[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Odkupiciel win wszystkich upadłych - syknął Werchiel przez zaciśnięte zęby.- Oni naprawdęwierzyli w to, że ich zbawisz.Wściekłość i ból dodawały sił Aaronowi, kiedy złapał anioła za rękę, nie pozwalając mu użyćmiecza.Spojrzał w czarne, bezdenne oczy potwora, szukając w nich choćby śladu istoty, która kiedyświernie służyła Bogu.Lecz dostrzegł tylko własne odbicie i wykrzywioną z odrazy twarz.- Rozejrzyj się wokół, Nefilimie.- Dowódca Potęg próbował przełamać jego żelazny uścisk.- Nieprzyniosłeś im wybaczenia, tylko śmierć i zniszczenie.- Nie! - krzyknął Aaron.Sięgnął ręką w dół i wyciągnął z rany na łydce zalany krwią bełt kuszy.- Alepokażę ci, co naprawdę znaczy śmierć i zniszczenie, sukinsynu! - warknąłprzez zaciśnięte zęby.Na twarzy Werchiela odmalował się szok i przerażenie, kiedy ujrzał jak czarny grot magicznego bełtuzbliża się nieuchronnie do jego piersi.Bełt bez trudu przebił pancerz i utkwił w ciele anioła.Werchiel zawył z bólu i szarpnął tak gwałtownie, że udało mu się zrzucić z siebie Aarona.Nefilim nie zamierzał jednak zmarnować raz zdobytej przewagi.Mimo rwącego bólu w nodze, rzuciłsię na nieprzyjaciela z bitewnym krzykiem na ustach i niebiańskim mieczem gotowym do ciosu.Niechciał dać temu potworowi nawet najmniejszej szansy na regenerację sil.Ale Werchiel był szybki,nawet pomimo grotu tkwiącego mu w piersi.Dobył broni i zdołał odbić cios Aarona.- Ty też zacząłeś z czasem wierzyć w te brednie - wycedził z pogardą.Po tych stówach odwrócił się na bok i błyskawicznie rozprostował skrzydło, trafiając Aarona wtwarz i odrzucając go w tył.A potem zajadle ciął mieczem, który niósł śmierć.Nefilim poruszał się jednak z nie mniejszą wprawą i rozgrzane do białości ostrze po raz kolejnyminęło jego twarz o włos.- Jesteś równie obłąkany, co potwór, który cię spłodził - ripostował dalej Werchiel, a ogień buchający z jego miecza roztapiał asfalt ulicy, na której walczyli.Dowódca Potęg wzbiłsię w powietrze, rozpościerając imponujące skrzydła w całej okazałości, po czym z gracją obróciłsię i zanurkował jak drapieżny jastrząb, polujący na nieświadomą zagrożenia ofiarę.Ale Aaron nie był ofiarą.Nie ruszył się nawet z miejsca, tylko sparował cios z całych sił.- Co wiesz o moim ojcu? - wrzasnął, kiedy ostrza ich mieczy zetknęły się.Miecz Nefilima eksplodował z siłą wybuchu jądrowego, odrzucając go na drugą stronę ulicy.Aaronczuł jak dzwoni mu w uszach.Z trudem wstał i zobaczył, że na jego przeciwniku to starcie nie zrobiłonajmniejszego wrażenia.Stał niewzruszenie, chociaż z rany na piersi sączyła mu się strużka ciemnejkrwi.- Twoja broń jest tak ułomna, jak sam pomysł, że mógłbyś stawić mi czoło w walce -wysyczał anioł, podnosząc w górę swój przerażający oręż.- Zwiastun Smutku napije się dziś twojejkrwi.- Ja już stawiłem ci czoło w walce - odparł gniewnie Aaron.- Czy mój ojciec walczyłrównie dzielnie?Anioł cofnął się o krok, jakby uderzony pięścią w twarz.Po chwili na jego twarzy pojawił sięokrutny, zjadliwy uśmiech.- Ty nie wiesz, prawda? Nie masz bladego pojęcia, kim byt ten, który cię spłodził.A potem zaczął się śmiać.Aaron zareagował instynktownie.W jego dłoni pojawiła się nowa broń, która zaczęła przybieraćnieznaną do tej pory formę.To był.kij baseballowy Louisville Slugger, płonący żywym ogniem.Gdyby nie tragizm całej sytuacji, Aaron parsknąłby na ten widok śmiechem.Dwaj śmiertelni wrogowie znów ruszyli na siebie.Aaron zamachnął się ognistym kijem i z olbrzymiąmocą rąbnął z boku na odlew.Pałka zderzyła się z mieczem, po czym siłą rozpędu trafiła Werchielaw twarz.Wytrącony z równowagi, przywódca Potęg z najwyższym trudem utrzymał się w powietrzu,z furią wymachując potężnymi skrzydłami.Ale Aaron nie dał mu drugiej szansy.Opuścił swójgorejący kij baseballowy na głowę Werchiela, patrząc, jak anioł spada jak kamień na ulicę, ledwieamortyzując upadek skrzydłami.Aaron był już doprowadzony do ostateczności - świadomość, że Werchiel mógł znać jego ojca,nakręcała go jeszcze bardziej.Musiał posiąść tę wiedzę - ten brakujący element układanki - nawetgdyby miał ją wyrwać aniołowi z gardła gołymi rękami.Wylądował na czworakach przedWerchielem, który właśnie zbierał się z ziemi, wciąż ściskając w ręce swój miecz - ZwiastunSmutku.Aaron nie wahał się ani chwilę.Opuścił kij na nadgarstek anioła, wytrącając mu oręż z ręki.Miecz upadł na ziemię, po czym eksplodował z błyskiem, pozostawiając po sobie jedynie małą smugę dymu.- Tak wiele mi odebrałeś - Aaron wyrzucił z siebie, unosząc się nad Werchielem.-Teraz nadszedł czas, byś dał mi coś w zamian.Werchiel zjeżył się jak osaczone zwierzę.- Nic ode mnie nie dostaniesz - syknął.Aaron opuścił pałkę po raz kolejny, strącając dowódcę Potęg na ziemię.Chciał zadać mu ostatecznycios, ale powstrzymał się, poskramiając w sobie morderczy instynkt.Nie było to łatwe.Przed nimstał potwór odpowiedzialny za śmierć jego rodziców, Zeke i Kamaela.Pokonany, na kolanach.Aaron miał zamiar okazać mu taką samą łaskę, jaką Werchiel okazałjego najbliższym.Ale dopiero wtedy, gdy uzyska odpowiedz na nurtujące go pytanie.- To koniec, Werchielu - odezwał się głosem kipiącym od wściekłości.- Całe to nieszczęście iśmierć, za które jesteś odpowiedzialny, w końcu obróciły się przeciw tobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl