[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż tego nie ma w  Kapitale", ale to jest oczywiste.Klasowo oczywiste.Sekretarz partii nie może być pedałem.Może być pedofilem, ale nie pedałem.Pedałami są jedynie księża i imperialiści.Mogła go wykończyć.Jego samego wyskrobać jak żyletką z historii, a cogorsza jego numer telefonu usunąć z notesów wszystkich ważnych tego mia-sta.Wystarczył jeden telefon do Komitetu.Nigdy tego nie zrobiła.Mimo niena-wiści, poniżenia, bólu porzucenia i z pewnością żądzy zemsty.Wiesz co? Do dzisiaj podziwiam go za to.Niezależnie jak bardzo cierpiałaz tego powodu Natalia, podziwiam go za tę wierność sobie.Matka Natalii nigdy nie powiedziała jej tak naprawdę, co się stało,dlaczego nie mieszkają z ojcem.Dowiedziała się prawdy od niego.Powiedziałjej to którejś Wigilii.Było już ciemno, gdy wyszła wynieść śmieci.Zobaczyłago, pijanego, trzęsącego się z zimna, na ławce przy śmietniku.Siedział zbutelką wódki i wpatrywał się w okna ich mieszkania.Matka wychowywała ją bez niczyjej pomocy.Nigdy nie powiedziała jejnic złego o ojcu.Nigdy też nie zrobiła nic, aby utrudniać Natalii spotkania zojcem.Nigdy jednak także nie zgodziła się, aby przyszedł do ich domu.Po klęsce jej małżeństwa Natalia stała się dla niej jedynym i ostatecznymcelem życia.Gdyby była pewna, że oddychając odbiera tlen Natalii, nauczyłabysię nie oddychać, l wszystkich innych namawiałaby, aby też nie oddychali.Trudno było kochać Natalię przy takiej matce.Akceptowała moje istnienie tak jak akceptuje się gips na złamanej nodze.Musi być, minie, znowu będzie jakkiedyś, bez gipsu.Trzeba przeczekać i postarać się na krótko o kule.Nie mijałem.Odbierałem jej Natkę, Natunię, Natalkę, Nataleńkę.Kawałekpo kawałku.Tak jej się wydawało.To nie była prawda.Kiedyś wyjechała na dwatygodnie konserwować zabytki Tallina.Natalia, mając mnie cały czas w pobliżu,popłakiwała z tęsknoty za nią.Od pierwszego dnia Natalia opisywała mi swój świat.Dosłownie,ponieważ pisała lub stenografowała.Pisała wszędzie.Na kartkach papieru,które zawsze miała przy sobie, kredą na podłogach i ścianach, szminką nalustrach lub kafelkach łazienek albo patykiem na mokrym piasku plaży.Jejtorebka i kieszenie wypełnione były wszystkim, czego można by użyć dopisania.Nie znam rzeczy, której nie potrafiła opisać.Widziała znacznie więcej.Dotyk umiała opisać barwami, ich odcieniamilub natężeniem.Głucha wobec realnego świata, wyobrażała sobie, jak mogąwyrażać się dzwięk spadającej kropli z cieknącego kranu w kuchni, śmiechulub płaczu dziecka, westchnienia, gdy mnie całowała.Swoim opisem kreowałazupełnie inny świat.Piękniejszy.Po pewnym czasie i ja zacząłem wyobrażaćsobie dzwięki.Głównie na podstawie jej opisów i głównie po to, aby  słyszeć"podobnie jak ona.Uważałem - po pewnym czasie stało się to moją obsesją - żegdy tak się już stanie, to fakt, że ona nie słyszy, okaże się tylko mato znaczącąniedogodnością.Prosiłem ją do znudzenia o opowieści o jej wyobrażeniach dzwięków.Pokilku miesiącach, któregoś wieczoru jednego z tych dni, w którym ktoś z takzwanych słyszących znowu jej boleśnie dokuczył, a ja po raz kolejny nie zwra-cając uwagi na jej nastrój, poprosiłem o opisywanie dzwięków, odmówiła roz-drażniona, stenografując nerwowo mazakiem na lustrze w łazience: Po co ci te cholerne opisy chorej wyobrazni jakieś kalekiej,głuchoniemej histeryczki na rencie, którą może poniżyć byle śmieć tylkodlatego, że mu się wydaje, że jest tak nieporównywalnie lepszy ode mnie, bosłyszy?".W trakcie jej nerwowego pisania na lustrze litery stawały się corazbardziej nieczytelne, tak jak coraz bardziej podniesiony staje się głos kogoś,kto wykrzykuje swoją złość i frustrację.Pamiętam, że podszedłem do niej iprzytuliłem ją.Potem zmyłem gąbką jej napis na lustrze i tym samym mazakiem napisałem, po co mi są te opisy i jak bardzo mi na nich zależy.Płakała jakdziecko, tuląc się do mnie.Wiesz, że głuchoniemi płaczą identycznie jak słyszący i mówiący?Wydają dokładnie te same dzwięki.Płacz przez cierpienie lub radość musiałbyć pierwszą umiejętnością ludzi.Zanim jeszcze nauczyli się mówić.Od tego dnia zapisywała dla mnie w specjalnym zeszycie swojewyobrażenia, a ja uczyłem się ich jak wierszy.Na pamięć.Nigdy się niedowiem, czy mi się udało nauczyć chociaż tych najważniejszych.Jeżdżąc autobusem, wyobrażałem sobie zgodnie z jej opisami dzwięk za-trzaskiwanych drzwi i porównywałem na najbliższym przystanku z rzeczywisto-ścią.Siedząc w stołówce, starałam się przewidzieć i opisać językiem Nataliieksplozję hałasu wrzucanych do metalowych misek noży, widelców i łyżek,zanim jeszcze spocona kucharka przydzwigała ze śmierdzącej myjni całe ichwiadra.Czy wiesz, że Natalia, jak wszyscy inni siedzący blisko, takżemarszczyła czoło i mrużyła oczy, gdy te noże i widelce z hukiem spadały dometalowej miski?Wchodząc do parku, porównywałem moje wyobrażenia jego dzwięków ztym, co tam naprawdę słyszałem.Najbardziej czułem to właśnie w parku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl