[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdarł z siebie czarną skórzanąkamizelkę, rzucił ją na ziemię i zaczął rozpinać koszulę.Kasey wzdrygnęła się ze strachu, gdy rozchylił koszulę,ukazując piersi zarośnięte krótkimi, ciemnymi kędziorami.Twar-de mięśnie drgały przy każdym jego oddechu.- Ccco ro.bisz.?- Prawie nie mogła wydobyć z siebiegłosu; nie potrafiła oderwać spojrzenia od jego piersi.To nie dopomyślenia, ale chciała przyjrzeć mu się z bliska.- Zamierzam ci udowodnić, że przynajmniej jedno z nasmówi prawdę.- Zsunął koszulę z jednego ramienia i pochyliłsię nad nią.Na jego złotawej skórze lśniła warstewka potu.Oczybłyszczały mu dziko w półmroku wczesnego wieczoru.- Widzisz tę bliznę? - Zbliżył ramię do jej twarzy.Kasey powoli zatrzymała wzrok na miejscu, które jej poka-zywał.Wysoko na piersi, tuż przy barku, widniała poszarpanablizna wielkości monety.- Widzisz to? - powtórzył takim głosem, jakby każde słowowyrywał sobie z serca.Skinęła głową, zbyt zdumiona, żeby się odezwać.- Twoja siostra wpakowała mi tu kulkę.Oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia.- Nie.- wykrztusiła.- Nie wierzę.Jean by do ciebie niestrzeliła.- Zrobiła to.Chciała mnie zabić.Kasey poderwała się z ziemi i podparła się na łokciach. - To nieprawda - powiedziała z uporem.- A właśnie, że prawda.Patrzyła mi prosto w oczy i wy-strzeliła.Wiem, że chciała mnie zabić.- Nie! Nie mogłaby zabić człowieka.Jeśli nawet do ciebiestrzeliła, to na pewno nie celowała w serce, tylko w ramię.Niktnie strzela lepiej od niej.Nikt.- Ostatnie słowo powiedziałaniemal niedosłyszalnym szeptem, po czym opadła na ziemięi zacisnęła mocno powieki, obezwładniona nagłym bólem.i widokiem nagiej męskiej piersi.O Boże.Nie mogła przyjąć do wiadomości, że Jean do niegostrzeliła.Muszę się trzymać, muszę być silna, powtarzała sobiew duchu.Dla matki.Nie mogła jej powiedzieć, że Jean stała siętaka jak mężczyzna, z którym uciekła.Azy desperacji napłynęły Kasey do oczu.Nie mogła uwierzyćGrasonowi, dopóki nie porozmawia z Jean.- Płaczesz? - zdziwił się.Pokręciła głową i pociągnęła nosem.- Jesteś ciężki.- To nie dlatego płaczesz.Kasey uniosła dumnie głowę i otarła oczy.Twarz Grasonazłagodniała, co znowu ją rozzłościło.Pewnie pomyślał, iż uciekłasię do łez, żeby zyskać jego współczucie.- Wcale nie płaczę.Zejdz ze mnie.Połamiesz mi nogi.-Wciąż pociągała nosem.Uwolnił ją od swego ciężaru i pomógł usiąść.Naciągnąłkoszulę na ramię, ale jej nie zapiął; złotobrązowa pierś połys-kiwała w świetle ogniska, wabiąc ku sobie spojrzenie dziewczyny.Boże, ratuj.Kasey poczuła, że ma ochotę pogładzić jego skórę,poczuć jej ciepło i wilgoć.Zatrzepotała powiekami, przejętazgrozą, i zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy.- Przegrałaś - rzekł.- Tym razem powiesz mi prawdę.Jeszcze raz otarła oczy i odgarnęła włosy z twarzy.Owszem,Kasey słyszała, że Jean i gang Eagle'a rabują banki i strzelajądo ludzi, ale musiała położyć kres tym plotkom, by uspokoićmatkę. - Koniec z kłamstwami - mówił dalej Grason.- Jeśli powieszprawdę, zabierzemy się za jedzenie.Wiem, że jesteś zmęczonai głodna.Jeszcze przed minutą rzeczywiście była głodna, ale terazchciała tylko zasnąć i odsunąć od siebie przykrą prawdę, którąusiłował jej wmówić ten mężczyzna.Musiała przyjąć do wia-domości straszny fakt, że Jean stała się wyrzutkiem społeczeń-stwa, że poszukiwano jej żywej lub martwej.Nie mogła spojrzeć mu w oczy, więc utkwiła spojrzenie w liniihoryzontu.Zmrok gęstniał coraz bardziej; odezwały się pierwszeodgłosy nocnych owadów i zwierząt.Powietrze stało się chłod-niejsze.Fioletowe grzbiety odległych Gór Skalistych zniknęływ ciemnościach.Ciepło ogniska pieściło policzki Kasey.Zerknęła ukradkiemna swego towarzysza; płomienie oświetlały jego twarz, znowuspokojną.Wciąż badawczo jej się przyglądał, a przez chwilęwydawało się jej, że w jego ciemnych przepastnych oczachujrzała zrozumienie.Czuła nieustanną pokusę, żeby znowu spojrzeć na jego pierś.Co się z nią działo? Podczas półrocznego objazdu z pokazamiDzikiego Zachodu widywała mężczyzn nagich do pasa, ale nigdyz tak bliska.Czuła siłę i ciepło kogoś, kto wiedział, jak rozpalićkobiece zmysły.Przypomniała sobie dotyk jego ciała, oddech owiewający jejpoliczki, burzę emocji w jego oczach i głosie.Był na niąwściekły, a jednak ani przez chwilę Kasey nie miała wrażenia,że jej zagraża.Potrafił opanować gniew, a to była cecha godnapodziwu, którą potrafiła docenić.Odetchnęła głęboko, podkuliła nogi i oparła brodę na ręce.- Nie mogę uwierzyć, że Jean do ciebie strzeliła.Nie mogęuwierzyć, że stała się taka jak on.- Ja nie kłamię - rzekł Grason.- Skąd ta pewność, że to ona, a nie jakaś inna kobieta?Zapatrzył się w jakiś odległy punkt i odezwał się łagodniejszymjuż głosem: - Rok temu, kiedy byłem w Ransom szeryfem, twoja siostra,Eagle i reszta tych mieszańców obrabowali w mieście bank.To byłspokojny niedzielny poranek.Razem z moją narzeczoną, Madeline,jadłem śniadanie w hotelowej restauracji i nagle usłyszałemstrzelaninę.Kiedy wybiegłem na zewnątrz, Eagle opuszczał miasto.Zacząłem strzelać, ale on i kobieta, która z nim jechała, odwrócili sięi odpowiedzieli ogniem.Nie wiedziałem o tym, ale Madeline wyszławraz ze mną.Usłyszałem jej krzyk i wrzasnąłem, żeby się schowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl