[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteś całością.Podoba misię to.Karen żałowała, że Bruno nie był tak uduchowiony jak ona, ale naszczęście rozumiał jej potrzeby, bo jego tak samo mocno ciągnęło dogór.Góry były jego świątyniami, udawał się do nich w samotnepielgrzymki. Wezmy Lotus.Moim zdaniem to, że pozwalam jej doświadczaćświat w ten sposób, jest dla niej niemal zbawienne.Chcę, by dorastałabez uczucia strachu, bez niepotrzebnych zakazów, głupich zasad.Marzę, by wyrosła na pewną siebie, silną, niezależną kobietę.Mair zastanawiała się, czy przypadkiem nie było tak, że Lotusradziła sobie z tym nadmiarem zbawienności, wściekając się od czasudo czasu.Dokończyły kawę i ciasto.Opuszkiem palca Karen zebrała resztki ztalerzyka. Będę lecieć.Jakie masz plany? Wyjeżdżamy z miasta na cztery,pięć dni  oznajmiła. Muszę się tutaj czymś zająć.Nie wiem, jak długo to może potrwać.Karen przyglądała się jej uważnie, wciąż trzymając palec przyustach.Mair zauważyła, że kilkoro innych turystów w piekarni cochwilę spoglądało na jej towarzyszkę. Jesteś bardzo tajemnicza, wiesz?  powiedziała Karen. Nieprawda  zaprotestowała Mair. Nie powiedziałaś, jak znalazłaś się w Ladakhu.Domyślam siętylko, że nie przyjechałaś tu zwiedzać.Mair nie zamierzała opowiadać o szalu ani puklu włosów, ani tymbardziej o luce w historii jej rodziny, która tak silnie oddziaływała na jejwyobraznię.Powiedziała więc: Mój ojciec zmarł niedawno.Na twarzy Karen pojawiło się współczucie. Tak mi przykro  powiedziała ciepło. Musisz odczuwać wielkismutek.Z jakiegoś powodu trafiłaś do buddyjskiego kraju.Słyszałaśkiedyś o punabbhava? Oznacza  ponowne stawanie się.To wiara w reinkarnację.Nie zwalcza uczucia straty i żalu, zresztą nie taki jest jejcel, ale myślenie o niej daje ukojenie.Przynajmniej czasami.Mair wiedziała, że jej nowa znajoma miała dobre intencje.I choćsposób, w jaki to mówiła, wydawał się jej nieco dziwny, to wierzyła, żemówi zupełnie szczerze. Dziękuję  odpowiedziała z uśmiechem.Karen uścisnęła jej dłonie i wstała.Zapłaciła za kawy, nie przyjmującpieniędzy Mair. Gdzie się zatrzymałaś?Mair odpowiedziała jej na pytanie. Do zobaczenia po naszym powrocie.Następnego dnia Mair wybrała się do przetwórni paszminy w Leh.Złocisty blask jesiennego słońca, do którego Mair zdążyła sięprzyzwyczaić, zastąpiły szare chmury, a silny wiatr pozbawił ostatnichliści topole.Z jednego z budynków wyszedł jej na spotkanie niewysokimężczyzna w czapce bejsbolowej. Nazywam się Tinley.Jestem zastępcą kierownika produkcji.Proszę tędy, jeśli chce pani zobaczyć coś magicznego  zażartował,kierując ją przez podwórze do budynku z betonu.Mair poszła za nim,nie do końca mając pewność, czy rozumie, co Tinley miał na myśli.W środku zobaczyła cztery kobiety siedzące w kółku.Ich włosy idolną część twarzy przesłaniały chusty.Między kobietami piętrzyły sięstosy brudnego koziego włosia pokrytego tłuszczem i gałązkami.Wełnawyglądała tak jak ta, którą wrzucano do worów na płaskowyżu.Bezwątpienia było to nieoczyszczone włókno pashm, przywiezione tuciężarówką z odległego Changthangu.Kobiety rozczesywały splątanewłosie palcami, oczyszczały z największego brudu i dzieliły je namniejsze kupki w zależności od koloru, od bladoszarej bieli aż pociemny brąz.Powietrze w pomieszczeniu przesycone było osobliwymzapachem kóz. To proces rozdzielenia kolorów.Nie da się tego robić automatycznie  powiedział bez entuzjazmu.Chwilę pózniej odzyskałdobry humor. Ale zaraz pani zobaczy, że kolejne kroki sąunowocześnione.Wysoce zmechanizowane.Proszę tędy.Metalowe drzwi przesunęły się i Mair weszła do kolejnej częścifabryki.Na widok tego, co stało za drzwiami, ze zdumienia ażzamrugała oczami.Maszyna miała około pięćdziesięciu metrówdługości i ogromny system taśmociągów, obracających się kółzamachowych, szerokich gumowych rolek i parujących zbiorników.Nakońcu znajdowała się suszarnia, z której włosie wychodziło czystsze ibardziej miękkie, ale wciąż z twardym runem i grudkami ziemi. Co teraz?  zapytała, skręcając włosie między palcami.Drugie metalowe drzwi otworzyły się na oścież.Poczuła falęwilgotnego powietrza przesyconego zapachem mokrej wełny. Dlaczego jest tu tak gorąco? I wilgotno?  wydyszała. To komora nawilżająca  odparł dumnie Tinley. Dzięki temuwłosie łatwiej poddaje się obróbce.Tu usuwamy runo.Zajrzeli w głąb maszyny.Po każdym obrocie włosie, którepozostawało na taśmie, było bielsze i bardziej miękkie, a czyste runo,naturalna ochrona kóz przez himalajskim chłodem, było oddzielane odreszty.Na końcu taśmy, za kolejną suszarnią, taśmociąg zawracał.Przy nimsiedział mężczyzna w nabożnym skupieniu obserwujący oczyszczony iosuszony produkt końcowy, który falami wypływał ze szczęk maszyny.Mair nie mogła się powstrzymać.Podeszła bliżej i zatopiła ręce ażpo same łokcie w pashmie.Niewiarygodnie lekkie i czyste włóknowyglądało jak obłok, miało nawet ten sam kolor.Przypomniała sobie, żez kilograma tłustego, śmierdzącego włosia, które widziała na początkulinii produkcyjnej, wytwarzano około trzystu gram delikatnego puchu. To prawdziwa magia  przyznała.W oczach Tinleya pojawił się błysk. Proszę pójść za mną  poprawił czapkę na głowie i wyprowadziłMair z przetwórni.Zcieżki na tyłach były za wąskie, by dwie osoby mogły iść obok siebie.Nad nimi zwisały sznurki do suszenia ubrań, gałęzie starychsękatych drzew oraz wystające balkony pobliskich domów.Tinley szedłszybko, więc Mair musiała skoncentrować się na dotrzymywaniu mukroku.Nagle zatrzymał się przy rozpadającej się bramie i pokazał, byposzła przed nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl