej do słoika.Poruszył dłonią i z żyłytrysnął cieniutki strumyczek.Z dziwną obojętnością wyczuwał, jak krew opuszcza jego ciało.Serce biło mu coraz mocniej.Zaczynało mu się robić odrobinę niedobrze, kiedy Desdraprzycisnęła palcami nasączony czerwonym zielem wacik do ciernia, a potem jednymzręcznym ruchem usunęła cierń.- To w zupełności wystarczy, Mistrzu Capiamie.Niemal trzy czwarte litra.Straszniepobladłeś.Przyciśnij to mocno i trzymaj.Wypij też ten alkohol.Mocny alkohol jak gdyby wypełniał wolne miejsce po upuszczonej krwi.- A co teraz zrobimy? - zapytała, podnosząc zamknięty szklany słoik z jego krwią,- Zakręciłaś dobrze wieczko? No to owiń sznurek ściśle dookoła szyjki i zrób mocnywęzeł.Dobrze.A teraz podaj mi to.- Co chcesz zrobić? - zapytała surowo.- Gallardy mówił, że jeśli będzie się tym kręcić, siła odśrodkowa rozdzieli składnikikrwi i uzyskamy surowicę.- Ja to zrobię.- Desdra cofnęła się od łóżka, upewniła się, czy ma dość miejsca, izaczęła kręcić słoikiem nad głową.Capiam był zadowolony, że zgłosiła się na ochotnika.Chyba jemu samemu nieudałoby się tego dokonać. - Moglibyśmy skonstruować coś w rodzaju rożna, prawda? Potrzebna jest stałaszybkość.- Czy.trzeba będzie to robić.często?- Jeżeli moja teoria jest słuszna, będziemy potrzebować dosyć dużo surowicy.Czyzostawiłaś wiadomość, że Klon ma się tu stawić, jak tylko przybędzie?- Tak.Jak długo jeszcze mam kręcić?Capiam sam nie był tego pewien [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl