[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętam,jak po raz pierwszy w życiu nocowałam u koleżanki.Jejmatka miała na sobie szlafrok, gdy przygotowywała śniada-nie i podała je na stole w kuchni.To był dla mnie szok.Mojamatka i ja musiałyśmy być porządnie ubrane, nim usiadły-śmy do śniadania.Stone nie mógł oderwać oczu od Whitney.Entuzjazm bły-szczał w jej oczach, gdy opowiadała o piknikach, a potemznikł, gdy mówiła o posiłkach w rodzinnym domu.Przypo-minała pięknego motyla, który był więziony, a teraz wyle-ciał na wolność.- Kiedy odkryłaś wspaniałość pikników? - spytał.- To nie był właściwie piknik.Sylwia urządzała przyję-cie dla dziewcząt, ze spaniem w namiotach, w ogrodzie.Myślę, że jej matka nie chciała, abyśmy robiły bałaganw kuchni i wpadła na pomysł, żebyśmy zrobiły śniadaniedla siebie na ogrodowym ruszcie.Spaliłyśmy kiełbaski, jaj-ka usmażyłyśmy na chrupiąco, a grzanki na czarno.- Wes-tchnęła.- To było cudowne.Stone roześmiał się.- Wyobrażam sobie.- Najbardziej lubię na piknikach śniadania.Specjalnieo wschodzie słońca.Nawet jeśli jest to tylko słodka bułkai filiżanka kawy.To fantastyczne w ten sposób rozpoczynaćdzień.Oczy Whitney zajaśniały z ożywienia i Stone pomyślał,SRże wołałby raczej zaczynać dzień od widoku jej głowy na po-duszce obok siebie.To byłoby tak, jakby obserwował wschódsłońca, gdyby otworzyła swoje niebieskie oczy i spojrzała naniego.- Teraz, jak już połapałem się w tych piknikach, mogli-byśmy spróbować następny raz pikniku ze śniadaniem - za-proponował.- A co lubisz jadać na śniadanie?- Wszystko, oprócz krakersów Grahama - powiedział,sięgając po chrupki ziemniaczane.- Krakersy nie są również moim ulubionym śniadaniem.- Ja ich nie cierpię, ale praktycznie jadałem je codzien-nie.Zwykle pokruszone, zalane mlekiem.Jeżeli spieszyłemsię, łapałem ich kilka w garść i jadłem w drodze do szkoły.Im lepiej poznawała jego dzieciństwo, tym bardziej zda-wała sobie sprawę, ile.musiał przezwyciężyć, aby stać siętym, kim był teraz.Wiedziała, że ostatnią rzeczą, której bypragnął, było współczucie, więc powiedziała po prostu:- %7ładnych krakersów.Obiecuję.- Wobec tego jestem za piknikiem ze śniadaniem.A ja-kie jest twoje ulubione śniadanie?- Wszystko, tylko nie grejpfrut, jajko na miękko i kawa-łek grzanki - uśmiechnęła się.- To było moje codzienneśniadanie, gdy mieszkałam z rodzicami.Miałam już dość te-go, tak samo jak ty krakersów.- Jesteś kobietą, która lubi odmiany?Wyjęła z koszyka brzoskwinie.- Jeżeli będziesz jadł często befsztyki, wspaniałą odmia-ną będzie zjedzenie od czasu do czasu hamburgera.To taksamo, jak ubieranie się w eleganckie rzeczy, na przykładsmoking, który nosiłeś wczoraj.To byłoby nudne nosić gocodziennie.- Zastanowiła się chwilę.- Oczywiście, możebyć odwrotnie.Gdy całymi tygodniami noszę dżinsy i bluzę,przyjemnie jest włożyć na siebie coś ładnego i kobiecego.SR- Czy obawiasz się, Whitney, że wpadniesz w rutynę? Cho-ciaż to chyba ostatnia rzecz, której mogłabyś się obawiać.- Obawiam się, że nie.- Z figlarnym błyskiem w okuwgryzła się w brzoskwinię.Z ust Stone'a wydobył się dziw-ny dzwięk.Oczy Whitney rozszerzyły się ze zdziwienia.Pa-trzył łakomie na jej usta, tak jakby umierał z pragnienia,a ona miała ostatnią kroplę wody.Wysunęła bezwiednie ję-zyk, aby zlizać sok spływający z brzoskwini na jej dolnąwargę, i znów usłyszała ten dzwięk.Zanim zdążyła się poruszyć, Stone ujął szybko jej twarzw swoje dłonie i zlizał z jej warg krople soku.- Pyszne - szeptał.- Smakujesz jak najwspanialsza rzeczna świecie!Rozkoszował się, całując delikatnie jej usta.Pieścił usta-mi jej wargi, aż westchnęła, a na wpół zjedzona brzoskwiniawypadła z jej rąk i potoczyła się po trawie.Pożądanie ogar-nęło ją.Zapomniała o jedzeniu.Stone przyciągnął ją dosiebie na kolana i przytulił.- Myślę, że zacząłbym uwielbiać pikniki, gdyby zawszemiały taki smak.Podniosła ramiona i objęła go za szyję, gdy on wpijał sięw nią ustami.Ciche, zmysłowe westchnienie zabrzmiało mię-dzy nimi, żadne z nich nie wiedziało czyje, ale nie dbali o to.Nie zważając na rowerzystów i biegaczy, którzy od czasu doczasu pojawiali się na chwilę koło nich, Stone wymieniałz nią rozkoszne pocałunki.Whitney wpiła palce w plecy Stone' a, gdy jego język po-wędrował w głąb jej ust.Mężczyzna przesunął rękę w kie-runku jej piersi i głaskał je przez cienki materiał bluzki,a ona wygięła się do tyłu, poddając się jeszcze bardziej pie-szczocie jego dłoni.Jednocześnie pocierała niespokojniebiodrami o jego uda.- Stone - jęknęła.Nie wiedziała, co chciała powiedzieć,ale czuła potrzebę wymówienia jego imienia.SR- Wiem - odpowiedział, tak jakby domyślał się, cochciała powiedzieć.Nagle oderwał rękę od jej piersi.Złapał ją za ramionai posadził na kocu koło siebie.Zgiął nogi w kolanach, objąłje ramionami i pochylił na nich głowę.Dyszał ciężko i bo-leśnie, z wysiłkiem wciągając powietrze do płuc.Whitney potrzebowała paru sekund, żeby otrzezwieć.Od-dychała głęboko, przebiegł ją dreszcz, ale nie dlatego, żesłońce schowało się właśnie za chmury.Przed chwilą pogrą-żyła się w zmysłowym uniesieniu, przerwanym tak nagle.Czuła się pozostawiona sama sobie, z nie zaspokojonympragnieniem.Podniosła rękę, aby dotknąć Stone'a, ale musiał widocz-nie wyczuć, co chciała zrobić.Cichym głosem, ale wystar-czająco głośnym, aby mogła go usłyszeć, powiedział:- Nie.Daj mi parę minut.Jej ręka opadła wzdłuż tułowia.Dziewczyna powoli zdałasobie sprawę, gdzie się znajduje, i zrozumiała, dlaczego takznienacka przerwał ich pieszczoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]