[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W miejscu, co się w nim znalazł,nie można narzekać na żadne ucieczki. Prawdę mówisz, się zabije na śmierć i koniem nie wyrwiesz. Dopowiedział sobie kilkapocieszeń, tyle znaczyło, że całe naprawianie miało najwyższy pomyślunek i gdyby nienaprawiać, kto wie, co by się stało.A tak się zabije klina na śmierć i będzie lepszy jak nowy. Klina trza szukać dębowego, twardego, inszy nie da rady głośno myślał.Nie było takiezłe, co powiedział, gdyby nie to, że dęba w stodole nie ma.Jurek już przewidywał następneniedole.Nie jest ciężko powiedzieć, że potrzeba dębowego, gorzej, że poszukać.Gdzieteraz Jan chciał szukać? I jak? No, trza zaprzęgać konia, w lesie jakiej gałęzi grubszejurąbać; co zostanie, jeszcze pod kuchnie bedzie wymyślił, jak mu się zdawało. Konia nie zaprzęgniemy, orczyk popsuty chłopak pozbawił wujka nadziei i znów majsterposmutniał, już nie tyle mu przyprzęganie szkodziło jak popsuty orczyk.Jurek zrozumiał,w czym rzecz i starał się poprawić: Był popsuty tak czy tak, strach było konia zaprzęgać.Lżej zrobiło się na Janowej duszy, ale dalej nie wiedział gdzie klina szukać. Za jedną gałęzią nogami przebierać nie bardzo.Temu akurat każdy znający majstra gotowy był wierzyć.Nawet jak co blisko było,konia zatrudniał do roboty.Uspokoił się Jurek, że szukania większych kłopotów nie będziei chyba za szybko poczuł radość. Od kłonicy, na dole, można kawałek zabrać. Pomysł nie nowy u Gduli, nie ten razprzychodziło mu psuć jedno, żeby oba nie były naprawione. Lepiej nie, jeszcze pęknie na pół i będzie kłopot.Z kłonicą już nie żarty, lepiej nie ruszać. Chłopak nie bawił się w łagodne gadanie, wyrazne słowa, żeby nie ruszać, miały wybićmajstrowi wszystkie głupoty jakie do głowy pozachodziły. Niech będzie po twojemu, może i racja.Dobrze zatniesz i tak samo z siebie się rozłupi.Taka drzewa uroda. Znów Gdula dodawał sobie otuchy i zabezpieczał przed posądzeniem,że majster kiepski, nie drzewo.W ostatniej chwili udało się odratować kłonicę, tyle tylko, żesprawy z orczykiem zatrzymały się i stały czas dłuższy, aż chłopak drugą metodę na ratunekpodrzucił:47 Wujku! krzyknął jak odkrywca. A buk nie będzie dobry? Twardy przecież prawie jakdąb. Nie do końca myślał, jak podpowiadał, tylko ratował przed naprawami znaczniegorszymi. A czego by nie, nawet i się wiency łupi. I Jan wiedział, że nie tak mówi jak myśli,zmęczony był już tym naprawianiem, chwytał się pierwszego, co dawało nadzieję.Buk leżałpod ręką w stodole, najlepsza rzecz w tym pomyśle, bo na miejscu. To ja polecę po siekierę. Zpieszyło się Jurkowi głównie, żeby nie zmieniło siępostanowienie i nie było szukania czego innego.Z wolna naprawa szła ku dobremu, terazstarczyło odłupać z bukowego polana i zaklinować okucie.Pewnie, że już nie taka jak dawnaświetność i nie takie silne będzie, jak kowal zarobił, ale wóz będzie odratowany.Tak sobieGdula w duchu myślał, czekając na Jurka z siekierą.Nie musiał długo stać, chłopak obróciłraz dwa i można było zacząć naprawianie.Gdula odłupał z buka i zaciosał w klin, potemnałożył okucie na orczyk i przymierzył do całości.Ucieszył się niemało, gdy zobaczył, jakpięknie przypasował bez poprawek, taka robota, żeby za pierwszym razem poszła, zdarzałasię od święta. Zalazł, jakby stąd był.Pierwsza klasa, pierwsza klasa zabity! Zadowolony z siebie machałorczykiem, jakby chciał zbić okucie z samego machania, sprawdzał jak bardzo się trzyma.Gdy zobaczył, że jest dobrze, dorzucił jeszcze pochwał do własnej roboty: Ani czort jegonie ruszy, zabity, że no! Na ament! Jeszcze by ja jego podstrugał, żeby taki zadzirowaty niebył. Coś się nagle odwidziało, znów uwierzył w swoje siły i najlepszym majstrem siępoczuł. Ja bym wujku nie ruszał, może zadzirowaty, ale silniejszy nie ostrugany, niech będzie taki.Grunt, żeby się mocno trzymało. Chłopak kolejny raz odwodził Jana od roboty, która więcejszkody mogła przynieść niż dobrego. Dobrze mówisz, grunt, żeby silny był, reszta bajka.No i my zładowali, tera bezpieczniemożna do woza przyprzęgać.Cały inny, pewniejszy. Po każdej robocie, co to się cudemnieszczęściem nie kończyła, Gdula lubił dodać tyle słów, żeby samemu nie pamiętać, jak cowyglądało przed ładowaniem i jak wygląda po zładowaniu. A pamiętasz ty, jak my tegobuka oba piłowali? Jak nam Józka z Bolkiem dopomogli? Po naprawach Janowi zbierało sięna wspomnienia, był zadowolony z siebie. Oj, wujku to chyba nie ten buk, już będzie inny, co go pózniej sami przywoziliśmy. A jak nie ten? To już będzie trzy lata jak tamten był przywieziony, dawno go ciocia spaliła, chyba że sięjakieś polano schowało między świeżo porąbanym. Szczegółowe dostał Jan wytłumaczenie,dlaczego tamten buk nie bardzo pasował do tego, co jest. Trzy lata? Bym nie pomyślał.Trzy lata, jak ty u nas? Czekaj no, jak trzy lata tow czterdziestym pierwszym musiało być.Ty był u nas tego roku? Czas wydawał się Janowinadto szybki. Na pewno tak było.W tym roku była Bar micwa i w tym wujek mnie w lesie znalazł, napewno pamiętam. Jurek mówił z przekonaniem, był pewien, kiedy się te dwie ważne dlaniego rzeczy zdarzyły. Czasu kupa, ty już bliży dorosłego, jak dziecka.Niemało się zmieniło, bidaka Bolek sięobwiesił od tego czasu.Wojna piąty rok, ale to już długo nie bedzie.Mówio, że Ruskiejeszcze parę dni i dojdo.Widać po Niemcach, jak się uwijajo. Orczyk nie był już tak ważny,jak dawne wydarzenia, teraz Jan się zamyślił nad tym, jak było. Ciocia mówiła, że Bolek sam się nie powiesił, że wieś Niemcom doniosła. Co ona tam gada, nie ma co słuchać.Komu Bolek potrzebny? Niemcy majo swojezabijanie, Ukraińcy swoje i nasze swoje, tak i Bolek miał swoje.Nikt by jego nie chciałporuszać, bo i za czym? Głupi i biedny, za to się powiesił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]