[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mniej więcej tydzień pózniej robiłem zakupy w supermarkecie, gdy Martin zadzwonił do mnie nakomórkę.Zatrzymałem wózek przy wielkiej zamrażarce i odebrałem z zawodowym optymizmem w głosie.- Cześć, Martin, co słychać? Jak Fiona?- My& wszystko dobrze - odparł.Najwyrazniej nie zamierzał mi wszystkiego opowiadać.- Luke, tacała afera, w którą cię wciągnęliśmy& Bardzo nam przykro z tego powodu.Nie mieliśmy pojęcia, że tosię tak skończy.Przypomniałem sobie truskawki w muszli klozetowej.Postawiłem wózek tak, żeby mi nie odjechał,oparłem się o rączkę i skupiłem na słowach Martina.- Szkoda, że sprawy nie potoczyły się inaczej - ciągnął.Wpatrywałem się w swoje stopy i posadzkę, długą sklepową alejkę wyłożoną płytkami.Oczami wyobrazni widziałem ich dwoje, miotających się po hotelowym pokoju jak kurczaki zobciętymi głowami.W telefonie zapadła cisza.Czekałem cierpliwie.Spojrzałem na zamrażarkę po drugiej stronie alejki.Leżały w niej pudełka mrożonej pizzy.Zmrużyłem oczy, aż poszczególne kolory zlały się w barwne plamy. Martin nadal milczał, ale domyślałem się, że jeszcze nie skończył.Czekając, aż zbierze się na odwagę,bawiłem się łańcuszkiem do przypinania wózka.Odchrząknął niespokojnie.Znieruchomiałem, byłemciekaw, co powie.A potem coś przyszło mi do głowy.Zdaje się, że poprosi o przysługę.Zacisnąłem dłoń na poręczy wózka, oparłem się na niej łokciami.Westchnienie.- Widzisz, Luke, to, co się wtedy wydarzyło& Zmusiło nas do podjęcia decyzji.Uznaliśmy z Fioną, że naprawdę chcemy być razem, ale to nie takie proste wyplątać się z poprzednichzwiązków.Rozumiesz?Nie do końca.Słuchałem dalej.- Chodzi o to, że& no wiesz, gdyby kiedykolwiek kontaktował się z tobą prawnik, potwierdzisz mojąwersję, prawda?Dotknąłem ścianki wózka.W co ja się wpakowałem? W co oni mnie wpakowali?- Tak, Martin - sapnąłem ciężko.- Jakby co, wiesz, jak mnie znalezć.Wszystko w ramach usługi.Giselle i spółka.Luty.Spodziewałem się, że drzwi otworzy mi Robert, starszy facet, który zamówił mnie do Paddington dlasiebie i żony.Ale wpuściła mnie śliczna, mniej więcej dwudziestoletnia dziewczyna.Obcisłe ciuchy odznanego projektanta, idealna fryzura i nienaganny makijaż zdradzały, że jest tu z tego samego powodu co ja.- Wejdz, proszę.- Uśmiechnęła się.- Mam na imię Giselle.Ach, więc gra rolę żony.No, dobrze.- Luke, miło mi.- Zajrzałem ciekawie do środka, przekonany, że zobaczę tam Roberta.Ale wpomieszczeniu nie było nikogo poza nami.Giselle podeszła do barku.Obserwowałem, jak szykuje mi drinka.Potem odruchowo obracałemszklankę w dłoniach.Gdzie jest Robert, do cholery?- A twój partner? Nie ma go?Znieruchomiała lekko.Przekrzywiła głowę i przyglądała mi się badawczo.- Jaki partner? - zdziwiła się.- Robert? Ten facet, z którym rozmawiałem przez telefon? Ten, który mnie tu ściągnął?Nie tak to sobie wyobrażałem.Usiłowałem odtworzyć w pamięci, co dokładnie powiedział.A może toja nie zrozumiałem, czego ode mnie oczekuje.Czy chodziło mu jedynie o to, żebym zabawił jegodziewczynę?Giselle wskazała kanapę, usiedliśmy.Miała na sobie połyskującą, srebrzystą minispódniczkę w kratę iobcisły ciemny top, mocno opinający piersi.Na ramiona narzuciła krótką czarną wojskową kurtkę zezłotymi guzikami i epoletami, w stylu dawnej Madonny.Wyprostowała długie nogi w pończochach nadywanie w geometryczny wzór.- Jak długo mam tu zostać, Luke?Zauważyłem, że nie odpowiedziała na moje pytanie, ale ponieważ zmieniły się zasady gry, musiałemzorientować się, o co właściwie chodzi.A poza tym, powiedzmy sobie szczerze, podobało mi się boisko.Przysunąłem się bliżej.- To tak naprawdę zależy od ciebie.A jak długo chcesz? - W moim głosie pojawiły się uwodzicielskienuty.W pierwszej chwili wydawała się zaskoczona, ale zaraz wzięła się w garść.Wydęła usta.- No cóż, liczę dwieście funtów za pierwszą godzinę i sto pięćdziesiąt za każdą kolejną.Teraz to ja zdębiałem.Sytuacja z każdą chwilą stawała się coraz dziwniejsza, ale nie zdradzałem przedGiselle, że nic z tego nie rozumiem. Rozegraj to spokojnie, stary.- A to zabawne.- Spojrzałem jej prosto w oczy i uśmiechnąłem się lekko.- Bo ja sobie liczę tyle samo.Giselle umknął komizm tej sytuacji.- Nie - powiedziała stanowczo, jakby była pewna, że postawi na swoim.- Jesteś tutaj, więc musisz mizapłacić za pierwszą godzinę.Czy ona nie widzi, że to śmieszne? Co to za historia, do cholery?- Nie ja muszę zapłacić, tylko ty musisz - odbiłem piłeczkę.Znalezliśmy się w patowej sytuacji.Aypała na mnie groznie.Atmosfera popsuła się wyraznie.Naglezdałem sobie sprawę, że Giselle nie żartuje.- Słuchaj, to jakieś nieporozumienie.Pójdę już.Wstałem.Ona też, chwilę pózniej, jakby chciała zaprotestować, ale nie ruszyła się z miejsca i milczała.Już byłem przy drzwiach, już miałem je otworzyć i wyjść, gdy rozległ się dzwonek.Zatrzymałem się wpół kroku i spojrzałem na Giselle.Minęła mnie bez słowa i pociągnęła za klamkę.Na progu stało dwóchniskich, umięśnionych mężczyzn.- Zapłacił? - zapytał jeden przeciągle.Wodziłem wzrokiem od nich do Giselle.Oparłem się o framugę.Co to ma znaczyć?Najwyrazniej dorwali nie tego faceta.Powinni poszukać Roberta, nie mnie.A może nie? A możewłaśnie o to im chodziło? Robertowi i tej trójce? Przecież sam wpakowałem się w tę pułapkę.Wolałemsię nad tym dłużej nie zastanawiać.- Słuchajcie, panowie.- Pojednawczo uniosłem ręce, nie poddawałem się, chciałemtylko trochę zwolnić bieg wydarzeń.- Jestem tu z tego samego powodu co Giselle - wykrztusiłem.- Nie.Musisz zapłacić za pierwszą godzinę - oznajmił ten, który do tej pory milczał.A więc wszystko jasne.Wrobili mnie, a ja dałem się podejść jak dziecko.Nie mogłem jednak niepodziwiać doskonałej synchronizacji - znalezli się pod drzwiami akurat wtedy, gdy chciałem wyjść.Kolesie mierzyli mnie zimnym wzrokiem.Odpowiedziałem tym samym.I tak nigdy nie zabierałem zesobą pieniędzy, kiedy jechałem na zlecenie, ale jeśli ci dwaj zechcieliby to sprawdzić, dałbym im radę.Pokolei.Wiedziałem, że nie spuszczą mi większego łomotu niż ja im.W domu, w Australii, bywałem wgorszych tarapatach.Oczywiście, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby mieli broń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl