[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko dobrze się ułożyło - powiedział tylko.- Wygrałeś wyścig,zgarniasz nagrodę.- Nie wygrałem - odpowiedział Deene cicho, ale z przekonaniem.-Mojego dżokeja zdyskwalifikują.Jeśli nie ty otrułeś mojego konia, to ktoto zrobił?Dolan wziął za rękę pannę Amy Ingraham i kątem oka pochwycił, żenajstarszy syn Morelanda zauważył ten gest.Westhaven potrafił byćarogancki, jak przystało na następcę księcia, ale nie odezwał się anisłowem.- Amy ma ci coś do powiedzenia.Mnie powiedziała to, dopiero kiedyudało nam się osiodłać tego cholernego Goblina i wypchnąć go na linięstartu.Powtórz mu to, panno Ingraham, ale szybko, bo Grey-moor zaraznas do siebie zawoła, nie będzie się cackał.- Wiem, kto otruł twojego konia, milordzie.Z początku myślałam, żeto ty sam, bo ten człowiek był do ciebie bardzo podobny.Potemspostrzegłam, że jest starszy, nieco węższy w ramionach i tak dalej.- Jak się nazywa?Dolan w myśli zapisał na korzyść Deene'a fakt, że nawet nie podniósłgłosu. Amy u boku Dolana wydawała się krucha i drobna.Zwolniła kroku,bo dochodzili już do stajni Denninga.- Znam herbarz DeBretta, lordzie Deene.Człowiek, któregopodsłuchałam, gdy gratulował swoim opryszkom otrucia twojego konia,to lord Andermere.O ile wiem, jest twoim kuzynem.- Amy, czy możesz zostawić nas samych na chwilę? - Dolan próbowałmówić pojednawczo, ale bez specjalnego powodzenia.- Jonathan, obiecałeś.- Wiem, kochanie i dotrzymam obietnicy.Dotrzymam wszystkichobietnic.Wyglądała, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale tylko stanęła napalcach i pocałowała Dolana w policzek, na oczach całego klanuMorelandów, Deene'a, Kesmore'a, który karcił wzrokiem gapiących sięna to stajennych i earla Greymoora, który stał w pobliżu, smagając siępalcatem po cholewach oficerek.Ten jeden, krótki pocałunek w policzek sprawił, że Dolan zdecydowałsię powiedzieć bratu Marie otwarcie to wszystko, czego można się byłood dawna domyślić.Ze Dolan podziwiał swoją śliczną, dobrze urodzoną małżonkę i zradością zapłaciłby i pięć razy tyle, żeby móc ją poślubić.Ze zakochał się w niej po uszy, chociaż wcale nie chciał.%7łe odczekał rok po ślubie, aż sama zapragnęła zbliżenia, i że kiedy sięokazało, że urodzenie kolejnego dziecka może się dla niej zle skończyć,nie potrafił odmówić jej życzeniu, żeby mimo wszystko zaryzykować.Niczego nie umiał jej odmówić, a ona tak bardzo chciała dziecka.I że żałował swojej decyzji każdego dnia, przez wszystkie latawdowieństwa.- Cierpliwości, milordzie.Oni naprawdę muszą porozmawiać, kilkaminut nie stanowi przecież różnicy.Eve nie zamierzała go błagać - na litość boską, Greymoor sędziował wzwykłym, towarzyskim wyścigu, nic poza tym.Nie był żadnym lordemadmirałem, a jego rodzinna historia też nie była wolna od skandali.Nietrzeba się było obawiać, że zaszkodzi im z czystej złośliwości. Wyglądało na to, że układa w myślach jakąś uprzejmą odpowiedz, aleprzeszkodził mu znajomy głos.- Eve Windham.Denning.Jej Książęca Mość zbliżała się ku nim z szybkością niezbytprzystającą do publicznego książęcego wizerunku.Greymoor skłonił sięlekko i odwrócił się do jednego ze swych pomocników.