[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobił to i obaj stanęliśmy w progu.- Coś podobnego - stwierdził głos, który w końcu sobie przypomniałem.-Wyglądacie jak prawdziwi.- Bo jesteśmy - odparł upiór.- I jak zwykle w takich chwilach, lepiej siępospiesz.- Jasne.- Powolne kroki w celi.Kiedy się wynurzył, lewą dłonią osłaniał oczy.- Nie macie przypadkiem okularów? Zwiatło mnie razi.- A niech to! - mruknąłem.Nie pomyślałem o tym.- Nie, a Logrus możezauważyć, jeśli po nie poślę.- Pózniej, pózniej.Będę mrużył oczy i potykał się.Ale wynośmy się stąd.Jego upiór wszedł do celi.- A teraz zrób mnie brodatym, chudym i brudnym.Wydłuż włosy i zmieńubranie na jakieś łachmany - polecił.- A potem zamknij mnie.- O co chodzi? - spytał mój ojciec.- Twój upiór na jakiś czas zastąpi cię w celi.- To wasz plan - stwierdził Corwin.- Rób, co ci każe.- Tak też zrobiłem.Odwrócił się i wyciągnął rękę.- Dzięki, kolego.- Na razie.Zamknąłem drzwi i przekręciłem klucz.Zawiesiłem go na kołku ipodprowadziłem Corwina do przejścia.Wciągnęło nas.133 Opuścił rękę, kiedy znalezliśmy się w kaplicy.Widocz nie mógł już patrzeć wpółmroku.Odsunął się ode mnie i podszedł do ołtarza.- Lepiej już chodzmy, tato.Zaśmiał się, wziął płonącą świecę i zapalił od niej inną, która zgasła chyba odjakiegoś podmuchu.- Sikałem na własny grób - oznajmił.- Nie mogę sobie odmówić przyjemnościzapalenia świecy w moim własnym kościele.Nie patrząc, wyciągnął do mnie lewą rękę.- Daj Grayswandira - rzucił.Zsunąłem miecz i podałem mu.Rozpiął klamrę,zapiął pas, poluzował klingę w pochwie.- Dobrze.Co teraz? - zapytał.Zastanawiałem się.Jeśli Dara wiedziała, że ostatnim razem wyszedłem przezścianę.bardzo prawdopodobne, biorąc wszystko pod uwagę.to mogła założyćw ścianach jakieś pułapki.Z drugiej strony, gdybyśmy wyszli tą samą drogą,którą tu wszedłem, możemy spotkać kogoś, kto odpowiedział na alarm.Do diabła!- Chodzmy.- Uruchomiłem spikard, gotów przerzucić nas stąd, gdy tylkopojawi się intruz.- Będzie trudno, bo musimy lewitować.Chwyciłem go pod ramię i razem zbliżyliśmy się do przejścia.Gdy naswciągnęło, otuliłem nas energią i uniosłem ponad polem ostrzy i kwiatów.W korytarzu słyszałem czyjeś kroki.Wir zabrał nas stamtąd w całkiem innemiejsce.Zaprowadziłem go do apartamentu Jurta.Nikt chyba nie szukałby tuczłowieka, który ciągle siedzi w celi.Wiedziałem też, że Jurt chwilowo niekorzysta z mieszkania.Corwin wyciągnął się na łóżku i spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek.- A tak przy okazji - powiedział.- Dziękuję.- Zawsze do usług.- Dobrze znasz to miejsce? - zapytał.- Nie zmieniło się chyba aż tak bardzo - stwierdziłem.- To może obrobisz dla mnie lodówkę, a ja tymczasem wypożyczę nożyczki ibrzytwę twojego brata.Muszę się ogolić i przyciąć włosy.- Na co masz ochotę?- Mięso, chleb, ser, wino, może kawałek ciasta.Wszystko jedno, byle byłoświeże i dużo.A potem masz mi sporo do opowiedzenia.- Chyba tak - przyznałem.Ruszyłem przez znajome korytarze i przejścia, po których chodziłem jakochłopiec.W kuchni paliło się tylko kilka świec, ognie były wygaszone.Niespotkałem nikogo.Ogołociłem spiżarnię, ustawiając na tacy rozmaite zamówione potrawy.Przypadkiem trafiłem też na trochę owoców.Niemal upuściłem butelkę wina, gdyod strony wejścia usłyszałem czyjś zdumiony okrzyk.To była Julia w błękitnej sukni.- Merlin! Podszedłem do niej.- Winien ci jestem przeprosiny - powiedziałem.- Jestem gotów je złożyć.- Słyszałam, że wróciłeś.Słyszałam, że masz zostać królem.134 - To zabawne, ale ja też o tym słyszałem.- Gdybym ciągle była na ciebie zła, okazałabym brak patriotyzmu.- Nie chciałem cię skrzywdzić - zapewniłem.- Fizycznie ani w żaden innysposób.I nagle obejmowaliśmy się.Trwało to długo.Wreszcie powiedziała:- Jurt mówił, że jesteście teraz przyjaciółmi.- W pewnym sensie jesteśmy.Pocałowałem ją.- Gdybym wróciła do ciebie - stwierdziła - on pewnie znowu próbowałby cięzabić.- Wiem.Tym razem konsekwencje mogą być katastrofalne.- Dokąd teraz idziesz?- Mam ważną sprawę, która zajmie mi kilka godzin.- Może zajrzysz do mnie, kiedy ją zakończysz? Mamy sobie wiele doopowiedzenia.Mieszkam w miejscu zwanym Komnatą Wisterii.Wiesz, gdzie tojest?- Tak - powiedziałem.- To szaleństwo.- Zobaczymy się pózniej?- Może.Następnego dnia wybrałem się do Krawędzi.Słyszałem, że nurkowie Otchłani- ci, którzy szukają za Krawędzią artefaktów stworzenia - po raz pierwszy w tympokoleniu zawiesili swoją działalność.Pytani, opowiadali o groznych zjawiskachw głębinach: wiry, ściany ognia, wybuchy nowo powstałej materii.Siedząc w ustronnym miejscu i spoglądając w dół, użyłem swojego spikardado zbadania tego, który trzymałem w kieszeni.Kiedy tylko usunąłem ekran, podjakim go ukryłem, od nowa zaczął swoją litanię:  Idz do Mandora.Pozwól siękoronować.Spotkaj się z bratem.Spotkaj się z matką.Rozpocznijprzygotowania".Zamknąłem go znowu i schowałem.Jeśli szybko czegoś niezrobię, zaczną podejrzewać, że wyrwałem się spod kontroli pierścienia.Mam siętym przejmować?Mogę po prostu zniknąć, wyjechać z ojcem i pomóc mu podczas walki, jakamoże w końcu wybuchnąć o jego Wzorzec.Mógłbym nawet schować tam obaspikardy, wzmacniając moce ochronne.Bez trudu powróciłbym do własnej magii.Ale.Moje problemy rozgrywały się tutaj.Zostałem wychowany iuwarunkowany, by zostać idealną królewską marionetką pod kontrolą matki ibyć może Mandora.Kochałem Amber, ale kochałem też Dworce.Ucieczka doAmberu, choć zapewni bezpieczeństwo, nie rozwiąże moich problemów, podobniejak odejście z ojcem.Albo powrót do Cienia-Ziemi, na którym też mi zależało.ZCoral albo bez niej.Nie.Problem istniał tutaj.i we mnie.Przywołałem dróżkę, by zaniosła mnie do przejścia prowadzącego z powrotemdo Linii Sawall.Po drodze myślałem o tym, co muszę zrobić.I uświadomiłemsobie, że się boję.Jeśli sprawy zajdą tak daleko, jak według wszelkiegoprawdopodobieństwa mogą zajść, istnieje spora szansa, że zginę.Albo też będęmusiał zabić kogoś, kogo wcale nie chcę zabijać.Tak czy tak, uznałem, muszę znalezć jakieś rozwiązanie.Inaczej nigdy niezaznam spokoju na tym biegunie mojego istnienia.Idąc brzegiem fioletowego strumienia pod zielonym słońcem na perłowym135 niebie, przywołałem fioletowo-szarego ptaka.Usiadł mi na ręku.Zamierzałemwysłać go do Amberu z wiadomością dla Randoma.Ale choć się starałem, wżaden sposób nie mogłem ułożyć krótkiego listu.Zbyt wiele spraw zależało odinnych spraw.Ze śmiechem wypuściłem ptaka i skoczyłem z brzegu, gdzie tużnad wodą trafiłem w kolejne przejście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl