[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy nastąpił o 4.45, kiedy ręka pani Keech nieoczekiwanie podjęła "mechaniczne zapisywanie" zsyłanego z niebios komunikatu.Po przeczytaniu na głos, komunikat ten okazał się eleganckim wyjaśnieniem zdarzeń mijającej nocy."Ta mała grupka, wyczekująca samotnie przez całą noc, roztoczyła wokół tyle światła, że Bóg ocalił świat przed zniszczeniem".Choć zgrabne i wszechstronne, wyjaśnienie to nie było jednak samo przez się całkowicie zadowalające.Po jego usłyszeniu jeden z wyznawców wstał, nałożył płaszcz, kapelusz i opuścił dom, by już nigdy więcej się nie pojawić.Aby przywrócić wiarę ciężko zawiedzionym wyznawcom, potrzebne było coś jeszcze.I to w tym właśnie momencie nastąpił drugi incydent, tak opisany przez badaczy:Atmosfera w grupie uległa gwałtownej zmianie, podobnie jak i zachowanie jej członków.W kilka minut po wiadomości, wyjaśniającej powody niepotwierdzenia proroctwa, pani Keech otrzymała następną, nakazującą jej wyjaśnienie to upubli-cznić.Sięgnęła po telefon i wykręciła numer redakcji pewnej gazety.Gdy czekała na połącznie, ktoś spytał: "Marian, czy to nie pierwszy raz, kiedy to ty sama dzwonisz do jakiejś redakcji?" Odpowiedziała natychmiast: "O tak, po raz pierwszy do nich dzwonię.Nigdy nie miałam im niczego do powiedzenia, ale teraz czuję, że to pilne".To ostatnie uczucie, że trzeba pilnie coś uczynić, udzieliło się całej grupie.Gdy tylko Marian skończyła rozmowę, pozostali-wyznawcy poczęli wydzwaniać do gazet, stacji radiowych, telewizyjnych i agencji prasowych z wyjaśnieniem, dlaczego potop nie nastąpi.W swoim pragnieniu rozpowszechnienia tej wiadomości w sposób szybki i przekonywający poczęli wyjawiać wszystko to, co dotąd otaczali tak wielką tajemnicą.Choć kilka godzin wcześniej unikali dziennikarzy i wszelkiego rozgłosu, teraz sami poczęli gwałtownie ich poszukiwać (Festingeri in., 1956).Wyznawcy zmienili nie tylko swój dotychczasowy stosunek do rozgłosu, ale i do nowych, potencjalnych konwertytów.Choć poprzednio kandydaci na nawróconych byli ignorowani i odprawiani z kwitkiem, w dzień po niedoszłym potopie poczęli być traktowani w sposób zgoła odmienny.Wszystkich wpuszczano do środka domu, odpowiadano na wszystkie pytania, a nawet zapraszano do środka tych, którzy się wahali.Tę nagłą sidonność najlepiej ilustruje reakcja pani Keech na wizytę dziewięciorga uczniów szkoły średniej, którzy przybyli następnego wieczoru, by z nią porozmawiać.Zastali ją przy telefonie pogrążoną w dyskusji na temat latających spodków z osobą, którą, jak się później okazało, uważała za kosmitę.Pragnąc nadal z nią rozmawiać, a jednocześnie nie chcąc tracić nowych gości, Marian po prostu włączyła ich do telefonicznej konwersacji.Przez godzinę rozmawiała na przemian to z uczniami zgromadzonymi w jej domu, to z "kosmitą" przy słuchawce.Ogarnięta była duchem apostolstwa tak dalece, że nie chciała przepuścić żadnej okazji (Festinger i in., 1956).Czemu przypisać tak nagłą zmianę w zachowaniu wyznawców? W ciągu kilku godzin zmienili się z powściągliwych i sekretnych strażników Stówa, w ekspansywnych i fanatycznych jego głosicieli.Dlaczego w dodatku wybrali tak nie sprzyjający moment na ten obrót o sto osiemdziesiąt stopni - kiedy to niespełnienie proroctwa wystawiło ich wiarę na śmieszność w oczach wszystkich, którzy jej nie podzielali?Przyczyna zmiany pojawiła się w jakimś momencie "nocy potopu", kiedy to zaczęło się stawać coraz bardziej jasne, że proroctwo nie zostanie spełnione.To nie początkowa pewność swego skłoniła wyznawców do propagowania swej wiary; doprowadziło do tego dopiero wkradające się w nich poczucie niepewności.Uzmysłowienie sobie, że skoro fałszywe okazały się przepowiednie przybycia statku kosmicznego i zalania Ziemi przez potop, to równie fałszywa może być i reszta ich przekonań.Zgromadzonym w domu pani Keech perspektywa taka wydać się musiała przerażająca.Za daleko już zaszli, poświęcili swoim przekonaniom zbyt wiele, by narazić się teraz na ich zniszczenie - wstyd, koszta ekonomiczne i śmieszność w oczach innych byłyby po prostu nie do zniesienia.Przemożną potrzebę kurczowego trzymania się swej wiary wyrażały zresztą ich własne wypowiedzi.Na przykład kobieta z trzyletnim dzieckiem mówiła:Muszę wierzyć w nadejście potopu dwudziestego pierwszego, bo wydałam wszystkie pieniądze.Rzuciłam pracę i kurs komputerowy.Muszę w to wierzyć.Z kolei doktor Armstrong wyznał w cztery godziny po niedoszłym przybyciu kosmitów:Tyle już przeszedłem.Poświęciłem prawie wszystko, co miałem.Przeciąłm wszystkie więzy, spaliłem za sobą wszystkie mosty.Obróciłem się do świata plecami.Nie mogę pozwolić sobie na wątpliwości.Muszę wierzyć, l nie ma dla mnie żadnej innej prawdy.Wyobraźmy sobie ślepą uliczkę, w jakiej znaleźli się dr Armstrong i jego towarzysze następnego ranka.Ich zaangażowanie w nową wiarę było tak wtel-lkie, że żadna inna prawda nie wchodziła w ogóle w grę.A jednak wiara ta została właśnie bezlitośnie znokautowana przez fakty - żaden kosmita nie wylądował, potop nie nastąpił, żadne z wyprorokowanych zdarzeń nie nastąpiło.Ponieważ jedyna możliwa do zaakceptowania prawda została podcięta fizycznymi, namacalnymi dowodami, ludziom tym pozostała tylko jedna droga - zastąpić dowody fizyczne dowodami społecznymi.Przestało dla nich być ważne to, co namacalnie istnieje, ważne stało się to, w co wierzą inni.W ten sposób można wyjaśnić nieoczekiwaną przemianę sekretnych konspiratorów w żarliwych apostołów wszem i wobec głoszących swoją prawdę, a także dość niezrozumiały moment, w którym przemiana ta nastąpiła -dokładnie wtedy, gdy prawda ta została zaatakowana przez fakty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl