[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oświetlony od dołuprzez ekrany, wyglądał na starszego, niż go zapamiętała.- Ludzie Odionasądzą, że trzymamy z Daimanem.I tak było, tyle że Daiman nie spodziewałsię, że się wycofamy, więc statki, które teraz ściągnął, nie wiedzą kimjesteśmy - wyjaśnił.Otarł pot z krótkiej kasztanowej czupryny.- Nikt tu nie kieruje ruchem.- Właśnie zestrzelili  Bezlitosnego" - zameldował jego kalamariańskinawigator.- Widzisz? - Generał się skrzywił.- Nie chodzi tylko o nas.To byłtransportowiec piechoty.Wszystkie nieregularne jednostki mają to samo.Kerra wróciła po schodach do ogromnego okna po stronie sterburty.Bitwabyła tak chaotyczna, że ludzki umysł ledwie mógł przetworzyć obrazy.Turyści na pokładzie  Vichary'ego Telka" nigdy stąd nie ujrzeli podobnegowidoku. Gorliwość" cały czas kluczyła i trudno było znalezć stały punkt odniesienia.Poza jednym.- Zaraz, zaraz - powiedziała, mrużąc oczy, Kerra.Dostrzegła właśnieniewielką flotyllę statków, zawieszoną w mgławicy nieopodal słońcaGazzari.- Kto to jest, o tam?- Ludzie Lorda Bactry - wyjaśnił Rusher, spoglądając ponad monitorami.-Strona 61 John Jackson Miller - błędny rycerz.txt Dostarczyli tu arxeum.To znaczy, to,co było arxeum- I Odion nie zwraca na nich uwagi?Rusher odwrócił się w jej stronę.- Nie prowadzę tu lekcji historii.- Za jego plecami ktoś z załogi stłumiłchichot.Rusher obejrzał się i uśmiechnął szyderczo.- W każdym razie niew tej chwili.Kerra się zamyśliła.To, co widziała, pokrywało się z informacjami wywiaduRepubliki: Bactra robił interesy z obydwoma braćmi.Jakiekolwiek interesyłączyły go z Daimanem, wątpliwe, żeby włączył się do walki - a więc tamcipowinni trzymać się z dala od niego.To było to!- Lećcie tam - powiedziała Kerra, wskazując na siły Bactry.Może zdołamysię ukryć wśród neutralnych.- Może nas zaadoptują i zabiorą do domu - prychnął Rusher, przewracającoczami.Podniósł ręce.- Wykonać - polecił sterniczce. Gorliwość" zadygotała, skręcając w prawo tak gwałtownie, że Kerramusiała przytrzymać się okna.Wsłuchując się w metaliczny jękzbaczającego z kursu statku, spojrzała w dół na olbrzymi desantowiec wkształcie krzyża, który służyłjako prawa noga jednostki, zastanawiając się, czy nie odpadnie.Każdystoczniowiec w Republice określiłby to jako fuszerkę.- Dostaliśmy, panie brygadierze! - odezwał się nawigator.Rusher podniósł wzrok i spojrzał na błękitny ogień laserowy, świszczący zaoknem na sterburcie.Sekundę pózniej pomarańczowy płomień przemknąłobok iluminatora po stronie Kerry. - Kto nas trafił?Kalamarianin podniósł wzrok.- Jedni i drudzy.- Po kilka statków Odiona i Daimana odłączyło się ipodążyło w ślad za nimi w kierunku mgławicy.- Tylna wieżyczka?- Zniszczona w czasie ostrzału.Rusher wzruszył ramionami i wszedł po schodach.- To już nie potrwa długo - stwierdził, spoglądając w dół.Statki Bactry byłyprzed nimi, zwodniczo blisko.Ale w tym tempie nie mieli szans tamdotrzeć. Gorliwość" nie miała dostatecznej szybkości ani osłon, żeby przetrwaćstarcie.- To szaleństwo! - Stając naprzeciwko Rushera, Kerra ruchem rękiwskazała na okno za jej plecami.Kolejna wiązka rozświetliła przestrzeń nazewnątrz.-Możecie przecież walczyć! Ten statek jest najeżony bronią!- Ten statek ma broń na paletach w ładowni, paniusiu - powiedział Rusher,piorunując ją wzrokiem.Złapał dziewczynę za rękę i obrócił gwałtownietwarzą na zewnątrz.- Te lufy to tylko ładunek, a połowy z nich już nie ma.Kerra sposępniała, patrząc we wskazanym kierunku.- Straciliśmy działo na rufie.Zostało nam tylko kilka nieruchomych działekdo kruszenia skał, które strzelają wyłącznie do przodu - oznajmił Rusher.Kolejna salwa rozniosła się echem po statku i brygadier musiał się oprzeć,żeby nie upaść.- Mają nas.Jak zwolnimy chociaż na sekundę, żeby sięodwrócić. Kerra patrzyła w odrętwieniu na stanowisko kontrolne.Musi być coś, co dasię zrobić! Cóż, kiedy jej umysł, zwykle pełen pomysłów, teraz nie potrafiłjej żadnego podsunąć.Obejrzała się i zobaczyła brygadiera.Rusher stał zrękami skrzyżowanymi na piersi, opierając się o kolumnę, i wyglądał przezokno na swój statek.Laserowe strzały przelatywały coraz bliżej, odbijającsię w oknie.- Dzięki.Za to, że.dowiezliście nas tak daleko - powiedziała.Nie obejrzał się na nią.- Przykro mi, że nie możemy uratować twoich dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl