[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo też jak nie użalić się nad zniewoloną krwią dawnych władców? Jak nie zapłakać,gdy dziedziczka wielkich panów zgina kolana przed pomorckim frejbiterem, którynajpewniej nie zna imienia własnego ojca?Kilkoro spośród wieśniaków potwierdziło skinieniem głów, lecz większośćpozostała obojętna.Sprawy książąt obchodziły ich niewiele, a partyzanci Jastrzębcawystarczająco często łupili okolicę, by pospolicie nabrano niechęci do patriotycznychuniesień.Oczekiwali opowieści o wiedzmie, nie gadek o dziedzictwie tronu.- Zbyt długo ta ziemia marnieje - powoli powiedział stary - byśmy nie radowalisię obietnicą pokoju.A jak najpewniej zadzierzgnąć pokój trwały a niewzruszony?Ano, zaślubiwszy córkę starego kniazia nowemu władcy, jako czyniono od początkuświata.Któż ośmieliłby się potępić księżniczkę, gdyby ofiarowała się uczynićpodobną ofiarę? Ofiarę tym dotkliwszą, że dla wyciszenia domowych waśni oddałabysię zabójcy własnego ojca.Tyle że w tej opowieści nic nie jest takim, jak się wydaje,najmniej zaś sama Zarzyczka.Bowiem grzech i bluznierstwo władców po trzykroć ipo jedenastokroć spada na ich ziemię, a dotyk wiedzmy hańbi wszystko wokół.Takajest właśnie nowina, którą wam przynoszę - urwał, czekając, aż umilknąprzestraszone szmery.- Dlatego żaden człek uczciwy nie powinien pozostać obojętnym wobec grozy,która nam nastanie za sprawą Zarzyczki.Nie masz bowiem w tej niewieście żadnejcnoty ni zalety, którymi się pospolicie białogłowy chlubią.Przeciwnie, odnajmłodszych swych lat wprawiała się w niecnym wiedzmim rzemiośle i nie inaczej jąchowano, jeno pomiędzy trucicielkami i wiedzmami.Rozumiecie, że tak jak dwór mabyć zwierciadłem dobrych spraw, tak kniahini winna dawać przykład poczciwegożycia, aby stąd każda białogłowa brała model przystojności swojej.Cóż tedypowiecie swoim córkom i małżonkom swoim szlachetnym, jeśli na tronie zasiądzieniewiasta naznaczona wiedzmim rzemiosłem, hańbą i niesławą? Cóż uczynicie, gdypo odrzuceniu dawnego wstydu i bojazni bożej rozmnożą się między naminierządnice, wiarołomczynie i wiedzmy, aż na koniec nie pozostanie nic, próczsprośności i niegodziwości? Czyli wówczas płakać będziecie nad tym, czemuzawczasu zapobiec należało? Czyli czekać będziecie, niby bydlęta bezrozumne, ażwyjałowieją wasze pola, a wy sami zginiecie od wiedzmiego jadu?- Czy też - podjął starzec - zawczasu sztyletem zamkniecie drogę zepsuciu?Lepiej bowiem, aby zginęła jedna przeklęta dziewka nizli cały kraj.Rozdział trzynastyPociągnęli w dalszą drogę w czeladzi gadatliwego podstarościego.Twardokęsek nie był pewien, rozsądnie li z własnej woli kamracie się z żalnickimipachołkami.Trudno jednak było znalezć polityczną wymówkę, bowiem podobnie jakwładyka kierowali się szerokim łukiem na północ, ku Półwyspowi Lipnickiemu.Leczzbójca był dziwnie niespokojny.Skóra świerzbiła go niczym na nieszczęście.Kręciłsię w siodle i jary po bokach traktu przepatrywał czujnie, gdyż po wczorajszychopowieściach o szlacheckim zbójowaniu nieco się do okolicy zniechęcił.Najbardziej jednak mierził go nowy i zgoła nieoczekiwany nabytek dokompanii.Twardokęsek wiedział, że w Nawilskim Ostępie lęgną się różne dziwa.Słyszał o miechszycach tak wiekowych, że sięgają pamięcią aż do owych czasów,kiedy bogowie wadzili się o panowanie nad Krainami Wewnętrznego Morza.Oprządkach potężnych i rozrośniętych ponad miarę, przyczajonych na zachodnimkrańcu Ostępu, kędy człek śmiertelny z rzadka się tylko przedostanie międzyniewidzialnymi sieciami.O wodnicach z bagien, których płacz jesienią dobiega aż doludzkich osad, o psotnych skrzatach i wszelakim magicznym drobiazgu.Słowem, było to miejsce niebezpieczne i dzikie, więc Twardokęsek zupełnienie rozumiał, po co się tam Zwajcy pchają za żalnickim księciem.Inna rzecz, że niepotrafił ścierpieć paniątka i rad byłby wielce, gdyby go jakieś leśne dziwo przykładniepokarało.Nie spodziewał się jednak bynajmniej, że oprócz nader rześkiego Kozlarza zOstępu wypełznie krzywonogie obdarte dziwadło o twarzy zniekształconej bliznamipo usuniętym tatuażu - tenże sam kapłan, który towarzyszył żalnickiemu księciupodczas przeprawy przez Kanał Sandalyi.Zapalczywy człowieczek spokorniałodrobinę i przycichł.Nie obrzucił Szarki na powitanie przekleństwami -po trochuzresztą ze strachu przed Suchywilkiem, który bardzo nie lubił, jak urągano jegocóruchnie - na wiedzmę krzywo popatrzał, ale mężnie zmilczał i prędko zszedł zwidoku podstarościemu.Na szczęście ów nie dopytywał się zanadto.Znać było po nim, że człek ludzkii póki można, skłonny oczy przymykać.Jeśli nawet niespodziane pojawienie siędwóch zwajeckich wojowników podsunęło mu niespokojną myśl, nic nie dał po sobiepoznać.O wielgachnym mieczu Kozlarza takoż nie napomknął ni słóweczkiem.Owszem, kiedy mu rankiem piwo ze łba wywietrzało, przywitał się ze wszystkimibardzo uprzejmie, nie pominąwszy Prze-męki, choć jego skromne szaty zdradzałyczłeka ubogiego i zależnego.Trzymał się jednak z przodu.Zagadnięty grzecznieodpowiadał, ale coś w myślach ciężko ważył i rachował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]