[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiązało się to z tajną konferencją wnaszej redakcji z udziałem wysokiego rangą chemika niedawno utworzonego rządowego YonkersInstitute for Mind Plague Studies, który uraczył nas opowieścią tak przerażającą w swej wymowie,że od razu postanowiliśmy wszcząć dziennikarskie śledztwo.Ale kiedy nasi dziennikarze nie zostali wpuszczeni do Yonkers - kiedy nasze telefony iwideotelefony zagrzały się od w większości ignorowanych rozmów - kiedy profesor Lon Zebber(nasz informator) został aresztowany przez FBI w swym domu w White Plains i wywieziony wnieznanym kierunku, nasi chemicy pracowali już nad dostarczonymi próbkami.Ich odkrycia były tak dramatyczne, że pomimo grózb ze strony czynników, których w chwiliobecnej nie możemy ujawnić, zmieniliśmy czołówkę, by dostarczyć Państwu ten tekst.Nasiczytelnicy muszą nam wybaczyć, że z powodu pośpiechu nie spełnia zwyczajowych wysokichstandardów naszego pisma.Ale mogą Państwo sami ocenić, czy warto było.Tak zwana pigułka , nad którą pracują w Yonkers, to żadna pigułka - jak kazano namwierzyć - ale z pewnością położy kres Bełkotowi.Rzeczywiście jest to lek na każdą chorobę!Naturalnie nie zamierzamy ujawniać nazwisk naszych ekspertów (wystarczy powiedzieć, że ichreputacja jest bez zarzutu), lecz wyniki ich analiz muszą być natychmiast ujawnione do publicznejwiadomości!I tak, drodzy Czytelnicy, podobnie jak my w Watchdogu chcemy poznać odpowiedzi, i tonatychmiast!Cytat: To badziewie (jak mówią nasi naukowcy po przepracowaniu całej nocy) jest poprostu bardzo skuteczną trucizną.Może być naturalnie wytwarzana w formie pigułki lub jako płynbądz gaz.W każdej z tych postaci z pewnością zdusi zarzewie zarazy!.I mówią dalej: Pamiętacie, jak Hitler założył komory gazowe? Cóż, od drugiej WojnyZwiatowej minęło trochę czasu, ale gdybyśmy mieli to porównywać do czegoś, to niezmiennieprzywodzi to na myśl to, co zrobiono w Niemczech lata temu, tylko, że ta trucizna jest o wielewydajniejsza od tego, co wymyślili hitlerowcy.Jak to nazwiemy? Co powiecie na Cyklon C?.Dlatego każdy w naszym tygodniku zapyta podobnie jak 200 000 czytelników: - Co się tudo cholery dzieje?Phillip Stone przerwał lekturę i cisnął gazetą w kąt.Była to Mail, równie konserwatywna jakzwykle.Podejrzewał, że liczby są o wiele poważniejsze, niż podawano.1 600 000? Według niegobyły to bardzo zaniżone dane.Miał wciąż w pamięci raporty, jakie znalazł w biurze J.C.Craiga trzydni temu.Wtedy w niedzielę, a była już środa.Natarczywe bzyczenie wideofonu przerwało rozmyślania.Stone nie był w dobrym nastroju.Od dawna już miał w zwyczaju w chwilach wolnych odpracy wyłączać wizję w wideofonie, dopóki nie dowiedział się, z kim rozmawiał.Dlaczego nibyjakiś nieznajomy miał się na niego gapić jak na małpę w szklanej klatce? I po co mu była podczasrozmowy jakaś wstrętna, nieznajoma gęba przed oczami?Na jego nastrój wpłynął fakt, że olano go , i był niemal pewien, iż to dzwoni Albert Gill zjakąś całkowicie durnowatą wymówką, przepraszając, że nie pojawił się dziś rano.Mógłby zradością udusić tego Gilla! Miała to być ich czwarta i być może ostatnia sesja, ale psychiatraspózniał się już godzinę.Było to szczególnie wkurzające, ponieważ obiecał, że tym razem wszystkopowiąże; w końcu będzie mógł powiedzieć Stone'owi wszystko, co chciał wiedzieć.Tak naprawdę Stone nie ufał mu za grosz.Miał, bowiem wrażenie, że Gill go zwodził, żezbadanie umysłu Stone'a było trudniejsze, niż na początku przypuszczał.Pękaty psychiatra był zdnia na dzień coraz bardziej zdezorientowany; odpowiedzi, które otrzymywał, zdawały siępotwierdzać coś, ale coś, czego wcale on sam nie chciał potwierdzać.Owe niesamowite fikcje wpodświadomości Stone'a były silniejsze lub silniej zakorzenione niż fakty, do których chciał siędokopać.Paradoksalnie im bardziej Gill był zdezorientowany, tym Stone czerpał z tego większąradość.Złożoność sprawy zdecydowanie niwelowała początkowy entuzjazm psychiatry.Z drugiej strony Stone był świadomy upływających cennych godzin.Z każdą sesją rosła wnim niecierpliwość, ale Gill trwał przy swoim i nie chciał mu zdradzić niczego do chwili, kiedy całasprawa stanie się dla niego samego jasna i oczywista.No aż cholera brała!Niecierpliwość, sprzeczne uczucia, frustracja - w połączeniu były wystarczającą przyczynąpodłego nastroju Stone'a Ale kiedy głos w słuchawce przedstawił się jako sierżant Weston zposterunku w Dorking.Stone szanował prawo.Sam był swego rodzaju przedstawicielem prawa, dawno temu.Włączył wizję w wideofonie i usiadł wygodnie, patrząc z obawą w ekran.Może to nic takiego, aleraczej na to nie stawiał.Na przykład mogły być to jakieś wieści o Richardzie.Szara plątanina bezładnych esów-floresów zmieniła się w ostry obraz.Nie było widać tła,ale na ekranie pojawiła się wyraznie poważna twarz policjanta.- Weston, sir - powtórzył bez uśmiechu.- Dzień dobry.I dziękuję za włączenie wizji.Widoktwarzy rozmówcy pomaga w rozmowie.- Istnieją na ten temat sprzeczne opinie, panie sierżancie - powiedział Stone.- Zwykleodciąga rozmówców od meritum sprawy.Nazywam się Stone, Phillip Stone.Czym mogę panusłużyć?Weston miał jakieś dwadzieścia osiem, dziewięć lat i wyglądał na solidnego funkcjonariuszao wysokim ilorazie inteligencji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]