[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bez względu na to, jak się będzieszkręcił, któryś z nich jest zawsze w polu widzenia. Jezu!  wykrzyknął Jack.Gaunt trzasnął wyłącznikiem.Aóżko zamarło, telewizor zniknął, szklanakopuła i dach wróciły na miejsce.  Chodz dalej, Jack.Zeszli na dół, do olbrzymiego salonu, w którym okna strzelały w górę nawysokość trzydziestu stóp.Savitt wytrzeszczył oczy.Dom byłmonstrualnej wielkości willą z ostrym dachem w kształcie litery  A".Ibyło w nim absolutnie wszystko.Kuchnia sprytnie schowana za barem,jadalnia, zamknięty taras.Na tarasie, jakby zawieszone nad miastem,lśniło owalne oko sporego basenu kąpielowego.Pod nimi był Strip.Daleko w dole pełzały samochody. Kupiłeś to? Zbudowałem.Jack pokręcił głową. Zaskakujesz mnie.Steve uniósł pytająco brwi. Zawsze brałem cię za faceta, który woli raczej Beverly albo HolmsbyHills.No, może Bel Air.Ale Hollywood Hills? Nigdy. Nie  odparł Gaunt  to mój własny styl.Rodzimy.Zresztą jestemchyba samotnikiem.Jack parskął śmiechem. Koniec z dziewczynkami?  spytał. A ten dom o tym świadczy? Jack pokręcił głową. Nie powiedziałbym.Ale przecież jesteś jeszcze młody, Steve.Ożeniszsię znowu. Może  odrzekł beznamiętnie Gaunt. Masz tu chyba i stereo, co? Oczywiście.Steve pstryknął przełącznikiem i cały dom wypełniła nagle muzyka, którazdawała się dochodzić ze wszystkich stron.Jack podniósł do góry ręce. Wystarczy.Poderwałeś mnie.Chodzmy do łóżka.Steve roześmiał się iwyłączył adapter. Musisz zrobić parapetówę.Kiedy się wprowadzasz? Za jakiś czas. Niczego tu chyba nie brakuje.Chcesz tu coś jeszcze wykańczać? Nie  odparł Steve i ruszył w stronę schodów. Chodzmy.Kiedy zjeżdżali ze wzgórza, Jack zerknął na Gaunta i spytał:  Co znaczy za jakiś czas? Steve wzruszył ramionami. Za jakiś czas.Kto to wie? Rok, pięć lat, dziesięć.Kiedyś robota mi sięskończy.%7ładna nie trwa wiecznie.Wtedy tutaj zamieszkam. I co będziesz robił? Pomyślę, jak już zamieszkam. Gaunt milczał chwilę. Podobał cisię dom? Pytanie! Chata jest zabójcza! Jest w tym wszystkim tylko jedno małe ale". No? Zanim w niej zamieszkasz, będziesz już za stary, żeby się nią cieszyć.Jack skręcił na podjazd wiodący do hotelu Beverly Hills.W holuzatrzymał ich posłaniec. Przed chwilą przyszedł do pana telegram, panie Savitt.Jack dał munapiwek i podsżedł do kontuaru.Recepcjonistawręczył mu kopertę.Jack otworzył ją, przeczytał telegram i wykrzywiłwściekle twarz. Szlag by to!  szepnął. Coś się stało?  spytał Gaunt. Twój przyjaciel, Sam Benjamin, tym razem przesadził.Puszcza wobieg czeki bez pokrycia! Nie wiedziałem, że ma kłopoty. Ten jego film przekroczył budżet i Benjamin jest spłukany  wyjaśniłJack. Właśnie dostałem wiadomość z Supercoloru, że pożyczyliSamowi dwieście tysięcy dolarów, termin zwrotu minął i teraz kładą nanim łapę. Niezbyt się tym przejąłeś, jak widzę. Mam go gdzieś.To kawał wyszczekanego sukinsyna i- -  Nagle Jackwyczuł, że coś jest nie tak. Zapomniałem.Ty go lubisz. Lubię  odparł krótko Steve. Za cholerę tego nie rozumiem.Ten facet do ciebie nie pasuje. Niedawno twierdziłeś, że Hollywood Hills też do mnie nie pasuje. Dobra już, dobra.Ale tak między nami.Dlaczego właściwie go lubisz? Steve odpowiedział dopiero po dłuższej chwili. Może dlatego, że to jedyny facet, który nigdy nie próbował mnienarżnąć? A może dlatego, że umie wchodzić do domu przez zamkniętedrzwi.ROZDZIAA XIIGdy wychodzili, było już po dziesiątej.Denise trzasnęła zasuwą iwyczerpana do nieprzytomności, oparła się bezwładnie o drzwi.Stała takchwilę, pózniej weszła do salonu.W pojemniku zostało trochę lodu.Może alkohol postawiłby ją na nogi?.Włożyła do szklaneczki kilka kostek lodu i zalała je szkocką.Dodałatrochę wody, sącząc drinka włączyła telewizor i opadła na kanapę.Ekranożył.ale Denise nie widziała nic.Bez Sama to nie było to.Bez niegowszystko było nie tak.Przez całą kolację bardzo uważali, żeby o nim nie mówić.Zaczął Roger.Dopiero pod koniec. Kiedy wraca Sam?  spytał. Nie wiem  odrzekła. Chce jak najszybciej przepchnąć film przezmontaż i udzwiękowienie. I jak mu idzie? Mówi, że dobrze. Mam nadzieję  powiedział flegmatycznie Roger. Choćby zewzględu na dzieci.To Anne, zawsze beznadziejnie głupia i nietaktowna, podniosła temat,którego starali się unikać. A gdzie twój pierścionek?  spytała.Denise spojrzała odruchowo na swoją dłoń, pózniej popatrzyła nich.Zawsze była bardzo dumna z dziesięciokaratowego brylantu, którydostała od Sama po sukcesie Ikara.Prawie nigdy go nie zdejmowała,czasami nawet w nim sypiała. W lombardzie  odrzekła.Ale zaraz dodała z zaczepną nutką w głosie:  Razem z obrączką i zegarkiem wysadzanymbrylantami.Potrzebowaliśmy pieniędzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl