[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazywał ich pogardliwie  chabeciarza-mi".W tym czasie idąc wzdłuż Bulwaru możnabyło co chwila natknąć się na screevera  pracowali oddaleni od siebie o dwadzieścia pięć jardów, costanowiło ogólnie przyjętą minimalną odległość.Bozo lekceważąco wskazał na starca z białą brodąstojącego pięćdziesiąt jardów dalej. Widzisz pan tego starego głupca? Codziennie od dziesięciu lat rysuje dokładnie to samo.Nazywa teswoje bazgroły  Wierny przyjaciel".Ma to być pies ratujący tonące dziecko.Ten durny pacykarz rysujenie lepiej niż dziesięcioletni szczeniak.Nauczył się kopiować ten jeden jedyny motyw, zupełnie jakbyskładał do kupy układankę.Takich cwaniaków tu nie brakuje.Czasem przychodzą, żeby kraść mipomysły, ale ja się tym nie przejmuję; te stare sk.syny same niczego nigdy nie wymyślą.Raz jakiśdzieciak wsadził główkę między balustradę mostu Chelsea.Usłyszałem o tym i nim uwolnili bachora, jużmiałem rysunek.Ja zawsze jestem na czasie.Bozo wydawał się interesującą postacią i zależało mi, żeby znów się z nim spotkać.Tego samego dniawieczorem zaszedłem jeszcze raz na Bulwar, żeby go odnalezć, ponieważ obiecał, że zabierzePaddy'ego i mnie do schroniska w południowym Londynie.Bozo zmył rysunki z chodnika i przeliczyłutarg  miał około szesnastu szylingów, z czego, jak stwierdził, dwanaście lub czternaście szylingówczystego zarobku.Poszliśmy w kierunku Lambeth.Bozo kuśtykał powoli, przypominając chodem kraba;szedł niemal bokiem, wlokąc za sobą zmiażdżoną stopę.Poruszał się o dwóch laskach, a pudełko zfarbami przewiesił sobie przez ramię.Gdy przechodziliśmy przez most, usiadł w jednej z wnęk na ławce,żeby odpocząć.Milczał przez kilka minut, a ja zauważyłem ze zdumieniem, że patrzy w gwiazdy.Dotknął mojej ręki i wskazał laską w niebo. Popatrz pan tylko na Aldebarana! Co za wspaniały kolor! Jak jakaś za.na pomarańcza!Powiedział te słowa tonem krytyka sztuki zwiedzającego wystawę obrazów.Ogarnęło mniezaskoczenie.Przyznałem się mu, że nie wiem, która gwiazda jest Aldebaranem  mało tego, niezauważyłem nawet, że gwiazdy są rozmaitych kolorów.Bozo, wskazując najważniejsze konstelacje,zaczął wyjaśniać mi podstawy astronomii.Zdawał się być poruszony moją niewiedzą.Powiedziałem mu ze zdziwieniem w głosie: Widzę, że pan wie sporo o gwiazdach. Nie, niedużo.Ale coś niecoś wiem.Dostałem dwa listy od Królewskiego Astronoma [w latach 1675-1972oficjalny tytuł dyrektora Królewskiego Obserwatorium w Greenwich, od 1972 już tylko honorowy.W roku, w którym rozgrywa sięakcja książki, Królewskim Astronomem był Frank Watson Dyson (do 1933), który w 1919 r.potwierdził doświadczalnieprzewidziane przez Einsteina zjawisko zakrzywienia biegu promieni światła pod wpływem przyciągania grawitacyjnego (przyp.tłum.)] z podziękowaniem za informacje o meteorach.Co jakiś czas wychodzę w nocy na dwór i szukamich na niebie.Gwiazdy są darmowym spektaklem, oglądanie ich nic nie kosztuje. Zwietny pomysł! Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. No, przecież trzeba się czymś interesować.Z tego, że człowiek jest pod wozem, wcale nie wynika,iż cały świat mają mu przesłaniać herbata-i-dwie-kromki-chleba. Ale czy można się czymkolwiek interesować  na przykład gwiazdami  prowadząc takie życie? Chodzi panu o rysowanie na chodniku, prawda? Niekoniecznie.Takie zajęcie wcale nie musi nikogozmienić w cholernego, tępego barana  to znaczy, nie musi, pod warunkiem że człowiek sam tego niezechce. Jednak większość ludzi tępieje. Ależ oczywiście.Spójrz pan choćby na Paddy'ego  tego herbatożłopa i starego próżniaka, którypotrafi tylko zbierać z ziemi pety.Tak żyje większość podobnych mu facetów.Gardzę nimi.Ale przecieżnikt nikomu n i e kazał upodobniać się do nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl