[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziałam, co miałam do powiedzenia.Reszta zależy od was, młodych.Czasy się zmieniły -dodała, kręcąc głową.- Czasy i ludzie.Dobranoc, kochanie.- Przytuliłyśmy się i pani Thibodeau wyszła.Przed zmrokiem wszyscy poszli, zostawiając mój domcały wysprzątany.Położyłam Pearl spać, zanuciłam kołysankę, po czym zeszłam na dół i zaparzyłam sobie kawy.W głowie wciąż dudniły mi słowa pani Thibodeau.Wiedziałam, że inni sąsiedzi nie tylko myślą, ale i mówią to samoza moimi plecami.Incydent z Busterem Trahawem dolejetylko oliwy do ognia.Przebierając się, znalazłam w kieszeni list do Daphne.Bardziej niż kiedykolwiek dotąd czułam, że powinnam gowysłać.Wróciłam do domu i dokończyłam adresować kopertę, po czym wrzuciłam list do skrzynki, żeby listonoszmógł go wyjąć rano.Znowu usiadłam na werandzie.Wreszcie mogłam pozwolić sobie na odpoczynek.Po kilku chwilach po karku przebiegł mi dreszcz, gdyżwyczułam, że ktoś mi się przygląda.Serce zamarło miw piersiach.Wstrzymałam oddech, odwróciłam się i ujrzałam jakąś postać w cieniu.Postać szybko cofnęła się.Był toPaul.Przypłynął łodzią i przywędrował pieszo od przystani.- Nie chciałem cię przestraszyć - tłumaczył się.- Czekałem, aż wszyscy sobie pójdą.Wszystko w porządku?- Tak.- Jak długo po moim wyjściu - spytał, wstępując w krągświatła padającego z werandy - pojawił się Buster?- Och, trochę to potrwało - odparłam.- W porze kolacji.- Gdybym tu był.- Mógłby ci coś zrobić, Paul.Ja miałam szczęście, żeuciekłam.- On mógłby mi coś zrobić, ale i ja mógłbym mu coś zrobić- rzucił hardo.- Albo.albo w ogóle by tu nie wszedł - dodał.Usiadł na ganku i oparł się o balustradkę.Po chwili odezwałsię: - Młoda kobieta nie powinna mieszkać sama z dzieckiem.- Zupełnie jakbym słyszała słowa pani Thibodeau.- Paul.- Nie, Ruby - przerwał, odwracając się do mnie.Mimoprzyćmionego światła, dojrzałam zdecydowanie w jegooczach.Chcę chronić ciebie i Pearl.W naszym świecie nienachodziliby cię żadni Busterowie.Przyrzekam ci to.- Ale, Paul, to nie fair wobec ciebie - tłumaczyłam sięzmęczonym głosem.Cały mój opór gdzieś się ulatniał.Przez chwilę popatrzył na mnie, po czym powoli pokiwałgłową.- Był tu mój ojciec, prawda? Nie zaprzeczaj.Wiem, żetu był.Dostrzegłem to wczoraj w jego oczach podczas kolacji.Obawia się tylko tego, żeby sam nie miał nieczystegosumienia.Dlaczego ja mam cierpieć za jego grzechy? -krzyknął, nie czekając na moją odpowiedz.- Ależ jemu chodzi o to, byś ty nie cierpiał, Paul.Jeżelisię ze mną ożenisz.- To będę szczęśliwy.Czy ja nie mam nic do powiedzenia w związku z własną przyszłością? I nie mów mi, że tolos, czy przeznaczenie, Ruby.Znalazłaś się na rozstajachdróg i musisz wybierać.Dopiero gdy wybierzesz, do głosudochodzi los, czy przeznaczenie.Chcę podjąć tę pierwsządecyzję i nie lękam się przeznaczenia, dopóki będę miećprzy sobie ciebie i Pearl.Westchnęłam i położyłam głowę na oparciu fotela.- Dlaczego nie możesz być ze mną szczęśliwa, Ruby?Nawet w tych granicach, które wyznaczyliśmy? Dlaczego?Kiedyś uważałaś, że możesz.Jestem tego pewien.Dlaczegonie dasz nam szansy? Dlaczego nie pozwolisz mi spróbować? Zresztą zapomnijmy o sobie.Pomyślmy o Pearl - nalegał.Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.- To cios poniżej pasa, Paulu Marcusie Tate.- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone- wyrecytował, uśmiechając się.Westchnęłam ciężko.Z mroku mogły wynurzyć sięwszystkie demony naszych dziecięcych lęków.Co noc, gdykładliśmy głowy na poduszkach, zastanawialiśmy się, cosię czai w cieniu naszej chaty.Nie byłam na tyle naiwna,by uwierzyć, że w naszym przyszłym życiu nie pojawią sięjuż jacyś Busterowie i dlatego właśnie wysłałam list doDaphne.Jakiego jednak świata pragnęłam dla Pearl.świata bogatych Kreolów, cajuńskiego świata bagien.czy czarodziejskiego świata, który stworzył dla nas Paul? Zamieszkanie w tym pałacu, gdzie mogłabym malować wewspaniałej pracowni, wydawało mi się nieosiągalnym marzeniem, które teraz mogło się spełnić.Czy powinnamuciec do własnej krainy czarów? A może Paul ma rację,może jego ojcu zależy tylko na tym, by uspokoić własne sumienie? Może nadszedł czas, żeby pomyśleć o nas i o Pearl?- Dobrze - szepnęłam.- Co? Co powiedziałaś?-Powiedziałam.dobrze.Wyjdę za ciebie i zamieszkamy w naszym prywatnym raju.Zawrzemy pakt i złożymywłasną przysięgę.Razem pójdziemy tą drogą.- Och, Ruby, jestem taki szczęśliwy - wyjąkał.Wstał,podszedł do mnie i ujął moje dłonie w swe ręce.- Masz rację - rzucił nagle, a jego oczy zalśniły entuzjastycznie.-Przede wszystkim musimy odbyć własną ceremonię.Wstań- poprosił mnie.-Co?- Chodz.Nie ma lepszej świątyni niż weranda domu Ca-therine Landry - obwieścił.- Co mamy robić? - spytałam, śmiejąc się.- Wez mnie za rękę.- Chwycił mnie za rękę i podniósłz fotela.- A teraz spójrz na ten srebrny księżyc.Gotowa?Powtarzaj za mną.Ja, Ruby Dumas.No, powtarzaj - nakazał.- Ja, Ruby Dumas.- Przyrzekam być najlepszym przyjacielem i towarzyszką życia Paula Marcusa Tate.Powtórzyłam z ociąganiem.- I przyrzekam oddać się sztuce i stać się słynną malarką.Te słowa łatwo przeszły mi przez gardło.- Proszę cię tylko o to, Ruby - wyszeptał.- Od siebiejednak żądam więcej - dodał i spojrzał na księżyc.- Ja,Paul Marcus Tate przyrzekam kochać i chronić Ruby i PearlDumas, zabrać je do swojego świata i sprawić, by stały sięnajszczęśliwszymi istotami na ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]