[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karśnicki nic jużnie rzekł, tylko sięgnął zacholewę i Dominik zdumiał się,widząc nóż dziwnej konstrukcji irzezby, szeroki lecz wydłużonyjak maleńki mieczyk.Prusak nieczekał, może nawet nie widziałnoża, bo tylko w oczyKarśnickiego patrzył i musiał wnich zobaczyć coś takiego, że mugłowa zaczęła drżeć, cofnął sięo krok, przewrócił o siodło ileżąc w śniegu wyrzucał z siebiepotoki słów takie, aż muKarśnicki przerwał i kazałwolniej mówić.Prusacy uciekali z Szamotuł.W wózku były papiery, dowieczora siedziba landrata miałaopustoszeć.Von Boritz jeszcze wniej został i on miał wywiezćresztę dokumentów i pieniędzy.Na pytanie, co z tymi, którzy wlochach gniją, Prusakprzysięgał, że nic nie wie, żego tu niedawno przerzucono zeSzczecina, że.Karśnicki nie słuchał dalej.Szóstce rannych i chłopom kazałzabrać zabitych i jeńca, a samna konia skoczył i popędził, nieoglądając się, czy ktoś za nimpodąża.W godzinę dopadli Szamotuł.Pruski mur budynku landrata, zkrzyżakami i białym tynkiemwypełnienia, widoczny był jak nadłoni.Zsiedli z kulbak ipodchodzili pieszo, kryjąc się wcieniu domów.Wartownik wdrzwiach, zdzielony kolbą, padłjak snopek.Kilku żołnierzy iurzędników rozproszyło się popokojach.Szlachta, krwi syta,choć goniła zajadle, brała jużtylko w niewolę.Karśnicki,mając brata za plecami, rwał kukancelarii.Drzwi kopnięciemotworzył i uskoczył na bok.Szarpnął za sobą Dominika, którynie był na tyle ostrożny, araczej doświadczony, by samemuusunąć się na czas ze światłaościeży.%7łycie mu zawdzięczam! -pomyślał Dominik w tym samymmomencie, gdy dwie kulewystrzelone z komnaty jęknęły mukoło ucha.Borek sięgał już po trzecipistolet.Nóż przez Karśnickiegomiotnięty zawarczał w powietrzui wbił się w nadgarstekwyciągniętej ręki.Jeden rykbólu i zaraz drugi, gdy Janeknóż odbierał.Dominik patrzał nagadzinę jak malała, śliniła się,płakała i skamlała na kolanach.- Gdzie Czarnocki?!Wyciągnęli ich z lochów.Czarnocki i paru innych samistąpali, oczy zamykając, bo sięim słońce wydawało świecąwrażoną do oka.Chłopanieszczęsnego, Kacpra,prowadzono pod ramiona, by nieupadł.Borka przywiązano do drążka,przy którym sam karał swoichwinowajców.Czarnocki przestałściskać rękę Jankowi i Dominikze zgrozą spostrzegł, jakpróbuje bicza z długim końcem,jak podchodzi ku wijącemu sięBorkowi.- Zostaaaaw!!! - zajęczałogdzieś z boku.Kacper,chłop_rekrut, pozbył się swoichopiekunów i kuśtykał kuCzarnockiemu.- Mój on! Mój! Ja go.oprawię! Ha, ha, ha! Ha, ha, ha!Zmiał się jak nieprzytomny iwywracał białkami.Czarnockiwahał się jeszcze, ale już ktośchłopu drugi bat w rękę wcisnął,radząc:- Na zmianę go, suczysyna,tańczyć uczcie!Zwist bata z lewej i zaraz zprawej i potem już tylko zlewej, bo Czarnocki, nie chcącwidać razem z chłopem zemstywywierać, z rozmachem prasnąłbat o ziemię i ustąpił na bok.Dominik może by i wytrzymał,gdyby nie wycie Borka, takżałosne, tak przejmujące, żerozdzierało serce.Gdy jeszczeprzypomniały mu się czerwoneplecy żołnierza na rydzyńskimrynku, nie zdzierżył.Dopadł dobijącego i pchnął go obiemarękami.Chłop padł w piasek,twarzą do przodu i już się niepodnosił, a tylko odczołgał nabok, głowę osłaniając.Karśnicki brata w górępodniósł jak słomkę, jak gdybychciał nim o ziemię rzucić.- Takiś? Rezler ci przecie!Widziałeś jak Borek chłopów bił?Dominik się nie przeląkł.- Widziałem takie bicie, ojakim ani ty, ani Borek pojęcianie macie i mieć nie będziecie.Bić przy mnie nie zezwolę, chybaże i mnie przywiążesz - wskazałna drążek.- Chcesz, to goobwieś albo swym nożem zarezaj,widać lubisz krajać! Ale niebij! Nie kaci wolność ojczyznieprzywrócą, lecz żołnierze.Inaczej nauki twoje pojmowałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]