[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt roz-sądny nie przyspiesza niczego, rzucając czar.Włosy zaczęły się palić, dodając swoją część do unoszącego się dymu i pary.Powinny nadal mieć połączenie z właścicielem, toteż skupiłem się, by odszukaćje i wykorzystać do dotarcia do celu.Uniosłem ręce, obejmując szarobiały dym,i poczułem ruch energii: od siebie do Daymara, Loiosha, Cawti i znów do mnie.Pozwoliłem jej płynąć, póki dym nie przestał się unosić, co było pierwszym wi-docznym objawem czaru.Powoli zbliżyłem dłonie, zagęszczając dym przed swojątwarzą, i pchnąłem tam całą dotąd utrzymywaną w umyśle energię.Usłyszałem rozkaz Do szarży i pięć tysięcy Smoków zaatakowało okopa-ne siły ludzi.kochałem się z Cawti pierwszy raz, zastanawiając się, czy zabijemnie, nim skończymy, i uświadamiając sobie, że jest mi to obojętne.Dzur-bohater wchodzący samotnie na górę Dzur na spotkanie Sethry Lavode, którastanęła przed nim z ostrzem o imieniu Iceflame w dłoni.Mała dziewczynkao wielkich brązowych oczach uśmiechnęła się do mnie.Wiązka energii przy-pominająca czarną błyskawicę nadlatywała i uderzyłem w nią Spellbreakerem,zastanawiając się, czy zadziała.Aliera stojąca przed cieniem Kierona Zdobyw-cy w Przedsionku Sądu na Zcieżkach Umarłych poza Bramą Zmierci.I w tym momencie miałem także w umyśle wszystko, co wiedziałem o Mel-larze, miałem też złość na Daymara, a nade wszystko zaś miałem swoją nadziejęi pragnienia.Za ich pomocą sięgnąłem przez dym, poza dym i w dym ku temu,który był z nim związany.Cawti ani na moment nie przerwała recytacji, choć słów nadal nie mogłem zro-zumieć.Loiosh stanowił część mnie i cały czas polował, szukając ofiary.A Day-mar, równocześnie odległy i stanowiący część nas, jaśniał niby latarnia, którejświatło złapałem, ukształtowałem i wepchnąłem.Poczułem odzew.Powoli w dymie zaczął tworzyć się obraz, który zasilałemstopniowo energią, zmuszając się do ignorowania twarzy, która się formowała,gdyż w tym momencie była ona bez znaczenia, a mogła mnie zdekoncentrować.53I jeszcze.wolniej.opuściłem.prawą.rękę.i.zacząłem.zwal-niać.kontrolę.nad.czarem.Loiosh przejmował ją fragment po fragmencie, aż przejął całkowicie i utrzy-mał.Moim największym wrogiem stało się zmęczenie, któremu nie mogłem sięw żaden sposób poddać.Dopiero gdy Loiosh przejął pełną kontrolę, pozwo-liłem sobie spojrzeć na wizerunek uformowany w dymie, równocześnie prawądłonią łapiąc kryształ.Obraz przedstawiał twarz mężczyzny w średnim wieku,o rysach zbliżonych do rysów przedstawicieli Domu Dzura.Ostrożnie uniosłemkryształ, aż znalazł się na poziomie moich oczu, wstrzymałem oddech i wymówi-łem polecenie.Wizerunek nie drgnął Loiosh okazał się naprawdę pojętnym uczniem.Caw-ti zaprzestała recytacji zrobiła, co do niej należało, i teraz tylko dawała mienergię potrzebną na dokończenie czaru.Zamknąłem lewe oko, przez co obrazwidziany przez kryształ nieco się rozmył, ale pozostał i tak wystarczająco wyraz-ny, by dało się go zidentyfikować.Jeszcze chwila pełnej koncentracji.pełne wykorzystanie dostępnej ener-gii.i wypaliłem wizerunek w krysztale.Przez moment na prawe oko nic niewidziałem i z lekka zakręciło mi się w głowie, lecz zdołałem odstawić kryształbezpiecznie na blat.Usłyszałem westchnienie ulgi i poczułem, jak Cawti odpręża się.Zatoczyłemsię na ścianę, a Loiosh oklapł na mojej szyi.Usłyszałem głośne westchnienieDaymara.Kryształ stał się mlecznobiały i wiedziałem, nie sprawdzając, że bez trudu dasię usunąć ten opar, jedynie koncentrując się i wtedy pojawi się w nim twarzMellara.Co ważniejsze między nim i kryształem istniała teraz więz i to tegorodzaju, że praktycznie niemożliwe było, by ją wykrył.Skinąłem głową Cawti,wyrażając jej swe uznania, i przez kilka minut po prostu staliśmy, nic nie robiąci odzyskując siły.Potem zająłem się gaszeniem świec, a Cawti zapalaniem lamp.Otworzyłemwywietrznik, wypuszczając dym i aromat kadzidła, które przestało miło pachnieć,za to przylepiało się nachalnie do wszystkiego.Pokój pojaśniał.Rozejrzałem sięwokół.Daymar miał nieobecny wyraz twarzy, Cawti zaś była zarumieniona i zmę-czona.Miałem ochotę na wino, ale nawet wydanie telepatycznego polecenia ko-muś na górze wydało mi się zbytnim wysiłkiem. Cóż. oznajmiłem wszystkim obecnym wygląda na to, że przedczarami się nie zabezpieczył.Daymar jakby się ocknął. To było nader interesujące, Vlad.Dzięki, że pozwoliłeś mi się przyłączyć.Dopiero w tym momencie zrozumiałem, że nadal nie ma pojęcia, iż omal niezniszczył mnie swoją pomocą.Miałem ochotę poinformować go o tym szcze-góle raczej dobitnie, ale nie chciało mi się postanowiłem załatwić sprawę przy54następnej okazji, gdyby znalazł się w pobliżu, gdy będę rzucał czar.Podałem mukryształ wziął go, przyjrzał mu się przez kilka sekund i kiwnął głową. Możesz dzięki temu go zlokalizować? Myślę, że tak.Przynajmniej spróbuję.Na kiedy potrzebujesz tę informację? Na wczoraj.Czyli tak szybko jak zdołasz. Jasne.A tak na marginesie, dlaczego go szukasz? A dlaczego chcesz wiedzieć? Zwykła ciekawość.To idealnie do niego pasowało, ale i tak wolałem mu nie mówić. Wolałbym nie wnikać w szczegóły, jeśli nie masz nic przeciwko temu zaproponowałem. Jak sobie chcesz.W każdym razie, jeśli się dowiem, że jest martwy, to sięnie zdziwię. Daymar. Przecież nic nie mówię.Dam ci znać, jak go znajdę.To nie powinno po-trwać dłużej jak dzień albo dwa. Dobra, wtedy się zobaczymy.albo możesz przekazać informacje Kraga-rowi, jeśli wolisz. Jasne skinął głową i zniknął.Zmusiłem nogi do współpracy i odlepiłem się od ściany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]