[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vanyel odwróciwszy się odszedł na podium, za to Stefen poczuł, że uszy piekągo ze złości. Miałem szansę.Miałem.Powinienem był coś powiedzieć, cokolwiek, psia-kość! Dlaczego nie umiałem z siebie nic wydusić? Och, bogowie, jak mogłemzrobić z siebie takiego idiotę z rozdziawioną gębą?.Król rozmawiał właśnie z kimś w Zieleni uzdrowicieli.Wyglądało to na coświęcej aniżeli widzenie czy audiencja; chociaż sądząc po tym, jak tych dwoje po-chylało się ku sobie, i po intensywności ich skupienia, nie sposób było wątpić,że to ważna wymiana zdań.Podczas gdy Stefen siedział oniemiały, ubliżając so-bie za tak głupie zachowanie, mag heroldów przerwał ożywioną naradę, szeptemwtrącając jakąś uwagę.Oboje, Randal oraz jego uzdrowicielka, zwrócili głowy w jego stronę i Stefennagle poczuł, że na niego kierują się wszystkie oczy w Sali Audiencyjnej.Poczułgorąco zalewające mu twarz, niezbity dowód na to, że się rumieni.Chciał odwró-cić wzrok, ukryć swe zakłopotanie, ale nie miał śmiałości.Wiedział, że gdyby tozrobił, wyszedłby na dziecko i głupca jeszcze większego, aniżeli zrobił z siebiedotąd.Zamiast tego uniósł nieco brodę i taktownie zignorował wszystkich obec-nych, zatrzymując oczy na królu.Randal uśmiechnął się to był niespodziewany uśmiech, lecz Stefen z nie-śmiałością go odwzajemnił.Aatwo było puszyć się w otoczeniu swych rówieśni-ków, ale skupiając na sobie uwagę z jednej strony Vanyela, a z drugiej króla, Stefpowoli zaczynał tracić rezon.Toczył ze sobą prawdziwą walkę, by za wszelką cenę powstrzymać się odspuszczenia oczu.Król uśmiechnął się jeszcze szerzej i zaraz odwrócił głowę.Wtedy powiedział coś do Vanyela, ale za cicho, żeby Stef mógł usłyszeć.40Nagle ludzie zaczęli opuszczać komnatę.Stefen zdumiał się. Audiencja chyba skończona. W trakcie krzątaniny wokółpodnoszenia króla z tronu i stawiania go na nogi, wszyscy zdali się zapomniećo istnieniu Stefena.Chłopiec wziął głęboki oddech i zaczął się pakować.Czułulgę, nie będąc już w centrum zainteresowania, lecz było mu troszkę przykro.Przecież dopiero co, dla Randala zdarł sobie palce do krwi będzie je kurowałprzynajmniej tydzień.Gdyby nie on, posiedzenie Rady tego popołudnia wcale bysię nie odbyło. Dziękuję ci, Stefen.Cała przyjemność po mojej stronie, Wasza Wysokość.Z tego proszę sobie nic nie robić.Jeden dzień.Jakiś ruch dostrzeżony kątem oka kazał mu unieść wzrok.W jego stronę szedłherold Vanyel.Stef spuścił oczy na swą cytrę, a potem na skórzany futerał podróżny.Ręcemu drżały, co nie ułatwiało pakowania instrumentu do ciasnej torby, i bynajmniejnie przydawało mu pewności siebie.Pośpiesznie zapiął sprzączki, serce waliłomu jak młotem, gdzieś w okolicach gardła. Zbyt pochopnie wyciągam wnioski pomyślał, zbierając nuty i chowając je do teczki. On wcale nie idzie domnie.Przecież mnie nie zna, są ważniejsi ludzie, o których musi się troszczyć.Tak naprawdę, teraz idzie porozmawiać z kimś, kto stoi za mną.On. Proszę powiedział łagodny, głęboki głos i teczka na nuty zniknęła z rękiStefena. Pozwól, że ci pomogę.Stefen zajrzał w zamglone, srebrzyste oczy Vanyela i aż zaparło mu dechw piersiach.Nie miał siły przerwać tego spotkania spojrzeń; Vanyel pierwszy od-wrócił wzrok, spoglądając na pokaleczoną rękę Stefena.Usta herolda ściągnęłysię i wydały odgłos podejrzanie przypominający reakcję na ból.Stefen przypomniał sobie, że posiniały nie wygląda najlepiej, i skłonił swepłuca do wznowienia pracy.Ale po sekundzie jego oddech znów zamarł.Herold,wziąwszy Stefena pod ramię niczym starego przyjaciela, ponaglił go do wstania.Vanyel obejrzał się przez ramię na tłum, skupiony teraz wokół odchodzącegokróla, i jego usta zastygły w półuśmiechu. Za nami nikt nie będzie tęsknił rzekł. Masz coś przeciwko temu,żebym zajął się twoimi palcami? Och, nie. wykrztusił Stefen.Zdawało mu się przynajmniej, że cośtakiego zdołał wyjąkać.W każdym razie musiało to dobrze zabrzmieć, bo Vanyelskierował go zręcznie ku wyjściu prowadzącemu do Skrzydła Heroldów.Stefen momentalnie postradał wszelką umiejętność rozumowania, nie byłzdolny do sformułowania nawet pojedynczej, składnej myśli.Vanyel wziął od młodego barda jego teczkę z nutami i cytrę, a potem trącił godelikatnie łokciem, aby ruszył do bocznych drzwi komnaty.Nie pozwolił Stefe-41nowi nieść czegokolwiek, ponieważ palce chłopca były w strasznym stanie.Samłajał siebie za to, że nie zauważył tego wcześniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]