[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowiek z czarnego wozu rzeczywiście niema twarzy.- O Boże - jęczy Peter głosem ledwiesłyszalnym dla samego siebie.- O mójBoże, nie.Z wieżyczki wyglądają jeszcze dwiepostacie.Jedna to brodacz w złachmanionymmundurze, chyba z wojny secesyjnej.Drugąjest kobieta o czarnych, ulizanych włosachi pięknych, acz okrutnych rysach.Jestblada niczym wampir z komiksu.Ma nasobie, podobnie jak człowiek bez twarzy,czarno-srebrny mundur kojarzący się zgestapowskim.Na jej szyi wisi na łańcuchujakieś świecidełko, błyskającepsychodelicznie jak pamiątka z czasówhipisowskich.Wygląda jak z filmu rysunkowego - myśliPeter.- Jak nieśmiała fantazja seksualnajakiegoś niedorostka.Podchodząc coraz bliżej do człowieka beztwarzy, uświadamia sobie coś jeszczegorszego: jego tam w ogóle nie ma.Anipozostałej dwójki, ani czarnej furgonetki.Przypomina mu się sobotni poranek w kinie- miał wtedy z sześć, siedem lat - kiedypodszedł tuż pod ekran, popatrzył na niegoz bardzo bliska i zdał sobie po razpierwszy w życiu sprawę z tego, jaka toordynarna sztuczka.Z odległości pół metraobraz zamieniał się w barwną mgiełkę;rzeczywista była tylko połyskliwapowierzchnia ekranu, samego w sobiepustego i gładkiego jak przysypaneśniegiem pole.Musiał taki być, żeby mogłapowstać iluzja.Tu jest identycznie iPeter czuje się tak samo głupio zaskoczonyjak wówczas.Widzę dom Herbiego Wylera -uzmysławia sobie.- Widzę go poprzez tęfurgonetkę.JACKSON!To jednak jest rzeczywiste, ten głos; takjak prawdziwa była kula, która pozbawiłażycia Mary.Peter krzyczy z wykrzywionąbólem twarzą, na moment przyciska Marymocniej do piersi, a potem nieświadomnawet tego, co robi, wypuszcza ją z rąk izwłoki koziołkując spadają na ziemię.Zupełnie jakby ktoś przystawił mu do uchamegafon, nastawił głośność do oporu iwyryczał jego nazwisko.Z nosa cieknie mukrew, zaczyna się również sączyć z kącikówoczu.- TAM MASZ IZ, KOLEZ! - Czarno-srebrzystapostać, niesubstancjalna teraz, lecz niemniej przez to grozna, wskazuje na domWylerów.Realny jest tylko jej głos, leczPeterowi to w zupełności wystarcza; tengłos wrzyna się w jego mózg jak zęby piłytarczowej.Zarzuca głową w tył, ażprzekrzywiają mu się okulary na nosie.-DAMY SE ZARAZ ZDROWO DO WIWATU! TRZA JU%7łZACZYNA!Nie tyle idzie ku domowi Wylerów, co jesttam ciągnięty, prowadzony.Gdy chwiejnymkrokiem przechodzi przez czarną,pozbawioną twarzy postać, przelatuje muprzez głowę idiotyczny obrazek: spaghettiw nienaturalnie czerwonym sosie - jak to zpuszki - z hamburgerem.Wszystko zmieszanerazem w białej miseczce, na którejkrawędzi tańczą postacie z filmówrysunkowych - Królik Bugs, Elmer Fudd iKaczor Daffy.Na samą myśl o takimjedzeniu robi mu się zwykle niedobrze,lecz tym razem obraz trwa przez chwilę wjego umyśle.Peter jest strasznie głodny,jakże pożąda teraz tych bladawych pasemekmakaronu i tego nienaturalnie czerwonegososu! Na tę jedną chwilę nawet ból w jegogłowie ustępuje.Przechodzi przez wyświetlony w powietrzuobraz czarnej furgonetki w chwili, gdy onarusza.Idzie dalej betonową ścieżką kudomowi.Okulary tracą swe chwiejne oparciei spadają mu z nosa.Nie zauważa tego.Słyszy jeszcze kilka pojedynczychstrzałów, padających gdzieś w oddali, winnym świecie.Gitara wciąż brzdąka mu wmózgu, kiedy zaś drzwi domu Wylerówotwierają się same, dołączają do niejtrąbki i Peter rozpoznaje motyw.To tematze starego serialu, z "Bonanzy".Właśnie wróciłem z pracy do domu - myśli,wkraczając do ciemnego wnętrza, cuchnącegopotem i starą smażeniną.- Właśniewróciłem z pracy do domu i drzwizatrzaskują się za nim.Właśnie wróciłem zpracy do domu i już idzie przez salon wstronę arkady i odgłosów z telewizora."Poco wciąż nosisz ten mundur? - pyta ktoś.-Wojna skończyła się trzy lata temu, niesłyszałeś o tym?"Właśnie wróciłem z pracy do domu - myśliPeter, jakby to wyjaśniało wszystko:martwą żonę, strzelaninę, człowieka beztwarzy, zjełczałe powietrze tego pokoju.Wtym momencie siedząca przed telewizoremistota odwraca się ku niemu i Peter niemyśli już o niczym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]