[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przepraszam, panie szeryfie  zagadnął zbliżywszy się. Wydaje mi się jednak, że słyszałem coś o człowieku zwanymWielkim Jimem i mieszkającym w tej okolicy.Szeryf i Wielki Jim odwrócili się w jego stronę. Możliwe, że pan słyszał  krótko odparł szeryf. Mówiono mi, że ma to być niedający się ujarzmić łotr imorderca  rzekł doktor. Ciekaw byłbym go zobaczyć.Możepan wie, szeryfie, gdzie go znajdę?Odezwanie się doktora wywołało ciekawe reakcje rozma-wiających, mianowicie szeryf, człowiek nieustraszony, zbladł81 jak płótno, a Wielki Jim odwrócił się tyłem do człowieka, którypozwolił sobie wobec niego na taką obelgę.Zaraz jednak wnastępnym momencie jego manewr stał się zrozumiały: od-wrócił się tyłem do nieznajomego, aby móc opanować gniew.Nie chciał przecież kierować lufy swojego pistoletu przeciwkogreenhornowi, któremu należało wybaczyć takie słowa zewzględu na bezmiar jego ignorancji. O włos uniknął pan w tej chwili śmierci.Może pandziękować Bogu za ratunek. Jak mam to rozumieć?  zapytał doktor, udając, że niewie, o czym mowa. Czy pan wie, że człowiek, którego pan wymienił, roz-mawiał ze mną i właśnie przed chwilą odszedł?To, co się zdarzyło po wyjaśnieniu szeryfa, było dla wszyst-kich obecnych oszałamiającą niespodzianką.Doktor pośpieszyłw ślad za Wielkim Jimem i trącił go w ramię.Jim odwrócił siędo niego, nie decydując się jednak chwycić za broń. O co chodzi?  zapytał. Słyszałeś, że wymieniłem twoje imię?  zapytał doktorostro. Słyszałem. Chciałbym w takim razie wiedzieć, czy jesteś podłymtchórzem?  zaatakował go już wprost Aylard. Głupcze!  odparł Jim. Czy tak ci pilno na tamtenświat? A co? Chcesz mi w tym pomóc?  odciął się doktor.No to pokaż, co potrafisz, Jimie Morne!Rzekłszy to, podniósł rękę i wyciął Conovera dłonią w82 twarz.Cios był tak silny, że Wielki Jim chybnął się w tył z gło-śnym przekleństwem.I wówczas właśnie nastąpiła największatragedia.Stało się to tak szybko, że nikt właściwie nie zdał sobie do-kładnie sprawy z zajścia.Wszyscy byli zdania, że pistolet Wiel-kiego Jima musiał zaciąć się w olstrze i dlatego doktor zdążyłgo wyprzedzić.Strzał był tak celny, że Wielki Jim po raz pierw-szy w życiu został od razu powalony na ziemię.Doktor wytrącił broń z jego ręki. Macie go, panie szeryfie  zawołał. Myślę, że dogo-dziłem wszystkim tym strzałem.Powiedziawszy to, zwrócił się ku wpatrzonemu w niego zosłupieniem Johnowi Stoddardowi, który pozostał przez całyten czas w powoziku.Z twarzy przyszłego teścia wyczytał odrazu, że zdobył nieprzemijającą sławę. ROZDZIAA XMIAA NIESPODZIANKAGdyby niebiosa rozwarły się nagle ponad miastem i skrzy-dlaty anioł ukazał się w obłoku ognistym czy na wstędze dymu,wprawiłoby to na pewno w mniejsze zdumienie mieszkańcówmiasta, farmera Stoddarda i nawet samego szeryfa.Było to zarazem osłupiające i straszliwe, jak chociażby naprzykład widok srogiego lwa ujarzmionego przez małego pie-ska.Pokonanie Wielkiego Jima w walce z innym człowiekiemnie było rzeczą, której w zasadzie nie pragnęliby wszyscy, aprzynajmniej bardzo wielu.Zadać to musiało śmiertelny cioscałemu klanowi tych łotrów Morne'ów.Pokonanie wszakżeWielkiego Jima, miejscowej sławy, przez obcego przybysza,przez greenhorna, a nade wszystko pokonanie go z tak dalecewzgardliwą łatwością, było wyczynem, który doprowadził