[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za kwadrans trzecia Tozier podniósł rękę, demonstrując rozdrażnienie.- Hej! - powiedział zaniepokojony.- Załatw lepiej ten telefon.Follet popatrzył nazegarek.71- O Boże, byłbym zapomniał.Już za kwadrans trzecia.Wstał i podszedł do telefonu.- Myślałem, że jest pózniej - stwierdził Raqi z pewnym zdziwieniem.Warren odsłonił tarczę swojego zegarka i podsunął mu go pod nos.- Nie, jest właśnie ta godzina.Ale dla nas może już być trochę za pózno.Follet podnosił właśnie słuchawkę telefonu, kiedy Tozier odezwał się szorstko:- Nie stąd, Johnny.Zadzwoń z holu.- Znaczącym ruchem głowy wskazał na Raqiego.- Javid jest w porządku - stwierdził beztrosko Follet.- Powiedziałem, żebyś dzwonił z holu.- Nie bądz taki zasadniczy, Andy.Facet okazał się na tyle uczciwy, że oddał ci portfelwcale nie wiedząc, kim jesteś.Dlaczego mamy go wyłączać?- Zawsze miałeś trudny charakter, Andy - powiedział cicho Warren.Raqi patrzył na ich twarze, nie rozumiejąc, co się dzieje.Tozier z niechęcią wzruszyłramionami.- Nie moja sprawa.Myślałem, że chcecie zachować to w tajemnicy.- Nieważne - powiedział obojętnie Warren.- Javid jest w porządku.Wszyscy to wiemy.Zadzwoń, Johnny.Robi się pózno.Jeżeli będziemy dłużej dyskutować, spóznimy się napoczątek gonitwy.- W porządku - odparł Follet i zaczai wykręcać numer, zasłaniając ciałem telefon.Nastąpiła chwila ciszy.- To ty, Jamshid?.Tak, wiem.Wszędzie są problemy.Tym razemwygram, obiecuję.Zdążę jeszcze obstawić gonitwę o trzeciej.Powiedzmy, dwadzieściatysięcy riali na Al Fahkri.- Odwrócił się, wyszczerzając zęby do Raqiego.- Tak, dokładnie.I postaw jeszcze dwa tysiące dla mojego znajomego.- Zakład stoi, chłopcy - oznajmił, odkładając słuchawkę.- Płacą osiem do jednego.Postawiłem za ciebie dwa tysiące, Jayid.- Ależ, Johnny, ja nie gram na wyścigach - zaprotestował Raqi.-Dwa tysiące riali tokupa pieniędzy!- Zagrasz na rachunek firmy - stwierdził wielkodusznie Follet.-Andy opłaci zakład,żeby odpokutować za swoje winy.Prawda, Andy?.- Idz do diabła - żachnął się Tozier.- Przestań się martwić, Javid - stwierdził Follet.- Ja stawiam.Niech chłopak zostanie iobejrzy gonitwę - powiedział do Warrena.- Nikt z nas nie mówi tutejszą gwarą, więc powienam, gdybyśmy nie zrozumieli, który koń wygrał.- Może byś się tak zamknął? - odezwał się Tozier, wyprowadzony z równowagi.- Nie ma sprawy, Andy - powiedział Warren.- Johnny jest w porządku.Ależ z ciebieniewdzięcznik! Ile forsy miałeś w portfelu, kiedy ci wypadł?- Jakieś sto tysięcy riali - odparł niechętnie Tozier.Follet był oburzony.- I uparłeś się, żeby nie dać chłopakowi nagrody? - krzyknął.- W dodatku nic cię to niekosztuje, do cholery.Za wszystko zapłaci Jamshid.- Zwrócił się do Raqiego.- ZnaszJamshida, chłopcze?Raqi lekko się uśmiechnął.Czuł się niezręcznie, będąc z niezrozumiałych dla siebiepowodów tematem rozmowy.- W Teheranie wszyscy go znają.Każdy, kto gra na wyścigach, idzie do Jamshida.- Tak, cieszy się sporą sławą - przyznał Follet.- Szybko wypłaca wygrane, ale niechBóg cię ma w opiece, jeżeli nie zapłacisz mu równie szybko, kiedy przegrywasz.To twardyfacet.- Może popatrzymy sobie, jak wygrywa nasz koń? - zaproponował Warren.Skinąłgłową na telewizor.- Gonitwa powinna się zaraz zacząć.- Tak - potwierdził Follet, podchodząc do odbiornika.Warren zacisnął kciuki znadzieją, że Ben wykonał zadanie.Znał już zwycięzcę gonitwy z godziny trzeciej i przekazałtę wiadomość Folletowi podczas jego rzekomej rozmowy z Jamshidem.Jeżeli jednak sknocił72nagranie, cały plan wezmie w łeb.Z telewizora popłynęły coraz głośniej wypowiadane po persku słowa, po czym naekranie pojawił się zgromadzony na wyścigach tłum Follet spojrzał krytycznym okiem naobraz i stwierdził: - Zostało jeszcze około pięciu minut.Warren pozwolił sobie na dyskretne westchnienie ulgi.- Co on mówi? - zapytał Tozier.- Podaje informacje o koniach - wyjaśnił Raqi i nasłuchiwał przez chwilę słówkomentatora.- To Al Fahkri - wasz koń.Numer pięć.- Nasz wspólny koń, Javid - stwierdził jowialnym tonem Follet.- Ty też bierzesz w tymudział.- Wstał i podszedł do zaimprowizowanego na kredensie baru.- Napełnię szklanki,żeby to oblać.Ta gonitwa nie potrwa długo.- Zdaje się, że jesteś pewny wygranej - zauważył Raqi.Follet odwrócił się i mrugnął doniego porozumiewawczo:- Za słabo powiedziane.To murowany typ.Stuprocentowy - oznajmił, bez pośpiechunapełniając szklanki.- Wychodzą na start, Johnny - powiedział Tozier.- Dobrze, dobrze.To przecież bez znaczenia, prawda?Sprawozdawca komentował rozpoczętą gonitwę coraz bardziej podniesionym głosem iWarren pomyślał, że nawet nie rozumiejąc języka nie można było pomylić wyścigówkonnych z niczym innym.Raqi obserwował w napięciu, jak Al Fahkri wysuwa się do przodu,biegnąc tuż za prowadzącym koniem.- Ma szansę - stwierdził.- Nawet więcej - powiedział niewzruszonym tonem Follet.- On wygra.Al Fahkri wyszedł na prowadzenie, wygrywając o dwie długości.Warren wstał iwyłączył telewizor.- No i już po wszystkim - stwierdził ze spokojem.- Masz, chłopcze.Napij się za zdrowie Jamshida - powiedział Follet, wciskającRaqiemu szklankę do ręki.-Za uczciwego bukmachera, który nigdy nie kantuje.Jesteś teraztrochę bogatszy niż byłeś rano.Raqi przyglądał się po kolei każdemu z nich.Warren wyjął notes i zapisywałsystematycznie jakieś liczby.Tozier zbierał rozrzucone na stole karty.Follet wprost tryskałdobrym humorem.- Czy ta gonitwa była.zaaranżowana? - zapytał niepewnie Raqi.- Była kupiona, chłopcze.Opłaciliśmy paru dobrych dżokejów.Mówiłem ci, że tostuprocentowa inwestycja. Raczej stuprocentowy kant" - pomyślał Warren.Follet wyjął portfel z leżącej na oparciu krzesła marynarki i przeliczył banknoty.- Nie musisz czekać na wypłatę od Jamshida - powiedział.-Wezmę od niego tepieniądze, kiedy będę brał nasze.- Rzucił Raqiemu na stół zwitek banknotów.- Było osiemdo jednego.Masz tu swoich szesnaście tysięcy: - Uśmiechnął się szeroko.- Puli ci niezwracam, bo nie była twoja.W porządku, chłopcze?Raqi wziął pieniądze i ze zdumieniem się im przyglądał.- Zmiało - zachęcał Follet.- Wez je.Są twoje.- Dzięki - powiedział Raqi, szybko je chowając.- Grajmy dalej w pokera - odezwał się lakonicznie Tozier.- To jest myśl - stwierdził Follet.- Może odbierzemy Javidowi tych szesnaście tysięcy.-Zajął miejsce, a Warren odłożył na bok notes.- Ile mamy na razie, Nick?- Trochę poniżej dwóch milionów - odparł Warren.- Myślę, że powinniśmy na jakiśczas spasować.- Kiedy tak dobrze nam idzie? Chyba oszalałeś!73- Jamshid zacznie się niepokoić - rzekł Warren.- Fakt, że sprytnie to rozegraliśmy - niewie, że we trzech stanowimy zespół - ale może się zorientować, jeżeli nie będziemy ostrożni.Znając Jamshida wolałbym do tego nie dopuścić.Chciałbym jeszcze trochę pożyć.- W porządku - odparł z rezygnacją Follet.- W przyszłą sobotę kończymy -przynajmniej na razie.Ale może by tak zrobić jakiś naprawdę duży numer?- Nie! - zaprotestował gwałtownie Tozier.- Dlaczego nie? Załóżmy, że postawimy sto tysięcy na dziesięć do jednego.Zgarniemykolejny milion.- Follet rozłożył ręce.- Ułatwi nam to zresztą obliczenia.Wypadnie pomilionie na głowę.- Za bardzo ryzykujemy - upierał się Warren
[ Pobierz całość w formacie PDF ]