[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasami obok kombajnów leżały małe sterty słomy.Robiłem wtedy wgłębienie wktórejś z nich, układałem się w nim w pozycji półsiedzącej, okrywałem się kocem i,podobnie jak w kabinie kombajnu, po długich godzinach czuwania doczekiwałem sięrana i pory pójścia na śniadanie.W sumie było to lżejsze zajęcie niż praca przyżniwach, a w dzień miałem dużo wolnego czasu nie tylko na spanie, ale i na czytanieksiążek lub zwiedzanie okolicy.Raz nawet zdążyłem autobusem do Kętrzyna, a dalejpiechotą na kilka godzin dotrzeć do domu.Niekiedy zdarzało się, że przy tym stróżowaniu miewałem przygody, a jedną znich będę długo pamiętał.Raz kombajny stały daleko od wsi, tak iż z trudem je odnalazłem i gdyby nie to,że jasno świecił księżyc, nie wiem, czy bym je w ogóle odszukał.Kiedy do nichdotarłem, zauważyłem, iż przy jednym z nich leży kupka słomy.Zrobiłem w niejodpowiednie legowisko, owinąłem się kocem i usadowiłem w pozycji półleżącej.Nocbyła piękna, księżyc w pełni, ciepło.W dodatku świeżo skoszona, nie wysuszona iprzygnieciona przeze mnie słoma bardzo się zagrzewała, tak że co pewien czasmusiałem zmieniać miejsce leżenia.Kombajny stały z pięćdziesiąt metrów od brukowanej drogi, obsadzonejdrzewami, za którą, z kilometr dalej, rozciągała się jakaś wieś, skąd dochodziło dośćgłośne szczekanie psów.Do zabudowań naszego PGR-u było ze dwa kilometry.W pewnym momencie, a było to już chyba grubo po północy, wydało mi się, żeszosą ktoś idzie.Uniosłem się więc ponad słomę, ale tak, żeby nie było mnie z niejmocno widać, i patrzyłem w kierunku, skąd nadchodził cichy szmer kroków.Jakożniedługo zauważyłem idącego człowieka, ale szedł on dość dziwnie, bo miałemwrażenie, że przy każdym przydrożnym drzewie chwilę przystaje, tak że gomomentami traciłem z oczu.Będąc już naprzeciw kombajnów, osobnik ów naglezeszedł z drogi i szedł prosto w moim kierunku.Przez chwilę nie wiedziałem, co mam54 robić, ale gdy był już blisko, wyszedłem ze słomy i stanąłem obok leżących na ziemiwideł, które położyłem przy sobie wieczorem.Przybysz musiał mnie już wcześniejdojrzeć, bo nie był zaskoczony moim pojawieniem się i dalej szedł prosto na mnie.Kiedy był już bardzo blisko, z niemałym zdziwieniem poznałem, że jest tomężczyzna, którego w pegeerze nazywają Indykiem, ze względu na jego niewyraznąwymowę.Widywałem go czasami przy różnych podrzędnych zajęciach i nierazmiałem wrażenie, że jest to trochę dziwny facet. Dlaczego przychodzi z tej strony,jak gdyby z pobliskiej wsi?  zastanawiałem się. Czy może był u kogoś, a terazwraca do domu? Ale wtedy przyjście tutaj byłoby mu zupełnie nie po drodze.A możekierownik przysłał go na kontrolę, czy jestem na miejscu i czy pilnuję kombajnów?Lecz dlaczego wysłałby takiego faceta? Czyżby nikt inny nie chciał iść w nocy? rozmyślałem.Zdawało mi się, że nawet psy we wsi jęły głośniej ujadać, gdy do mniesię zbliżał. I co, lepiej pilnować niż pracować?  rzekł, nie mówiąc żadnego słowa napowitanie. A no lepiej  odpowiedziałem, starając się słowom moim nadać jak najwięcejpewności siebie, jednocześnie widząc, że przybysz zbyt blisko do mnie podchodzi,odstąpiłem kilka kroków do tyłu.On zauważył to i w końcu zatrzymał się.Pomyślałem: skąd on może wiedzieć, żeja tu pilnuję i że nie pracuję.Z jego zachowania nie mogło wynikać, iż kierownikprzysłał go na kontrolę, bo był niezbyt pewny siebie.Przez chwilę stał w miejscu,niezdecydowany, po czym wykrztusił: Po drodze wlazłem w jakieś łajno  i zaczął wycierać nogi o ściernisko, które pokoszeniu kombajnem było bardzo wysokie. Tam przy szosie pewnie pełno tego leży, bo po jej drugiej stronie krowy pasą powiedziałem, gdyż któregoś dnia przedtem z daleka je widziałem, a następnie, nieoddając inicjatywy, dodałem:  Chyba niedługo skończy się ta pogoda i będziepadać, bo to już pózna noc, a tak jakoś parno. %7łeby nie te żniwa, to deszcz już byłby dawno potrzebny  odpowiedział wcaleniegłupio mój gość, ale nie kwapił się oznajmić, w jakim celu o tej porze tu przybył, aja z kolei nie śmiałem go o to wprost zapytać.W końcu wymyśliłem coś pośredniego: Przy księżycu, nie było trudno panu mnie znalezć?  zagadnąłem. Palisz?  zaskakująco zareagował przybysz na moje pytanie i wyciągnął paczkępapierosów w moim kierunku.Pomyślałem, iż może to być manewr, by mnie chwycić za rękę, więc szybkocofnąłem się o krok, będąc w razie czego gotowy salwować się ucieczką, bo po widłynajpierw musiałbym się schylać, a poza tym mężczyzna był w sile wieku i bynajmniejnie ułomek. Nie, dziękuję, nie palę  odrzekłem i chciałem mu nawet powiedzieć, iż tu niewolno palić, żeby się szybciej zniechęcił i sobie poszedł, ale nie wiem, dlaczego niepowiedziałem.Może zabrakło mi trochę odwagi.Przybysz sam zapalił papierosa, a ja skorzystałem z jego nieuwagi w czasieprzypalania i odszedłem następnych kilka kroków od niego.Teraz wydawało mi się,że przyszedł do mnie z jakąś propozycją.Może chciał coś wziąć z kombajnu, jakieśczęści lub narzędzia, próbując się ze mną dogadać.Bo przecież można było stądcoś wynieść, skoro mnie tu przysłano do pilnowania.Mężczyzna postał jeszcze kilka minut, bacznie mnie obserwując, lecz gdyspacerowałem sobie po ściernisku, nic sobie z niego nie robiąc, powiedział jeszczekilka mało interesujących słów, a na koniec coś mruknął i poszedł do domu.55 Jego wizyta do rana nie dawała mi spokoju i leżąc w słomie, co chwilanasłuchiwałem, czy przypadkiem nie wraca.Długo zastanawiałem się, czypowiedzieć coś o nim kierownikowi, ale jako że więcej nie przyszedł, dałem temuspokój.Zresztą przypomniałem sobie, iż widywałem go niekiedy przedtemchodzącego jakby bez celu po pegeerze lub wałęsającego się po okolicy.Po kilku następnych dniach praktyka się skończyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl