[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam dużo na głowie.- Ano - przytaknął Prorok uroczyście - znowu bierzemy na barkiwszystkie problemy tego świata.- Nie całego świata - żachnął się Gray.- Tylko twojej rodziny.- Z wyraznym wahaniem Prorok dodałpo chwili: - Nie wszystkie okropieństwa, jakich doświadczyli twoibracia i wasz ojciec, spotkały ich z twej winy.Musisz przestać sięciągle obwiniać.Gray zesztywniał, zbyt rozgniewany, zbyt wytrącony zrównowagi, by słuchać kazań Proroka na temat nierozdrapywaniastarych ran.Prorok nie pojmował, że są i takie rany, które nie goją sięnigdy, za to - jeśli ktoś próbuje zedrzeć z nich strupy - jątrzą się,pozostawiając trwałą bliznę.- To koniec tej rozmowy.130RS - Dobrze - skapitulował Prorok; w jego głosie słychać byłozwątpienie i rozczarowanie.- Pozwól zatem, że wrócę do kwestiitwojego barwnego gościa.- Wolałbym, żebyś tego nie robił - mruknął Gray pod nosem.- Zdajesz sobie sprawę, że bracia tej dziewczyny będą chcieli jąodbić, prawda?- Owszem.- I co zamierzasz wtedy zrobić? Dobre pytanie.- Wymyślę coś, kiedy przyjdzie na to pora.Póki co, wszystkozostaje po staremu, będziemy dalej ignorować jej wybryki.- Będziemy ją ignorować, hmm? - Prorok był wyraznieubawiony.- Przy odrobinie wysiłku to najzupełniej wykonalne.Ona poprostu sprawdza, jak się zachowamy.Jeśli żadnej reakcji się niedoczeka, w końcu da sobie spokój.- Tak uważasz?- Ja to wiem.- I istotnie, im dłużej Gray zastanawiał się nadswoimi słowami, tym bardziej w nie wierzył.- Nie dam sięwyprowadzić z równowagi.Niech zobaczy, że te jej dziecinnewybryki po mnie spływają.- Spływają, e?- Jak woda po gęsi.- Rozumiem.W takim razie nie zirytowałbyś się, dajmy na to,gdyby zaczęła wyrzucać twoje rzeczy przez bulaj?Gray oparł się biodrem o burtę i skrzyżował nogi w kostkach.131RS - Ani tro.- słowa zamarły mu na ustach, gdy pojął, że uwagaProroka nie jest czysto hipotetyczna.Odwrócił się w chwili, gdy przez bulaj wyleciały jego nowe butyz cholewami.Zaczęły kołysać się na wodzie jak dwa spławiki obokdziesiątki, jeśli nie więcej, książek, drogiego chińskiego wazonu,który Gray wygrał w pokera, i pozłacanej mahoniowej laski, którądostał od Nicholasa w ubiegłym roku, kiedy zwichnął nogę w kostce.Jednak dopiero wtedy, kiedy pierwsza z jego map zakreśliła wpowietrzu łuk i wpadła do wody, poczuł się w obowiązku zareagowaći pogalopował przez pokład, ścigany gromkim śmiechem Proroka.Bonnie uśmiechnęła się pod nosem, obserwując podrygujące nafałach części Grayowego dobytku, coraz dalej i dalej od rufypłynącego szybko statku; pomyślała, że wyglądają jak małe sierotki.Gray często jej zarzucał, że zachowuje się jak dziecko, i możefaktycznie tak było, ale czuła wewnętrzną potrzebę uprzykrzania mużycia na wszelkie możliwe sposoby.Nie zamierzała dać temudraniowi satysfakcji, a przecież zdawała sobie sprawę, że wprost nieposiadałby się z radości, gdyby szlochała od rana do nocy albowodziła za nim przerażonymi oczami, jakby był panem świata.Bądzco bądz byłaSzkotką, a jak to ujął największy szkocki patriota, sir WilliamWallace z Elerslie, wszystko  Pro libertate! "- Za wolność! - powtórzyła, podniesiona na duchu, i złapałanastępną ze sterty map na sekretarzyku.Nim zdążyła cisnąć dzieło anonimowego kartografa do wody wślad za pozostałymi rzeczami Graya, by podzieliło ich smutny los,132RS drzwi kajuty rąbnęły o ścianę, a framugę wypełniła masywna postać izastygła w bezruchu na podobieństwo antycznego posągu.Wróg stanął u bram.Zbytnio mu się nie śpieszyło.Bonnie zaczynała już myśleć, że ten podlec najzwyczajniej wświecie pozwoli jej wyrzucić za burtę cały jego dobytek i nawet niekiwnie palcem.Takich jak on niełatwo zdenerwować.Poprzednim razem, kiedy wylała do nocnika zawartość stuletniejbutelki koniaku, a pustą rzuciła mu w twarz - spudłowała zaledwie owłos - ograniczył się zaledwie do jednego, pełnego wyższościspojrzenia.Następnie wykonał zwrot w tył i odszedł bez słowa.Tegowieczora już się nie pojawił.Bonnie gratulowała sobie w duchu, zadowolona, że się gopozbyła.Jego obecność ją niepokoiła.Zawsze patrzył na nią jakoś takosobliwie, jakby potrafił przejrzeć ją na wskroś, aż zaczynała drżeć nacałym ciele.Jak już był, to naprawdę był.W końcu jednak dostała nagrodę za swoje wysiłki.W tej chwiliskupiała na sobie jego niepodzielną uwagę, choć musiała przyznać, iżjego mina nie wróżyła najlepiej.Twarz Graya była mroczna izłowieszcza jak niebo przed nawałnicą.Istny Adonis powracający zpiekieł, pomyślała i przebiegł ją dreszcz.- Odłóż to - powiedział aksamitnym głosem, w którym czaiła sięgrozba, i strzelił oczami ku mapie, którą Bonnie nadal ściskała wpalcach.133RS W chwili gdy rzucił tę komendę nieznoszącym sprzeciwu tonem,zdenerwowanie dziewczyny znikło jak kamfora.- A jak nie odłożę? - Zmrużyła oczy.- To co mi zrobisz?Zamkniesz mnie w szafie? Zakujesz w dyby? Wyrzucisz zaburtę? Wychłoszczesz nahajem po białych plecach?- To byłoby zbyt łatwe - odparł Gray przerażająco spokojnymtonem.- Skręcę ci ten twój śliczny karczek, a ciało rzucę tam, gdzie tywcześniej moje buty.No - wycedził przez zęby - oddaj mi tę mapę.Przeczucie ostrzegało ją, by przestała go prowokować, bycieszyła się z tego, że w końcu zdołała wyprowadzić go z równowagi,a przecież właśnie to było jej głównym celem, bo Gray niepozostawiał jej wyboru.Nigdy jednak nie słuchała tego wewnętrznegogłosu.Przynajmniej nie wtedy, kiedy powinna.- A dostanę coś w nagrodę?- Dostaniesz.Daruję ci życie.Bonnie nie przejmowała się zbytnio tą odpowiedzią.Wielokrotnie słyszała z jego ust podobne grozby, ale na tym to siękończyło, choć poddawała jego cierpliwość próbom, których niezdzierżyłaby większość mężczyzn.Gdyby istotnie chciał jązamordować, skorzystałby z którejś z dziesiątek okazji.Mógł tozrobić chociażby w tamtej celi, kiedy skaleczyła go kozikiem, lecz nieskrzywdził jej, choć powodów mu nie brakowało.I chyba właśnie w tamtej chwili zyskała absolutną pewność, żeGray nie był mordercą Sarah Douglas.Robił grozne miny i grzmiał,ale nic więcej.134RS - A co ci tak na niej zależy? - spytała przekornie, zaintrygowananapięciem, z jakim Gray śledził każde jej poruszenie, i lekkopotrząsnęła mapą.- Odłóż ją wreszcie, a może pozwolę ci wychodzić z kajuty -wykrztusił przez ściśnięte gardło.Na samą myśl, że mogłaby zobaczyć cokolwiek oprócz tychczterech ścian, Bonnie omal nie cisnęła mapy na podłogę i nie rzuciłasię do drzwi.Przeważyła ciekawość, dlaczego stara mapa okazała siękluczem do tego, by zwrócić na siebie uwagę przystojnegoporywacza.- Czyżby to pożółkły papierek miał dla ciebie jakąś wartość,Angliku?- Na twoim miejscu nie kusiłbym losu, dziewczyno -ostrzegłGray głucho.Bonnie uznała to za potwierdzenie swoich domysłów.- A co to za mapa? - Mijały kolejne sekundy bez odpowiedzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl