[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ręku trzyma pistolet.Wszystko trwa dosłownie ułamki sekund, tak to przynajmniej widzikomisarz Lidka Nowakowska.Napastnik silnym szarpnięciem otwiera drzwi toyoty po stroniekierowcy.Zaczyna się szarpanina.Mężczyzna stara się wyciągnąć doktorKamińska z samochodu.Lidka słyszy zdławiony krzyk kobiety.Lekarka próbuje się wyrwaćnapastnikowi, ale jest to już niemożliwe.Mężczyzna jest silny.Wciągakobietę do furgonetki i zatrzaskuje zasuwane drzwi.Wszystko trwa tak krótko, że policjantka nie ma nawet czasu, żebyjakoś zareagować.Co powinna teraz zrobić, do cholery!?Ciemna furgonetka gwałtownie rusza, nie czekając na zieloneświatło.Komisarz Nowakowska bez namysłu jedzie za samochodemporywaczy.Zaczyna się chaotyczny pościg po śliskich jak lodowiskoulicach Warszawy.Policjantka, kurczowo trzymając się jedną ręką kierownicy,wyszarpuje spod kurtki pistolet.Odbezpiecza go i wsadza między kolana,musi mieć do niego szybki dostęp, gdyby nagle okazał się potrzebny.Na długiej prostej furgonetka przyśpiesza.Lidka, niewiele myśląc,naciska na gaz.Powinna ściągnąć posiłki, powinna zarządzić normalny policyjnypościg, trzeba gdzieś ustawić błokadę, trzeba ostrzec patrole, że porywaczesą uzbrojeni!Nagle Lidka widzi, jak z bocznego okna furgonetki po stroniepasażera wysuwa się facet w kominiarce.Odwraca się do tyłu, patrzywprost na nią.W ręku ma pistolet.Zaczyna strzelać w stronę policjantki. Jeszcze nikt do mnie nie strzelał. , ta krótka myśl przelatujeszybko przez głowę Lidki i zaraz potem zalewa ją potężna fala paniki.Pierwsza kula trafia w zderzak.Wysoki odgłos metalicznegorykoszetu.Druga przebija przednią szybę.Mała dziurka z pęknięciami jakpromienie rysowanego dziecięcą ręką słoneczka.Gdyby komisarz LidkaNowakowska miała pasażera, dostałby prosto w głowę.Trzecia kula trafia w chłodnicę.Głośny syk.Czwarta kula idzie w niebo dziesięć centymetrów nad dachemsamochodu policjantki.Lidka słyszy wyraznie jej świst.Piąta idzie jeszcze wyżej.Słabszy świst.Szósta kula trafia w lewe przednie koło.Opona strzela głośno i Lidka czuje silne szarpnięcie kierownicy,która nagle postanowiła wyrwać jej się z rąk.Kontruje z całej siły.Naciskana hamulec.%7ładnego efektu hamowania.Jest za ślisko.Samochód zaczyna jechać bokiem.Ostatnie, co widzi komisarz Lidka Nowakowska, to szybkozbliżająca się do niej metalowa latarnia uliczna z ponaklejanymi drobnymiogłoszeniami.Huk uderzenia samochodu w latarnię jest ogłuszający.Za póznoCycek patrzy na zegarek.Jest siedem po ósmej rano.Miła powinnajuż dawno wrócić z dyżuru, powinna już dawno być w domu.Naciskajeszcze raz przycisk dzwonka.Słyszy dochodzące z mieszkania Miłejciche dzwonienie.Nic ponadto.Czeka chwilę, nasłuchuje, znowu dzwoni.Znowu nic.Cycek odwraca się i wchodzi do windy.Poczeka na zewnątrz.MożeMiła wyszła na zakupy, może dyżur w szpitalu się przedłużył, może.Cycek czuje jednak, że to wszystko lipa.Czuje, że zawalił sprawę.Trzeba było od razu do niej pojechać, zaraz po rozmowie w LesieKabackim powinien jechać do Miłej i wykonać to, czego chciał od niegoMaciek.Pilnować jej! Ochronić ją i schować! Nie wysyłać esemesa, niedzwonić, nie przekonywać.Powinien był pojechać do szpitala i po prostują stamtąd zabrać, nawet wbrew jej woli.Powinien był to zrobić bezwzględu na to, jak bardzo ryzykowne byłoby nagłe pojawienie sięposzukiwanego zbiega z więzienia w dużym warszawskim szpitalu pełnymludzi.Kurwa mać!Winda zatrzymuje się na parterze i Cycek wychodzi z klatkischodowej.Biel zasypanego śniegiem zimowego poranka na chwilępozbawia go wzroku.Oczy muszą się przyzwyczaić i Cycek zatrzymujesię na schodach przed bramą.Ma złe przeczucia i bardzo go to denerwuje.Nie wyobraża sobie, jak spojrzałby Maćkowi w oczy, gdyby Miłej coś sięstało.Jeszcze raz przygląda się uważnie parkingowi przed domem Miłej,szuka jej samochodu.Nie ma.Ani śladu grafitowej toyoty corolli.Niepozostaje mu nic innego, jak czekać i mieć nadzieję, że jego złe przeczuciasię nie sprawdzą.Nagle czuje wibrującą w kieszeni komórkę.Wyjmuje ją i patrzy naekranik.Widzi numer Miłej.No, nareszcie!Odbiera.- Cześć, kolego, pani doktor dała nam twój numer.Mamy ją ichcemy porozmawiać o tym z Bankierem.Pod Cyckiem uginają się nogi.To na pewno nie jest głos Miłej, toniski, męski głos kogoś nawykłego do wydawania rozkazów.- Zaraz, z kim rozmawiam? Proszę się przedstawić - Cycek niepotrafi na poczekaniu wymyślić bardziej błyskotliwej riposty.- Posłuchaj, kolego, bo nie lubię powtarzać dwa razy.Mamy paniądoktor Kamińska.Chcemy się w tej sprawie skontaktować z Bankierem, togo bardzo zainteresuje.Daj mu szybko znać, bo dziewczynie coś sięstanie, a szkoda by było.Jeszcze zadzwonimy.Pa.Mężczyzna się rozłącza.Cycka trafia szlag.Ma ochotę rzucić komórką o ziemię, ma ochotęgryzć, strzelać i mordować.Tymczasem stoi na ośnieżonym parkinguprzed domem Miłej i nie potrafi sobie poradzić z głupią miną, którawłaśnie wymalowała się na jego twarzy i nie zamierza stamtąd zniknąć.WiewiórkaMaćkowi znowu śniły się zwierzęta.Był w górach.W swoichgórach.Były to okolice Polanicy, wyraznie poznawał ścieżki znane zchłopięcych wypraw z kolegami.Było dużo śniegu, dokładnie tak jak terazw Warszawie, tylko w Sudetach wyglądało to dużo bardziej malowniczo.Goniły go lwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]