[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co za uroczy mały chłopczyk.Była taka szczęśliwa z jego powrotu, że oczywypełniły jej się łzami.Gabriel zostawił ich i poszedł na górę znów spróbować rozmowy z Clare MacKay.Bardzo zależało mu na poznaniu imienia żołnierza, który ją zhańbił, chciał też przekazać jejnowinę.Następnego dnia miał przyjechać po nią ojciec.Jeśli nabrała już dość sił, możewracać do domu.W kilka minut pózniej znalazł się z powrotem w wielkiej sali.Clare nadal nie mogłaodpowiadać na jego pytania.Była tak osłabiona, że zasnęła w niecałą minutę po tym, jakwyjaśnił powód, dla którego chce z nią rozmawiać.U podnóża schodów czekali na niego Johanna z Alexem.- Czy stało się coś złego, mężu? - spytała widząc jego zmarszczone czoło.- Gdy tylko próbuję rozmawiać z córką MacKaya, natychmiast zasypia.Jak długopotrwa twoim zdaniem czekanie, aż dziewczyna odzyska siły na tyle, żebym mógł się czegośod niej dowiedzieć?- Nie wiem, Gabrielu - odrzekła.- Widziałeś, jak wyglądała w dniu, kiedy się tupojawiła.Potrzeba jej trochę czasu na dojście do siebie.Cierpliwości - poradziła.- To cud, żeona w ogóle żyje.- Chyba rzeczywiście - przyznał.- Johanno, jutro przyjeżdża po nią ojciec, zabierze jądo domu.Nie spodobała jej się ta wiadomość.Pokręciła głową.- Clare nie jest w stanie nigdzie jechać.Jej ojciec musi to zrozumieć.Gabriel nie był w nastroju do sprzeczek z żoną.Radość, jaką ujrzał na jej twarzy popowrocie Alexa, napełniła go wielkim zadowoleniem.Nie chciał więc psuć im pierwszychchwil razem poważnymi rozmowami.Wieczorem mógł znalezć dość czasu, by porozmawiaćo przyszłości Clare.- Może wezmiesz Alexa na dwór, żono.Jest za ładnie, żeby siedzieć w domu.Uwagę Gabriela przykuwał teraz syn.Alex trzymał Johannę za rękę i patrzył na nią zeszczerym zachwytem.Gabrielowi przyszło nagle do głowy, że chłopiec desperackopotrzebuje matki.Równie wielkie było dla niego odkrycie, że Johanna potrzebuje chłopcaniemal w tym samym stopniu.- To prawda, dzień jest piękny - przyznała Johanna.Gabriel spoglądał teraz zczułością.Całkiem się zapomniał.Jego miłość do syna była widoczna na pierwszy rzut oka.Boże, ależ tego dnia targały nią uczucia.Wiedziała, że niewiele brakuje jej dowybuchnięcia płaczem, odwróciła się więc, żeby mąż tego nie zauważył.Naturalnie niepotrafiłby tego zrozumieć.Mężczyzni sądzą, że kobiety płaczą tylko z bólu lub ze smutku, takprzynajmniej zdawało się Johannie.Tymczasem jej łzy były po prostu emocjonalnąodpowiedzią na cudowne doznanie szczęścia i spełnienia.Bóg jej błogosławił.Byłabezpłodna, a jednak zesłał jej syna, którego mogła kochać.O, lak, będzie go kochać, przecieżnie zamknie serca przed niewinnym dzieckiem.- Czy możemy iść obejrzeć konie, mamo?Wybuchnęła płaczem.Zarówno Gabriel, jak Alex byli przerażeni.- Johanno, co ci się stało? - Mąż w zatroskaniu podniósł głos prawie do krzyku.- Nie musimy oglądać koni - powiedział Alex, sądząc, że stał się sprawcą jakiejświelkiej przykrości.Johanna próbowała się opanować.Rąbkiem tartanu zaczęła delikatnie dotykaćkącików oczu.- Nic się nie stało - wyjaśniła wreszcie mężowi.- Alex nazwał mnie mamą.Zaskoczyłmnie, a ja dzisiaj bardzo łatwo się rozczulam.- Tata powiedział, że powinienem nazywać cię mamą - stwierdził Alex.- Powiedział,że ci się to spodoba.Buzia chłopca wydęła się w grymasie.Alex wyraznie czuł się niepewnie.Johannachciała go jak najszybciej pocieszyć.- Tata miał rację.Powinieneś mnie tak nazywać.- To dlaczego płaczesz jak dziecko? - spytał Alex.- Ze szczęścia, zrobiłeś mi wielką przyjemność - odpowiedziała z uśmiechem.- A wogóle, to jest za ładnie na siedzenie w domu.Chodzmy obejrzeć te konie.Chciała wyjść.Gabriel chwycił ją za ramię.- Najpierw mi podziękujesz za przywiezienie małego do domu - oznajmił.Przypuszczała, że oczekuje pochwały.- Podziękuję ci pózniej, milordzie.Kiedy do tego dojrzeję.Wspięła się na palce ipocałowała go.Usłyszała chichotanieAlexa i wybuchnęła śmiechem.Gabriel też się uśmiechnął.Patrzył za wychodzącymiJohanna i Alexem.Potem ruszył w tę samą stronę, ale przystanął u szczytu schodówopadających do wielkiej sali.Przez otwarte drzwi dalej śledził wzrokiem żonę i syna, póki niezniknęli na stoku.- Skąd u ciebie taki uśmiech, MacBain?Ojciec MacKechnie wdrapał się na schody i przystanął obok starszego klanu.- Przyglądałem się swojej rodzinie - odrzekł Gabriel.Ojciec MacKechnie skinąłgłową.- Udaną masz rodzinę, synu.Bóg błogosławił wam trojgu.Gabriel nie uważał się zareligijnego człowieka, ale uzmysłowił sobie, że zgadza się ze zdaniem duchownego.Kiedybył młody i głupi, modlił się o prawdziwą rodzinę.Teraz miał Alexa i Johannę, należeli doniego.Uczciwość zobowiązuje, pomyślał.Zdaje się, że miał dług wobec Stwórcy.Bądz cobądz Bóg wysłuchał jego modlitw.Zadumę przerwał mu śmiech Johanny, odbijający się echem na dziedzińcu.Gabrielodruchowo się uśmiechnął.Bardzo lubił słyszeć, jak Johanna się cieszy.Nie miała pojęcia, że mąż ją słyszy.Alex był tak rozentuzjazmowany ipodekscytowany spacerem, że nie potrafił utrzymać statecznego kroku.W biegu aż uderzałpiętami o pośladki.Johanna ledwie mogła za nim nadążyć.Spędzili całe popołudnie razem.Najpierw obejrzeli konie, potem zeszli na łąkęodwiedzić Anggiego.Stary żołnierz właśnie wróci! z grzbietu wzgórza.Był w marnymnastroju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]