[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z Palau do przyjaciółna Mogmog wysyłaliśmy paczki z prezentami.Przesłaliśmytelewizor i odtwarzacz DVD dla Mike'a, przybory szkolnei plecak dla córki Raymonda, nożyk kieszonkowy dla Jar-roda, czekoladki dla Ellie, papierosy i alkohol dla Juanita,a także wielkie pudło codziennych rzeczy, takich jak zapalniczki czy ryż.Paczki wysłało również wydawnictwo HarperCollins.Chociaż wszyscy mieli nasz adres na Palau, to niktnie próbował się z nami skontaktować.Nie dotarło do nas anijedno słowo podziękowań lub pozdrowień.Gdy Sharlet, żonaAidena, pojawiła się na Palau, wzięliśmy ją na obiad i wypytaliśmy, co słychać na wyspie.Pod koniec obiadu poprosiła naso pożyczkę, żeby mogła zapłacić za podróż powrotną.Obiecała, że zwróci pieniądze po dwóch tygodniach.Minęły bardzo długie dwa tygodnie, a my nie dostaliśmy od niej żadnejinformacji.Ostatnie sześć miesięcy rozmawialiśmy z wieloma osobami,które podróżowały po wyspach Mikronezji.Mieli podobneodczucia co do roszczeniowej postawy mieszkańców tychwysp.Wynik tych rozmów jest taki, że mieszkańcy wysp często oczekują jałmużny.Jest to pozostałość po amerykańskichdziałaniach podczas II wojny światowej.Wówczas wyspy miałyniezwykle istotne znaczenie strategiczne, a więc Amerykanieprzywozili ze sobą cenne przedmioty i pieniądze.Po dekadachrozdawania różnych rzeczy lokalni mieszkańcy nauczyli sięjedynie prosić i oczekiwać.Są bardzo zdumieni, gdy nie dostajątego, co chcą.Idea, że trzeba na coś zapracować, jest im całkowicie obca.Na szczęście taka postawa jest nieznana na Filipinach.Tutaj,gdzie obecnie jesteśmy, ludzie pracują bardzo ciężko.W rozmowie przyznają, że byliby bardzo zmieszani, gdyby ktośim coś ofiarował.Jeśli czegoś pragniesz, musisz sobie na tozapracować.Pewna dziewczyna spojrzała na mnie zdziwionai powiedziała:- Przecież jeśli nie będę pracować, będę biedna.Jaka odmienna mentalność.Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie możemy nic zrobić, żeby pomóc mieszkańcom Mogmog.Juanito chciał dostaćzbiorniki na deszczówkę.Rozmawiałam z różnymi organizacjami charytatywnymi i kategorycznie odmówili.Stwierdzili,że jeśli ktoś czegoś potrzebuje, musi się do nich zgłosić sam,a nie za pośrednictwem innych osób.Teraz rozumiem dlaczego.Zadziwiające, że dziewczynki wyszły z całej przygody bezszwanku.Powróciły do życia na Palau jak gdyby nigdy nic.Ponownie bawią się piłką z dziećmi Sama, Dermotta i Jaya.Przypominają sobie, czym jest prawdziwa przyjazń.CórkaDermotta spędzi z nami trzy miesiące w Perth, a pod koniecroku ma się u nas pojawić córka Sama.Gdy drugi raz opuszczaliśmy Palau, było łatwiej niż zapierwszym razem.Wtedy mieliśmy wrażenie, że żegnamy sięze wspaniałymi ludzmi, których już więcej nie zobaczymy.Tymczasem Palau stał się naszym drugim domem.Tutaj są nasiprzyjaciele.I pozostaną nimi do końca życia.Do zobaczeniawkrótce!Moggie jest teraz na kwarantannie w Australii.Bardzosurowe zasady australijskiego prawa nie pozwoliły zabrać jejna wyprawę na Filipiny i do Indonezji.Cudowni znajomi załatwili za nas wszystkie formalności, a następnie wsadzili jądo samolotu do Sydney.Gdy kwarantanna się skończy, zostanie przewieziona do Perth, gdzie znajomi zaopiekują się niądo naszego powrotu.Dla mnie i Andrew życie dzieli się na dwa etapy: przedMogmog i po Mogmog.Naprawdę nie chciałam, aby tenrozdział naszego życia był aż tak istotny.Jednak psychologicznie Mogmog odcisnął bardzo wyrazne piętno na naszymzwiązku.Wzmocniła się nasza pewność siebie.Inaczej terazżeglujemy.Kiedyś byliśmy bardziej bojazliwi, nie tylko podwzględem technicznych aspektów żeglowania.Zastanawiałam się, czy nie powinniśmy mówić o zespole stresu pourazowego.Czy brzmi to zbyt dramatycznie? Pewnie tak.Jednakmyślę, że czas zagoi rany.A co przed nami?Kierujemy się na Borneo.Spotkamy się z naszą rodzinąw Kota Kinabalu.Pózniej opłyniemy Borneo i podążymyna Bali, a stamtąd na wybrzeże australijskie w okolicachBroome.Jesteśmy w drodze do domu.Musimy wrócić ze względu na dziewczynki, które powinnypójść do szkoły.Dawno temu ustaliliśmy, że nie będziemy pływać po morzu z nastolatkami.Ten okres wymaga trochę innegożycia.Jesteśmy szczęściarzami, że mogliśmy spędzić z nimiten czas, gdy były jeszcze dziećmi.Liczę się z tym, że dorosnąi pójdą własną ścieżką.Jeśli chodzi o plany na przyszłość - czy już mamy dosyć?Prawdopodobnie jest zbyt wcześnie, aby podejmować konkretne decyzje.Od czasu do czasu rozmawiamy o kolejnychkierunkach, zmianach na Windriderze", a nawet o nowejłodzi.Ale na pewno to doświadczenie nie zniechęciło nasdo kolejnych wypraw.Podziękowaniaięć miesięcy i dwa dni, które spędziliśmy na Mogmog,Pnauczyły nas, czym jest prawdziwa przyjazń.Wymienioneosoby przyczyniły się do tego, że niemożliwe stało się możliwe.Ich wsparcie mogliśmy odczuć poprzez pomoc fizyczną, czystopraktyczną, którą dostaliśmy od wielu ludzi, oraz - i to chybanajważniejsze - poprzez wsparcie psychiczne, za które jeszczebardziej dziękuję.Jeśli kogoś pominę, proszę, niech da mi znać.Na Uście tych,którym chciałabym najserdeczniej podziękować, znajdują się:Diana i Shannon Barrie - moje dwie ukochane i niezłomnepodróżniczki!Nasze mamy - Maureen Gregory i Dawn Barrie - dziękujęWam za nieustanne wsparcie fizyczne i duchowe.Mój tata Peter Griffiths oraz moja macocha Valli - dziękujęza praktyczną pomoc, paczki i przyjazń.Nasze siostry Melinda Fitzgerald i Suzzanne Laidlaw -bankierki, psycholożki i dostawczynie czekolady w jednym!Nasi wspaniali znajomi Paul Walker i Fiona Sarre, którzyna całym świecie potrafili zdobyć wszystko, czego potrzebowaliśmy, a potem nam to dostarczyć.O setkach płyt DVD,które teraz leżą gdzieś na Mogmog, trudno zapomnieć.Wielkie dzięki!Rodzina Staine'ów, których dom, do naszego powrotu, stałsię drugim domem Moggie.Rodziny Barton, Poh i Strapp - wszystkie z Perth - za ciągły kontakt e-mailowy i zapewnienie domowego ogniska.Paul i Vanessa Montague - za ładunek i przyjazń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]