krewdumnych mieszkańców Zachodu do punktu wrzenia.Wielki Jim nie został zabity, był jednak do tego stopniaogłuszony, że w ciągu wielu godzin nie był w stanie przyjść dosiebie.Kiedy otworzył wreszcie oczy i spojrzał spod bandaży,którymi owinięto mu całą głowę, pierwszym pytaniem84 zadanym mu przez otoczenie było, co właściwie zaszło i czypistolet zaciął mu się w olstrze.Na te dopytywania nie dał Jimżadnej odpowiedzi, co było rozumiane jako przyznanie się doporażki.Doktor Aylard stał się od razu sławnym człowiekiem.Gapietłoczący się dokoła stwierdzili, kiedy wskoczył do powozika,aby zająć miejsce obok niemogącego wciąż jeszcze ochłonąć zosłupienia farmera, że nie zmieniła się nawet barwa jego twa-rzy, że wyraz jej był, jak poprzednio, wyniośle obojętny i że tensam z lekka ironiczny uśmiech okalał jego usta.Wszystkie teszczegóły zapamiętano dokładnie, aby móc w przyszłości opo-wiadać o wyczynie doktora swoim dzieciom i wnukom, jakkol-wiek opowieść ta wyda im się niewątpliwie niewiarygodna.Byłto pod każdym względem dzień historyczny w dziejach mia-steczka.John Stoddard, jak zaznaczyliśmy, był zupełnie oszołomio-ny.Pierwotnie jego opinia o obcym przybyszu była zdecydo-wanie niekorzystna.Postanowił też od razu, że gdyby nawetmiał tym omroczyć ostatnie dni życia swojej żony, nie wyda zaniego córki.Nie podobał mu się ten  chłystek , ten  paniczyk ,jak nazywał go w myśli.Mierził go jego wyniosły sposób mó-wienia, mierziło w nim właściwie wszystko.Nie widział nawettego, co rzucało się od razu w oczy: jego kształtnej, silnej, im-ponującej postaci.Wolałby umrzeć, aniżeli oddać swoją farmęwe władanie takiemu człowiekowi.Należał do typu ludzi, którzy, kiedy raz coś postanowią iurobią sobie taką czy inną opinię, niczego bardziej nie znosząniż konieczności poddawania jej rewizji.A jednak już po85 upływie trzech minut doszedł do wniosku, że w tym wypadkupodstawa jego sądu została do gruntu wstrząśnięta.Musiał pośpiesznie stoczyć walkę z samym sobą, aby skie-rować swoje nastawienie myślowe na odmienne tory.Tymwłaśnie tłumaczyło się jego uporczywe milczenie.Pozwoliłnawet koniom biec swobodnie przed siebie górną ulicą mia-steczka, a potem szerokim gościńcem, ścielącym się wśród pól iłąk.Ostry zapach końskiego potu załaskotał go w nozdrza, cojakby ułatwiło mu ocknięcie się z zamyślenia. Gdzie u diabła nauczyłeś się tak strzelać, Aylardzie? Zawsze lubiłem się w tym wprawiać  odparł Aylardlakonicznie, nie zdradzając szczególnej ochoty do dalszej roz-mowy.Farmer znowu poczuł się zaskoczony.Już sam fakt, że ten chłystek zdolny był do takiego czynu, był zdumiewający, ależeby jeszcze nie miał chęci rozwodzić się nad nim bez końca, tojuż był cud niemalże.Wrota wiodące do narządu myśleniaStoddarda, zazwyczaj zamknięte na cztery spusty, uchyliły się,dając przystęp nowej koncepcji.Kimkolwiek mógł być Aylard, był on mocnym człowiekiem,obdarzonym nie byle jakimi zdolnościami.Jego wyczyn byłrozmiarów iście homeryckich, ale nieporównanie bardziej im-ponujący był sposób, w jaki tego dokonał.Przed chwilą jeszczeStoddard wolałby raczej widzieć swoją córkę w trumnie niżpoślubioną temu osobnikowi, teraz zadecydował już niezbicie,że Aylard jest jedynym spośród wszystkich ludzi na świecie,którego pragnąłby dla niej na męża, a dla siebie za zięcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl