[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nie biegłem.Szedłem tylko do celuz pochyloną głową, wpatrzony w ziemię, liczyłem każdy krok, ażminąłem róg domu i mogłem odetchnąć.Po chwili ruszyłem dalej,minąłem kolejny róg, a następnie pokonałem trzy stopnie prowadzące dowejścia.Tam się zawahałem i rozejrzałem wokół.Cień góry stał sięciemniejszy.Cały świat przykrywał szron, wszędzie panował spokój.Cała wyspa zamarzła, jakby czas i wszelki ruch stanęły w miejscu.Mocno pragnąłem, by tak właśnie było.Drzwi okazały się uchylone.Ostrożnie je pchnąłem – poruszyły siębezgłośnie na zawiasach.Zrobiłem krok do środka, zaraz potem kolejny.Bez ostrzeżenia wrócił ból głowy, a po nim mdłości, więc musiałemoprzeć się o ścianę.Zamknąłem oczy i skoncentrowałem się na tym, bynie zwymiotować.Po paru sekundach najgorsze minęło.Wtedy doszłymnie głosy, jeden ciemny i jeden jasny – zrozumiałem, że oboje sąw salonie i poczułem ulgę.Żadnych krzyków, jęków, dźwięków panikiczy walki.Kilka razy głęboko wciągnąłem powietrze.Nagle nie mogłemsię ruszyć.Bałem się tam wejść.Bałem się Arona.Bałem się, że znów mnie uderzy.Na stoliku w korytarzu stał mosiężny świecznik z prawie wypalonąświeczką.Wyjąłem ją i zważyłem świecznik w dłoni.Poczułem jegociężar.Wciąż słuchałem rozmowy dobiegającej zza cienkich drzwi.–.i dlatego myślę, nie, jestem pewna, że będzie dobrze – mówiłaSynne.Lekkie drżenie w głosie? Może.– Tak, już wspominałaś.– Teraz odezwał się Aron.– Dobrze sobieporadziłaś.– Razem sobie poradziliśmy.Mikael i ja.To on wykonał większośćpracy, ja tylko użyczyłam mu nazwiska.To jemu powinieneś dziękować.– Ciebie lubię bardziej.Jesteś urocza.– Dziękuję.– Zdecydowanie lekkie drżenie w głosie.Prawieniesłyszalne, ale dość wyraźne dla wyczulonego ucha.– Gdzie jestMikael? Gdzie on się podziewa?Znów mnie zemdliło.– Niedługo przyjdzie.Masz chłopaka, Synne?– Co? Chłopaka? Nie, ja.to znaczy tak, mam.– Czy on widuje cię nagą?– Przestań już, Aron! – rozkazała Synne surowym tonem.Próbowała odwołać się do swojego autorytetu, przejąć kontrolę nadrozmową, lecz drżenie głosu zdradzało ją i obnażało.– Chcę wyjśćposzukać Mikaela.– Nie ma sensu.– Co?– Mikaela boli głowa.Miał taki ból głowy, że musiał się na chwilępołożyć.– Aron zaśmiał się głośno i szczerze; coś w tym śmiechusprawiło, że się wzdrygnąłem.Mdłości stały mi w gardle.– Jak to? Przesuń się, chcę wyjść i.Huk zabrzmiał jak strzał z pistoletu.– Nie.Zostaniesz tutaj.Jęk, po czym znów głos Arona.– Zdejmij sweter.– Co.nie chcę.Znowu huk.To nie strzał z pistoletu, ale trzask skóry o skórę.Pewnie dłoni uderzającej twarz.Wyjątkowo mocny i niespodziewanycios.Przypomniałem sobie, jaki Aron jest szybki i silny.Pracownikfizyczny.Rolnik.Co zaskakujące, wcale na takiego nie wyglądał.– Jeszcze bluzka.Rozepnij bluzkę.– Aron.proszę, nie rób tego.To nie.Trzask.– Ja chcę tylko być twoim chłopakiem.Dlaczego jesteś takatrudna? Dlaczego wy zawsze jesteście takie trudne? Tak mnie to.takmnie to wkurza! – Jego głos narastał, nakręcał się, frustracja wypływała na powierzchnię.Zły znak.Niebezpieczny.Kolejny huk i cichy krzyk.– Tak, Aron.Już nie bij.– Płakała.– Proszę, nie bij.Mdłości.Straszliwe mdłości.Zrobiłem głęboki wdech, otworzyłem drzwi i wszedłem.Poruszałem się najszybciej, jak mogłem, ale nadal widziałempodwójnie i miałem problemy z utrzymaniem równowagi.Aron byłzwrócony do mnie plecami, ale chyba usłyszałby mnie od razu, gdybynie skupiał uwagi na Synne.Stała przed nim, nerwowo próbując odpiąćguzik bluzki.Jedną stronę twarzy miała czerwoną i spuchniętą, a popoliczkach ciekły jej łzy.Uniosłem świecznik i z całej siły uderzyłemnim Arona w tył głowy.Może mnie usłyszał, a może wyczytał coś z oczu Synne, kiedymnie zauważyła.W każdym razie zareagował wystarczająco szybko.Niepoczułem zadowalającego oporu, który byłby wynikiem czystego ciosu.Świecznik ześlizgnął się po czaszce i trafił go w ramię.Mimo tozabolało go na tyle, że ryknął i upadł na kolana.Próbowałem zebrać siły do kolejnego ciosu, ale miałem wrażenie, jakbym ruszał się pod wodą.Szło mi za wolno.O wiele za wolno.Stanął na nogach, na długo zanim zdążyłem znów podnieść rękę.Zdołałem utrzymać pion, ale zatoczyłem się w tył pod jego naporem.Chwycił mój nadgarstek i go wykręcił – teraz to ja krzyknąłem.Musiałem puścić świecznik.Mosiężny przedmiot wypadł z mojejotwartej dłoni na ziemię.Aron błyskawicznie go podniósł.Po chwilijedną ręką złapał mnie za poły kurtki.Świecznik unosił drugą.– Bóg na ciebie patrzy, Aronie! – zawołałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl