[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostał tylko jeden, który mając matkę w Jugosławii, tą drogą chciał się przedostać naZachód.”[26]W czasie naszego pobytu w koszarach w Kałudze próby ucieczek były traktowane jako dezercja z armi.Złapanych sądzono publicznie przed całym pułkiem.Wyroki były wysokie: od 10 do 15 lat ciężkich robót włagrach.Niestety, ani losów skazanych, ani szczęśliwców, którym powiodło się, nie udało się ustalić.Jedną z takich ucieczek – bodaj że pierwszą udaną – zrelacjonował Zygmunt Kłosiński.[27] We wrześniu1944 r., parę dni po odmowie złożenia przysięgi na wierność ZSRR, pięciu żołnierzy pochodzących zmiejscowości Smorgonie: Leon Birn, Tadeusz Dunowski („Ali”), Kazimierz Kosowicz („Kusy”), ZbigniewRadzikowski („Mruk”) i Roman Sławiński („Szturlis”) postanowiło nie czekać niepewnego losu.Udało imsię opuścić koszary i oddalić się.Dla zmylenia pościgu obrali kierunek północny.Maszerowali nocą, a oświcie odpoczywali w lesie, z dala od ludzkich siedzib.Po dziesięciu dniach marszu znaleźli się nad rzekąUgrą.Teren wcześniejszych walk frontowych pełen był rozbitego sprzętu wojskowego, a w świetleksiężyca bielały ludzkie i końskie kości.Jeszcze parę razy przekraczali rzeki, najczęściej wpław.Unikali liniikolejowych, strzeżonych przez uzbrojone patrole.W końcu dotarli w okolice Wiaźmy, a po dwudziestu kilkudniach w okolice Smoleńska.W poszukiwaniu żywności, ziemniaków z pól, podzielili się na dwie grupy.Niestety, nie spotkały się one już.„Ali” z „Mrukiem” zdecydowali się maszerować również za dnia.Wyniknęło to z konieczności przeprawienia się przez Dniepr, który najlepiej było pokonać pociągiemtowarowym.Na peryferiach Smoleńska przeżyli chwilę grozy.Głodni i zziębnięci zapukali do jednego zdomostw, gdzie gospodyni ugościła ich w kuchni mlekiem i ziemniakami.Przez uchylone drzwi zobaczylimężczyznę w mundurze enkawudzisty, czyszczącego rozebrany na stole pistolet.Kobieta ofuknęła go, żepobrudzi obrus i zamknęła drzwi.Podziękowali i czym prędzej opuścili gościnny dom.Ominąwszy przejazdkolejowy, na stacji rozrządowej, chyłkiem wdrapali się do pustego wagonu-węglarki.Po drodze do wagonudosiadło się kilku pograniczników.O dziwo, nie zainteresowali się dwoma „bojcami”, nawet dostali od nichpo kawałku chleba.Po dwóch dniach dojechali do Mołodeczna, skąd blisko było już do Smorgoń, a więcbyli w domu.Grupa „Kusego” natomiast została zatrzymana przez patrol wojskowy w okolicy Smoleńska.Oświadczyli, że skierowano ich z 361 pułku Armi Czerwonej do polskiej armi Berlinga, a odpowiedniedokumenty posiadają ich dwaj koledzy, którzy się zagubili.Po paru dniach aresztu, ponieważ nie byłozapewne możliwości sprawdzenia wiarygodności ich oświadczeń, dostali z „wojenkomatu” skierowania doLublina.Pojechali jednak do Wilna.Stąd Leon Birn i Roman Sławiński jednym z pierwszych transportówrepatriacyjnych przedostali się do Polski.„Kusy” miał mniej szczęścia, po paru dniach pobytu w Wilniezostał zatrzymany na ulicy i aresztowany, a później tak jak wielu wileńskich akowców wywieziony za krągpolarny.Przetrwał wygnanie, wrócił do Polski w 1956 r.Główny bohater, Zbigniew Radzikowski „Mruk” i39opisujący tę pierwszą ucieczkę z Kaługi Zygmunt Kłosiński („Huzar”, „Dan”) już nie żyją.Najaktywniejsi chłopcy decydowali się na organizowanie przemyślnych ucieczek, najczęściej wmałych grupach.Uczestnikiem jednej z takich udanych eskapad był Mieczysław Turek[28], ps.„Kmieć”.Byłon zastępcąd-cy 1 plutonu kawalerii Oddziału Rozpoznawczego Komendanta Okręgu (OR KO).Internowany wMiednikach zataił swój stopień podoficerski.Został wywieziony do Kaługi, a następnie zesłany do pracy przywyrębie lasów podmoskiewskich.Pod koniec maja 1945 r.wszystkie bataliony robocze zelektryzowała wieść o ucieczce trzechnaszych żołnierzy z III batalionu.Opowiadano, że zawładnęli oni samochodem ciężarowym Zis-5, którymzwożono z lasu drewno i dzięki temu nie zostali złapani.Po 48 latach M.Turek tak zrelacjonował swojąucieczkę:„Widząc nasze beznadziejne położenie, brak zainteresowania naszym losem ze strony zachodnichsojuszników, po l maja 1945 r.podjąłem decyzję ucieczki na rodzinną ziemię.W związku z tym zaczęliśmyze Stanisławem Tamulewiczem, byłym żołnierzem 3 brygady „Szczerbca”, gromadzić prowiant.Należynadmienić, że znał on rzemiosło szewskie i potrafił z powierzonego materiału wykonywać dla radzieckichoficerów z naszego batalionu buty z cholewami, tzw.«harmoszki».Za swoją pracę otrzymywał dodatkowy chleb, kaszę, a czasami i konserwy.Z okresu partyzantkiposiadałem skrzętnie ukrywany w czasie licznych rewizji wojskowy kompas.W pewnej odległości odnaszych ziemianek urządziliśmy schowek na gromadzone produkty.Do naszego zespołu przyjęliśmyjeszcze trzeciego żołnierza (niestety, nie pamiętam już jego imienia i nazwiska), był on bardzo religijny iciągle żarliwie się modlił.Naszą ucieczkę zaplanowaliśmy w drugiej połowie maja, licząc na lepszą,cieplejszą pogodę.Ustaliliśmy hasło: «idę gotować ziemniaki», co nakazywało udanie się do naszegoschowka z prowiantem, w którym mieliśmy już 3 bochenki chleba, 2 kg kaszy, 1 kg soli i parę mięsnychkonserw.Jeden z naszych kolegów, pracujący w warsztatach samochodowych, wykonał nam 3 solidnenoże.Któregoś dnia przed 15 maja zauważyłem funkcjonariuszy NKWD, którzy podejrzanie penetrowalinasze ziemianki.Obawiając się, że chodzi o nas, planujących ucieczkę, zabrałem pospiesznie swój buszłati powiedziałem dyżurującemu koledze: «idę gotować ziemniaki» z prośbą o przekazanie tej informacjiTamulewiczowi i trzeciemu naszemu koledze, których nie było w tej chwili w ziemiance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]