- Mama.Księżna wyglądała na opanowaną, ale Eve kątem oka pochwyciłaspojrzenie Louisy.Siostra rozglądała się niespokojnie.Pewnie zaksięciem.To zaś oznaczało, że księżna wcale nie była aż tak spokojna, jaksię wydawało.- Ty.Ty.- Jej Wysokość spojrzała na Eve, przygotowującą się wduchu na kazanie, przy którym zbladłyby wszystkie męskiepokrzykiwania.Ale oczy jej matki wypełniły się łzami.- Jestem z ciebietaka dumna.To była ostatnia rzecz, którą Eve spodziewała się od niej usłyszeć,szczególnie w miejscu publicznym.- Dumna ze mnie?- Och, pojechałaś jak prawdziwa Windhamówna.%7łałuję, żeBartholomew nie ma wśród nas, podziwiałby swoją maleńkąsiostrzyczkę, jak fruwa nad przeszkodami.%7łałuję, że St.Just nieprzyjechał, on by wiedział, co ci powiedzieć.%7łałuję, och.żałuję, że.Wyciągnęła ramiona i zamknęła córkę w dzikim, mocnym uścisku.- Pokazałaś im wszystkim, Eve.Pokazałaś nam wszystkim.Deenebędzie na ciebie wściekły za ten numer, ale z czasem mu przejdzie.Zakochany mężczyzna potrafi wiele wybaczyć.Spytaj swojego ojca.Księżna szeptała to wszystko między kolejnymi, coraz mocniejszymiuściskami, śmiejąc się przez łzy.- Mamo, to Deene namówił mnie, żebym wystartowała.Ja niemiałabym.Odwagi, wiary w siebie.Determinacji.tych wszystkich cech, którepomogły jej przetrwać siedem długich lat, choć była na nie ślepa.- Nie dałabym rady przejechać tego toru bez błogosławieństwa iwsparcia mojego męża, mamo. - Ale go przejechałaś - odparła księżna, zamykając ją w kolejnymuścisku.- Mało nie zemdlałam przy tym potknięciu.Twój ojciecopowiadał mi, co się dzieje, bo nie mogłam patrzeć.Dopiero na finiszu.Wyciągnęliście się jak struna, z tym twoim koniem.Przeskoczyłby dlaciebie kanał La Manche, co do tego nie ma dwóch zdań.Och, Eve.Mimo wszystko przyrzeknij, że więcej się na to nie poważysz.Niezniosłabym tego drugi raz.Twój ojciec mało nie dostał zawału.- Skądże znowu.Bardzo cię proszę, księżno, nie podnoś głosu, gdyszkalujesz w taki sposób moje niespożyte zdrowie.Książę potrafił ryczeć na cały głos, aż echo szło po domu, żeby każdysługa na wszystkich trzech piętrach wiedział o jego niezadowoleniu, aletym razem, zbliżając się do żony i córki, przyciszył swój tubalny,książęcy baryton.Odezwał się swym zwykłym tonem przykładnego małżonka, aleoprócz zwykłego szacunku brzmiała w nim nutka urazy.- Papo.Eve wysunęła się z objęć matki i spojrzała w błękitne oczy ojca.Mamę można było przebłagać, ale przeprawy z ojcem zawsze bywałypoważne.- Evie.- Przeniósł wzrok z córki na matkę.- Zdenerwowałaś mamusię,panienko.Zaliczyłaś paskudne potknięcie za tym okserem.A więc natrze jej uszu? Pewnie nie da się tego uniknąć, bo przecieżksiążę.Ojciec chwycił ją w ramiona.- Ale co znaczy jedno potknięcie, kiedy dalej siedzisz na koniu, co?Szczególnie podobało mi się, jak przeskoczyłaś wodę.Popis dobregostylu i serca do walki.A ten ostatni płot.to był fantastyczny bieg, córko.Pękam z dumy.Podał ramię księżnej, która przyłączyła się do ich uścisku.- Och, Percivalu.- szepnęła.Dopiero wtedy, po siedmiu latach, dumni rodzice Evy zobaczyli łzy najej twarzy.Dobrze im to zrobiło, podobnie jak i jej rodzeństwu.Naprawdębardzo dobrze. - Zdaje mi się, że wszystko jest w porządku - powiedział Greymoor,spoglądając z niepokojem w stronę Eve i jej rodziców na drugim końcustajni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl