[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedstawiono mnie im i wzajemnie; wymienialiśmy przy tym drobneuprzejmości.W ten sposób poznałem pana Eligiusza Krupę, mężczyznę w średnim wieku o bardzonieciekawej twarzy  redaktora teoretycznego miesięcznika  Horyzonty Filozofii ,nieogolonego, z włosami odrastającymi od głowy jak świńska szczecina; malarzu StefanaBorówko; milkliwego prozaika Zenona Niemka i jego żonę, gadatliwą panią Eleonorę zKraszewskich, bo tak mi się przedstawiła, aktorkę dramatyczną Katarzynę Rokoko przystojna, w średnim wieku niewiastę; krytyka Jana Grzegorczyka z wielką szopą włosów ifajeczką w zębach; tłumacza  podziemnych rosyjskich powieści  młodzieńca znanego wśrodowisku literackim jako Kostia.Gdy zasiedliśmy w jadalni do rozsuwanego owalnego stołu, wszedł spózniony profesorJerzy Zann, matematyk, wraz z córką o dziwnym imieniu Stokrotka.Przed kolacją odbylispacer po parku  obydwoje mieli policzki zaróżowione od mrozu. Tra-ta-ta, tra-ta-ta, proszę państwa, w nocy spadnie śnieg  oznajmił radośnie profesor.Wszyscy uśmiechnęli się półgębkiem.Stokrotka, która zajęła krzesło u mego prawegoboku  Nataniel siedział po jej lewej ręce  szepnęła mu do ucha: Ojciec od tygodnia przepowiada opady śniegu.Jeszcze ani razu się nie sprawdziło.Dlatego się śmieją.Miała duże poczucie humoru.Poza tym okrągłą buzkę z dwoma miłymi dołeczkami.Nieduża, o obłych kształtach, młodziutka, z bystrymi oczami, z głową w jasnych kędziorach,była przykładem typu kobiety-bułeczki.Ojciec Stokrotki był naprawdę wielkim uczonym.Poza tym miał kwadratową szczękę,którą ciągle poruszał.Po lewej ręce Nataniela zajął miejsce poważny prozaik: żółta pergaminowa twarz, białkaoczu zmącone rozlanym żółtkiem.Mówił do Nataniela głosem smutnym i cichym, dobywającym się jakby z gardła wyłożonego wełną, którą zjadły mole: Tak się cieszę, Natanielu, z twojego przyjazdu.Tak się cieszę.Mało ostatniospotykałem mądrych ludzi, coraz mniej.Tak mało dobrej prozy, tak mało dobrej poezji.Corobić? Co robić?I tak długo bezradnie rozkładał ręce nad talerzem, aż żona jego, Eleonora z Kraszewskich,poczęła go pouczać: Ty się lepiej nikogo nie radz, nie słuchaj.A najbardziej nie słuchaj pana Nataniela,który ostatnio nic nie pisze, bo sobie szydzi z całego świata.I z ciebie także.Niemek zgodnie pokiwał głową.Na moment zajrzał do jadalni kustosz: Kolację podano dzisiaj wcześniej, bo służba idzie na nocną zabawę.Ja także za chwilęwyjeżdżam na zebranie do Aowicza.Powrócę jutro rankiem, wcześniej nie ma bowiemautobusu.Państwo zostaną sami na gospodarstwie.Proszę zbytnio nie dokazywać.Tak, tak,do panów mówię, panie profesorze i panie Grzegorczyk. Ojciec nieraz całe noce rżnie w karty i innych do kart zmusza  zwierzała mi sięStokrotka. A pan Grzegorczyk chyba pije sam jeden wódkę w swym pokoju i potemwymyśla na siebie jak szewc.Przy stole było trochę ciasno, co chwila moje ramię stykało się z ramieniem Stokrotki.Raz trwało to nawet dłuższy czas.Wówczas to Stokrotka zajrzała mi głęboko w oczy. A pan.co tu będzie robił? Będę pisał Dzieje opatów sulejowskich. Och  westchnął trwożnie. Pan pewnie jest katolickim pisarzem? Znałam jednego.Taki był ładny, młodziutki. Zapewniam panią, że mam światopogląd raczej materialistyczny. To dobrze.Oj, jak to dobrze.Po kolacji poszedłem wprost do swego pokoju.Otworzyłem drzwi, sięgnąłem dowyłącznika i gdy tylko rozbłysło światło, znieruchomiałem.Na brulionie o dziejach opatów sulejowskich, zwróconych grotem w stronę chcącegopracować za stołem, leżał bełt od kuszy.Nie musiałem podchodzić bliżej, by dostrzec, że na jednym z jego purpurowych piór sątrzy nacięcia.Już tylko trzy.Mówiły wyraznie:  Wynoś się stąd, jeśli ci życie miłe.Tak, było mi miłe, ale nie miałem zamiaru wynosić się z Nieborowa.Zwłaszcza po tym,jak dowiedziałem się od Jarka, że i duchy cystersów z Sulejowa zamieszkały pod dachemnieborowskiego pałacu.Jednak długo nie mogłem zasnąć.A gdy już wreszcie zasypiałem, usłyszałem silnestukanie za ścianą, jakiś rumor.Potem skrzypnęły drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl