[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale niechciałam.Powiedziałam, że Paul nigdy nie wróci, że to jej wina i musiponieść karę i nikt jej przed tym nie uchroni, nawet wujek Billy.Popatrzyła na mnie jak nie patrzyła nigdy przedtem  śmiertelnieprzerażona, jak potępieniec.I znowu swoje, żebym przyprowadziła zpowrotem Paula.Powtórzyłam, że on nie żyje.Bez końca powtarzałamto zdanie.Trup, trup, trup.Podeszła do mnie i szukała pocieszenia.Odepchnęłam ją, uderzyłam w twarz, raz, drugi.Cofnęła się, potknęła,upadła, sięgnęła do torebki, wyjęła buteleczkę z daiquiri.Wypiła, śliniącsię i płacząc, napój spływał jej po brodzie.Potem wzięła prochy, całągarść, i pożerała je szybko, jeden za drugim.Co kilka sekund robiłaprzerwę i patrzyła na mnie szeroko rozwartymi oczami  czekała,żebym kazała jej przestać, tak jak robiłam to tyle już razy.Ale ja nic niemówiłam.Przemknęła do mojej sypialni, z torebką, goła, ale z torebką wręce, wyglądała tak.patetycznie.Poszłam za nią.Wyjęła coś z torebki.Broń.Mały pozłacany pistolet nigdy go u niej nie widziałam. Moja nowa zabawka  powiedziała.Podoba ci się? Dostałam na tym pieprzonym rodeo.Dzisiaj towypróbuję.I wycelowała we mnie.Położyła palec na spuście.Byłamprzekonana, że mnie zabije, ale zachowałam spokój, o nic nie prosiłam,tylko patrząc jej prosto w oczy powiedziałam:  No śmiało, przelejjeszcze trochę niewinnej krwi.Splugaw się jeszcze bardziej, ty podła,wredna zdziro!Twarz jej dziwnie się zmieniła.Wyjąkała:  Przepraszam,wspólniczko , przystawiła lufę do skroni i nacisnęła spust.Cisza. Siedziałam i patrzyłam na nią przez chwilę.Patrzyłam, jak sięwykrwawia, jak dusza z niej uchodzi.Zastanawiałam się, dokąd.Potemzadzwoniłam do wujka Billy ego.On wszystkim się zajął. Coś mnie dławiło.Uświadomiłem sobie, że wstrzymałem oddech, iwypuściłem powietrze z płuc.Leżała, stopniowo się rozluzniając, oczy jej zachodziły mgiełkąrozmarzenia. I to wszystko, kochanie.Koniec.I początek.Dla nas.Usiadła, poprawiła włosy, odpięła górny guzik sukni, pochyliła sięku mnie. Jestem teraz oczyszczona.Wolna.Dla ciebie, Alex.Dam ci z siebiewszystko, zobaczysz, czegoś takiego nie zaznał ode mnie żadenmężczyzna.Długo czekałam na tę chwilę.Nie łudziłam się nawet, żenadejdzie. Wyciągnęła do mnie ramiona.Wstałem i zacząłem przechadzać się po pokoju. Z wieloma sprawami trzeba się uporać  powiedziałem. Wiem, kochanie, ale mamy czas.Mnóstwo czasu.Nareszcie jestemwolna. Wolna  powtórzyłem. I bogata.Nie nadaję się na księciamałżonka. I nim nie będziesz.Nie jestem niczyją spadkobierczynią.Zgodnie ztestamentem Beldinga pieniądze zostaną w korporacji. Jednakże  ciągnąłem  wujek Billy zarządza całym majątkiem, abiorąc pod uwagę fakt, jak jest do ciebie przywiązany, życie w luksusiemasz zapewnione. Nie, nie musi tak być.Nie jest mi to wcale potrzebne.Pieniądzenigdy nie miały dla mnie większego znaczenia  pieniądze jako takie,czy też rzeczy, jakie mogłam za nie kupić.To jej dziedzina.Kiedydowiedziała się, kim jest, zupełnie zwariowała, wydzierała się na wujkaBilly ego, oskarżała go, że ją okradł, groziła sądem.Chciwość  miaławięcej niż potrzebowała.Zwróciła się nawet do mnie, byśmy razempodjęły działania, ale odmówiłam.Okropnie to ją rozzłościło. Jak daleko posunęła się w tych swoich grozbach? Nic z tego nie wynikło.Wujek Billy ją uspokoił. W jaki sposób? Nie mam pojęcia.Ale nie mówmy o niej więcej.Ani o pieniądzach, ani o żadnych nieprzyjemnych rzeczach.Jestem tutaj, z tobą.W tymcudownym miejscu, gdzie nikt nas nie znajdzie i nie obrzuci błotem.Ty,ja i Shirlee.Stanowimy rodzinę, będziemy już na zawsze razem.Podeszła jeszcze bliżej, rozchyliła usta jak do pocałunku.Trzymałemją z dala, na długość ramienia. To nie takie proste, Sharon.Zrobiła wielkie oczy. Nic.nic nie rozumiem. Problem polega na tym  zacząłem  że coś tu nie pasuje. Alex. Azy. Proszę cię, nie baw się ze mną w kotka i myszkę.Potym, co przeżyłam.Usiłowała się do mnie przytulić.Zachowywałem odległość. Alex, proszę cię, chodz do mnie.Chcę cię dotknąć, przytulić. Sherry zabiła Kruse a  powiedziałem. Ale nie miało to związkuz przyjęciem, to mogło tylko przyspieszyć decyzję; bo ona tozaplanowała, dwa tygodnie wcześniej opłaciła Rasmussena.Tysiącdolarów.Wynajęła go do mokrej roboty.Oddech miała przyspieszony, odsunęła się.Próbowała się uwolnić zmojego uścisku.Ale trzymałem ją mocno za ramię. Nie!  powiedziała. Nie wierzę w to! To nieprawda! To prawda.I ty dobrze o tym wiesz. Co masz na myśli?  W jednej chwili jej twarz, ta nieskazitelniepiękna twarz, zbrzydła.Zbrzydła złością.Piętno duszy. To mianowicie mam na myśli, że ty wszystko zmontowałaś.Zasiałaś nasienie.Dałaś jej swoją dysertację sprzed sześciu lat iobudziłaś w niej najgorsze instynkty.Oczy jej miotały dzikie błyski. Idz do diabła!Wiła się, chciała się uwolnić. Dobrze wiesz, że to prawda, Sharon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl