[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na grobie nie wyryto jego nazwiska,oznaczono go tylko liczbą  80 umieszczoną tam przez grabarza.Po latach kuzyn Edgara,Neilson Poe, zamówił nagrobek, który jednak został przypadkowo zniszczony w warsztaciekamieniarskim.Nikt już nie próbował zrobić tego po raz drugi.Zmienne koleje losu zatarłynumer i zniweczyły rodzinny grób.Nikt dokładnie nie wie, gdzie spoczywają jego prochy, ale istnieje pomnik EdgaraAllana Poe, w przeddzień urodzin wraca pamięć o pisarzu.Na płycie można znalezć butelkęburbona, obok kwiatów i wypchanego kruka.Baudelaire i wielu jego rodaków uważało go zawielkiego człowieka.Henry James nie podzielał tej opinii, ale on zawsze starał się miećodmienne zdanie.Poe jest tym pisarzem, który odegrał w literaturze rolę szczególną, a niewielką.Podobnie było w tym roku, ale nie wypił już nawet kropelki. 44VPewnej nocy nie spałem dobrze.Rzucałem się niespokojnie, miotałem, budziłemi zapadałem w sen.Przypominam sobie, że dochodziły do mnie odgłosy listopadowegosztormu.Przez moje sny przewijali się dziwni ludzie, którzy z różnych miejsc podążalidonikąd.Sztorm ucichł o jakiejś trudnej do określenia porze.Pewien fragment tej nocypozostał skryty w niepamięci, a smak tego był doprawdy słodki.Ocknąłem się w pozycji siedzącej.Nasłuchiwałem czegoś i szukałem cieni.Czekałem,aż świadomość połączy się ze zmysłami.Nie wiedziałem dokładnie, co mnie zbudziło.Wydawało mi się, że ktoś był w pobliżu.Zwiatło księżyca usiłowało wedrzeć się przezokrągły iluminator, a mój wzrok przyzwyczaił się już do ciemności.Nikogo nie zauważyłem.- Jest tam kto? - spytałem.Przerzuciłem nogi nad obrzeżem koi, oparłem się na jednym kolanie i sięgnąłem poszablę.Nikt się nie odezwał.Zauważyłem blask na ścianie w pobliżu stołu z aparaturą.Wstałem, podszedłem bliżeji zatrzymałem się, gdy zorientowałem się, że to tylko małe lustro w metalowej ramie, któretam wisiało tak, że odbijało światło księżyca.Przeszedłem przez całe pomieszczenie, żebysprawdzić szafę.Przekonałem się, że nie czyha tam żadne niebezpieczeństwo.Podszedłemjeszcze raz do lustra, żeby się bliżej przyjrzeć odbiciu.Nie była to jednak poświata księżyca, ale zamglony obraz plaży, a moje odbicie byłojedynie bladą zjawą.Mała Annie, która wyglądała tak, jak wtedy, gdy widziałem ją pierwszyraz, stała przed zamkiem z piasku.To, co usłyszałem, było niczym echo okrzyku: Edgar!utkwione w przemijającej pamięci.- Annie! - zawołałem.- Tu jestem.Nie zwróciła na mnie uwagi.Przyglądałem się dalej, ale nie mogłem wymyślić, jakmogłaby mnie zauważyć.Wtedy, przez mgłę, która zalegała na plaży, spostrzegłem, że jakaśpostać zbliża się do niej, postać mężczyzny idącego powoli chwiejnym krokiem.Odwróciła się w tamtym kierunku.Zanim się ukazał, wiedziałem, że to musi być Poe;nie byłem w stanie wcześniej przewidzieć, jak będzie wyglądał.Miał na sobie cienką, zledopasowaną koszulę i za obszerne spodnie.Szedł niepewnie, kołysał się i mocno podpierałtrzcinową laską.Jego twarz wyglądała o wiele starzej niż moja, policzki były obwisłe, oczyrozbiegane i dlatego najpierw pomyślałem, że jest pijany.Przyjrzałem się bliżej i zmieniłemzdanie.Był najwyrazniej chory.Jego wygląd świadczył bardziej o wysokiej gorączce niżo przepiciu.Annie podążyła mu na spotkanie, ale on szedł dalej, zupełnie nie zauważając jejobecności.Gdy złapała go za rękę, opadł nagle na lewe kolano, a bezwładnie puszczona laskazburzyła wierzchołki kilku wież i przebiła ścianę zamku.Spostrzegł przez moment, żedokonał dzieła zniszczenia.Potem przeniósł wzrok na Annie.Chciała go objąć, a on usiłowaćsię podnieść.Wstał i zaczął iść jakby w moją stronę.Annie podążyła za nim, z ruchu jej ustwywnioskowałem, że coś mówi, ale jej głos nie docierał do mych uszu.Podchodził coraz bliżej.Patrzył mi w oczy, czułem to.Nagle wyszedł ze ściany, twarz wynurzyła się z lustra i zbliżyła się do mnie.Przejścieto nie wywołało u niego żadnego wstrząsu.Spoglądał gdzieś ponad mną.- Edgar! - zawołałem.- Poe! Stary przyjacielu! Stój! Zatrzymaj się i odpocznij!Chcemy ci pomóc.Zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie.Demonie! - powiedział.- Sobowtórze! Dlaczego prześladujesz mnie przez cały czas?- Nie jestem demonem - odpowiedziałem.- To ja, Perry, twój przyjaciel.Annie i jachcemy ci pomóc.Wydał z siebie jakiś żałosny jęk, odwrócił się i znów zaczął iść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl