[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dzień był cichy i szary.Odszedł wczorajszy blask słoneczny, a w powietrzu unosił sięzapach wilgoci znad rzeki.Pani Wu wciągnęła powietrze nozdrzami.Obok niej w koszyku leżała mała dziewczynka bawiąca się rączkami.Gubiła je z oczuco chwila i za każdym razem na malutkiej twarzyczce pojawiała się zaskoczona mina.Aponownie poruszywszy rączkami, dostrzegała je znowu, patrzyła na nie i znowu je gubiła.Pani Wu roześmiała się serdecznie ubawiona obserwowaniem tej zabawy.- Jakże nieporadne są nasze pierwsze kroki - myślała.- I ja kiedyś leżałam w kołysce,i Andre także.- Próbowała sobie wyobrazić Andre jako małe dziecko i zastanowiła się, jakamusiała być jego matka.Na pewno matka od razu wiedziała, kim zostanie jej syn, czuła, żetym, który będzie błogosławił życie innych.Z szarości i ciszy poranka wyłoniła się Ch iuming i wśliznęła się przez wielkie drzwi,które były zamknięte z powodu chłodu.Pani Wu uniosła wzrok.Dziewczyna wyglądała tak,jak gdyby była częścią owej porannej wilgoci, cała szara, spokojna i chłodna.Twarz miałaskupioną, usta blade, a jej jasne powieki odcinały się ostro od ciemnych oczu.- Popatrz na swoje dziecko - rzekła pani Wu.- Rozśmiesza mnie swą zabawą.Traci zoczu własne rączki, znajduje je i gubi znowu.Ch iuming stała przy kołysce i patrzyła na dziecko.Pani Wu zrozumiała, żeCh iuming nie kocha tej dziewczynki.Ona była jej obca.Gdyby to był inny dzień, inny czas, pani Wu nie chciałaby o tym mówić, odwróciłabygłowę mówiąc sobie, że to nie jej sprawa, czy ta nieuczona dziewczyna kocha swe dzieckoczy nie.Ale teraz zapytała.- Czy to możliwe, że nie kochasz swego własnego dziecka?- Nie czuję, że ona jest moja - odrzekła Ch iuming.- Ale ty dałaś jej życie - rzekła pani Wu.- Wbrew mej woli.Zamilkły obie, patrząc na nie chciane dziecko.Kiedy indziej pani Wu zganiłaby matkęza brak uczucia do własnego dziecka, ale teraz miłość kazała jej słuchać siebie w milczeniu.Było sobie kiedyś dziecko, opowiadał jej Andre, które urodziło się z młodej matki inieznanego ojca, i taka była jasność wokół tego dziecka, że mężczyzni i kobiety wielbili je,ponieważ zrodziło się z miłości.- A dlaczego ojciec był nieznany? - zapytała wtedy.- Bo matka nigdy nie wyjawiła jego imienia - odrzekł Andre.- A kto się troszczył o nich, kto ich karmił? - zapytała.- Dobry człowiek o imieniu Józef, który wielbił ich oboje i o nic nie prosił.- I co się stało z owym jasnym chłopięciem? - zapytała.- Umarł jako młody mężczyzna, ale inni ludzie nie zapomnieli o nim - odrzekł.Przypominając sobie jego słowa czuła, że ją samą napełnia jasność.DlaczegoCh iuming nie kochała tej dziewczynki? Czy tylko dlatego, że nie kochała jej ojca, pana Wu?I skąd wiedziała, że nie kocha pana Wu, jeżeli nie znała nikogo, kogo by kochała? - Kogo więc kochasz? - zwróciła się nagle z pytaniem do Ch iuming.Nie zdziwił jej rumieniec młodej dziewczyny.Nawet jej małe uszy zarumieniły się.- Nikogo nie kocham - rzekła, a kłamstwo jej słów było tak oczywiste, że pani Wuroześmiała się.- Jak mam ci uwierzyć - zapytała - skoro prawdę mówią twoje policzki i uszy? Czyboisz się wyrazić ją także ustami? Nie kochasz tego dziecka, to znaczy, że nie kochasz jegoojca.Cóż, niech tak będzie.Miłości nie można narzucić, nie można jej przywołać aniwzbudzić.Czy mam cię za to obwiniać? Znam krzywdę, którą ci wyrządziłam.Ale gdy ciebietu przywiodłam, sama nie rozumiałam miłości.Myślałam, że kobietę można łączyć zmężczyzną, jak łączy się zwierzęta.Teraz jednak wiem, że mężczyzni i kobiety nienawidząsię, gdy łączy się ich tylko jako zwierzęta.Bo my nie jesteśmy zwierzętami.My potrafimykochać się bez dotyku dłoni, bez spojrzenia.Możemy kochać się nawet, gdy ciało jest jużmartwe.To nie ciało nas łączy.To były dziwne słowa, tak niezwykłe w ustach pani Wu, która zawsze mówiła takprosto, tak praktycznie, że Ch iuming patrzyła teraz na nią, jak gdyby była zjawą.Ale paniWu nie była zjawą.Jej oczy lśniły jasno, a cała postać była ożywiona, choć subtelna.Ch iuming widziała, że pani Wu żyła teraz nowym życiem.- No dobrze - rzekła pani Wu - powiedz mi, kogo nosisz w swym sercu?- Chyba umrę ze wstydu, zanim powiem - szepnęła Ch iuming i zaczęła miąć rąbekubrania w dłoniach.- Nie pozwolę ci umrzeć ze wstydu - rzekła pani Wu czule.Przekonana w końcu, po wielu wahaniach i wątpliwościach, Ch iuming wymówiławreszcie kilka słów: - Ty przeznaczyłaś mnie na konkubinę starszemu, aleja.- tu przerwała.- Ale jest ktoś inny, kogo wolałabyś bardziej - pomogła jej pani Wu.Ch iuming skinęła głową.- Czy on jest w tym domu? - zapytała pani Wu.Ch iuming znowu skinęła głową.- Czy to jeden z moich synów? - zapytała pani Wu.Wówczas Ch iuming spojrzała na nią i zaczęła płakać.- To Fengmo, prawda? - rzekła pani Wu.Wiedziała, że się nie myli.Ch iumingpłakała nadal.- Cóż za powikłanie, pomieszanie między mężczyznami i kobietami! - zawołała paniWu.Był to owoc jej własnej nierozwagi, jej postępowania, którym nie kierowała miłość!- Nie płacz więcej - powiedziała.- To wszystko moja wina i muszę to jakoś naprawić.Ale jeszcze nie wiem, co należy zrobić.Słysząc to Ch iuming padła na kolana i położyła głowę na jej stopach.-Powiedziałam, że umrę ze wstydu - wyszeptała.- Pozwól mi umrzeć.Nie ma żadnegopożytku z istoty takiej jak ja. - Każde stworzenie jest pożyteczne - odrzekła pani Wu i podniosła Ch iuming zklęczek.- Jestem wdzięczna, że mi powiedziałaś.Przyjdzie do mnie światło i powie mi, comogę dla ciebie zrobić.Tymczasem pomożesz mi opiekować się bezdomnymi dziećmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl