[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodz, pomogę ci zapędzić konie do stajni - powiedział.- W takim eleganckim stroju?- Oddam ubranie do prania.Nie chciałbym, żebyś uważałamnie za próżniaka.- Odwrócił się i ruszył w stronę pastwiska.Leciutki uśmiech ożywił twarz Kasandry.Poczuła się niecolepiej.Dlaczego, pomyślała, nie miałabym pozwolić Dustinowizostać tu na parę dni, żeby zobaczył, jak sobie radzę? Zupełniesama, bez niego.3Po zapędzeniu koni do stajni Kasandra zostawiła Dustina,by zajął się swoim wierzchowcem i weszła do domu, żebyumyć się i przebrać do obiadu.Dustin zaprowadził konia dostajni, rozsiodłał go, napoił i nakarmił.Wreszcie wziął z gankuswoje sakwy i wszedł do domu.Rozejrzał się po wyłożonym ciemną boazerią przedsionkui wszedł do obszernego holu, z którego schody prowadziły nagórę, a zwieńczone łukami drzwi do dalszych pomieszczeń napaiterze.Nie ulegało wątpliwości, że dziadek Kasandry dokładałstarań, by dom prezentował się okazale.Wchodząc po schodach, zauważył, że mięśnie nóg manapięte i obolałe.Rzadko ostatnio jezdził konno i zapomniał,jak czuje się człowiek po dniu spędzonym w siodle.Dwugodzinna jazda z Cheyenne przypomniała mu o tym.Duża sypialnia, w której się znalazł, umeblowana byłaskromnie.Stało tu jedynie łóżko, szafka nocna, niska komodai wygodny fotel.Zasłony i narzuta na łóżko w kolorze różowymstosowne były bardziej dla kobiety niż dla mężczyzny.Przypuszczał, że Kasandra celowo ulokowała go w tym pokoju, mającnadzieję, że będzie się tu czuł nieswojo.Uśmiechnął się dosiebie i rzucił sakwy na łóżko.Nie przejmował się kobiecymwystrojem sypialni.Dustin na razie spędził w Wyoming zaledwie parę godzin,ale już wiedział, że postąpił słusznie przyjeżdżając tu, byspotkać się z Kasandrą.Chociaż nie wątpił, że ona nigdy nieprzyzna się do tego, było oczywiste, że jest jej tu potrzebny.Wyjął ze swoich bagaży przybory do golenia, ustawił je nakomódce, potem umył twarz i ręce i włożył ciemnoniebieskąkoszulę z dwoma rzędami srebrnych guziczków naszytych naprzodzie w ten sposób, że tworzyły literę V.Pozostałe ubraniarozłożył w szufladach komody.Potem zszedł na dół i ruszyłdługim korytarzem.Zatrzymywał się przed każdymi drzwiami,aż natrafił na te, spoza których wydobywał się zapach świeżoupieczonego chleba.Obok potężnego kuchennego pieca stała OHve nucąc cościcho.Nad trzema garnkami unosiła się para.Przez duże okna,zajmujące prawie całą ścianę, widać było ciemnoniebieskieniebo, na tle którego rysowała się poszarpana krawędz gór.Dustina ogarnęło uczucie miłego, domowego ciepła.Nie wiedział, czemu to przypisać, ale na tym ranczu czul się tak dobrze,jakby to było wymarzone dla niego miejsce.Dustin często odwiedzał najlepsze domy w Kansas City,bywał w nich na obiadach i przyjęciach.Nawet odpowiadałamu panująca tam atmosfera, ale w żadnym z nich nie czuł sięjak u siebie.- Ma pan ochotę na filiżankę kawy? - zapytała Ołive, nadalodwrócona do niego tyłem.- A może na coś mocniejszego?Dustin zdziwił się, że Ołive zauważyła go, gdy stanąłw drzwiach.Zdecydował się wejść do środka.Pomieszczeniebyło przestronne.Pośrodku stał prostokątny stół, a przy nimdwie drewniane ławy.Strzelba, z której gospodyni celowała doniego, stała w rogu, przy drzwiach.- Proszę o coś mocniejszego.Liczę również na to, żeznajdzie pani dla mnie jakąś łagodzącą maść.Stara kobieta odwróciła się i uśmiechnęła ze zrozumieniem.- Dawno pan nie siedział w siodle, prawda?Dustin potarł ręką świeżo ogoloną brodę.Zauważył błyskrozbawienia w oczach kobiety, ale sposób, w jaki go przyjęła,wskazywał na to, że nie ma zamiaru dociekać, dlaczegoKasandra do niego strzelała.- Wydawało mi się, że nie minęło wiele czasu, ale terazczuję, że było to dość dawno.- Jednym czas mija szybciej, innym wolniej.Słysząc te słowa, uświadomi! sobie, jak długie wydawały musię dnie w biurze, zwłaszcza gdy pogoda zachęcała do konnejprzejażdżki po okolicy.- Od jak dawna mieszka pani w Triple R? - zapytał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]