[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedział na karym ogierze, a obok biegł koń bez jezdzcaGilda, klacz, którą ofiarował Maddy zaraz po ślubie Przed wyjazdem zestajni narzucił na nią ulubione siodło Maddy, czarne ze srebrnymiokuciami, i odwrócił strzemiona do tyłu, na znak, ze pani nigdy już jej niedosiądziePrzyjechał do Dundoon po raz pierwszy od czasu, kiedy pochowałMaddy.Gdy zjawił się w piątek wieczorem, Tim i wszyscy innipracownicy zgotowali mu ciepłe powitanie Byli w widoczny sposóbzadowoleni, że wreszcie wrócił, podobnie jak on sam.Zmierć Maddy rozdarła mu duszę, zadała mu ból tak straszny, ze z lękiemmyślał o powrocie na farmę.Byli tutaj tacy szczęśliwi.Teraz jednak,jadąc przez tak dobrze znaną okolicę, odczuwał dziwny spokój.Panująca wokół cisza była tak kojąca,tak łagodna.Przez pewien czas jechał z biegiem rzeki Castlereagh, następnie odbił wlewo, przeciął bujne wilgotne łąki i skręcił na stromą dróżkę pnącą się wgórę po trawiastym zboczu.Gdy dotarł na szczyt wzgórza, zeskoczył zkonia, zbliżył się do starego dębu i przystanął, ogarniając wzrokiempofalowany krajobraz.Po dwudniowym deszczu łagodne pagórki okryły się płaszczemmigotliwej zieleni.Sierpień mial się ku końcowi i australijska zimaniemal już przeminęła.W powietrzu czuło się już nadchodzącą wiosnę.Dzień był cichy i pogodny, wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku.Philipwzniósł oczy ku górze.Olśniewające słońce stało wysoko na lazurowymbezchmurnym niebie.Doskonałe piękno dnia potęgowało jeszcze jegocierpienie.Takim dniem człowiek chciałby się podzielić z kimś drugim.z kimś kochanym.Zawrócił, usiadł pod dębem i oparł się o stary omszały pień.Zdjął płaskikapelusz i rzucił go na trawę.Czuł się kompletnie rozbity.Ból wciążjeszcze mieszał mu myśli.Miał nadzieję, że może tutaj wreszcie znajdzieukojenie.Od dzieciństwa to miejsce było dla niego najważniejsze na świecie.Maddy także lubiła przebywać tu, na górze.Mówiła, że czuje się wtedyzanurzona w niebie.Uśmiechnął się na to wspomnienie, a potem cofnąłsię pamięcią do dnia, w którym, przed niespełna rokiem, zobaczył ją poraz pierwszy.Przyjechali tu i usiedli w cieniu sędziwego rozłożystego drzewa.Zadał jejniedyskretne pytanie, tak niedyskretne, że sam się przestraszył, ale onanie wyglądała na dotkniętą.Spojrzała mu w oczy  pamiętał jejspokojne, badawcze spojrzenie  lecz nic nie odpowiedziała.Właśniewtedy postanowił, że się z nią ożeni.Magdalena była inna od wszystkich kobiet, jakie kiedykolwiek znał.Odpoczątku wydawała mu się kimś bliskim, dziwnie znajomym.Teraz już wiedział dlaczego  była jego kobiecymideałem, dziewczyną, której podświadomie szukał przez całe życie.Odnalazł ją wreszcie, tylko po to, by ją utracić.tak szybko.Maddy była obdarzona jakąś szczególną wewnętrzną łaską.Może towłaśnie było zródłem radości, jaka z niej emanowała.Była promienną,świetlistą istotą.Philip westchnął i zamknął oczy.Z wolna, fala za falą, zaczęły napływaćzagubione wspomnienia.Wszystkie wspólnie przeżyte chwile stawałymu przed oczami z największą ostrością, niczym sceny zarejestrowane nawolno przesuwającej się taśmie filmowej.Odnajdywał w pamięci każdągodzinę, dzień i noc, każdy tydzień i miesiąc.I oto tu, na wzgórzu, którewiele lat temu pokazała mu Emma Hartę, odnalazł Maddy na nowo.Widział ją taką, jaka była wtedy w galerii, wdychał zapach jej włosów,słyszał jej dzwięczny śmiech, czuł na dłoni delikatne dotknięcie jej ręki.Teraz dopiero Izy napłynęły mu do oczu i zapłakał.Pozostał na zielonym stoku aż do zmierzchu.Wracając do domu przezzielone wzgórza Dundoon, mając obok siebie konia bez jezdzca, przezcały czas wyczuwał jej obecność i zrozumiał, że już nigdy, przenigdy nieutraci swojej Maddy.%7łyła w jego sercu i miała pozostać częścią jegosamego, dopóki będzie żył.Shane miał rację.Jej duch rzeczywiście nieumarł, pozostał w nim.Odleciał do Sydney póznym wieczorem.Nazajutrz wczesnym rankiemudał się do Rose Bay.Daisy zdumiała się, widząc go stojącego pośrodku salonu, i wyrazniezaskoczona pobiegła go powitać.Chłodne poranne słońce wpadające przez duże okna oblewało twarzPhilipa bezlitośnie ostrym światłem.Daisy wzdrygnęła się mimowolnie.Przyglądała się synowi ze ściśniętym sercem.Jego umęczona,wynędzniała twarz i siwe pasma włosów przeraziły ją.Wyglądał, jakby nie zmrużył oka od kilkutygodni.Wydawał się cieniem przystojnego, energicznego, pełnego życiamężczyzny, którym był jeszcze tak niedawno.Instynktownie pragnęła wziąć go w ramiona i pocieszyć, lecz nie śmiałatego zrobić.Od śmierci Maddy ustawicznie odpychał ją od siebie; chcącnie chcąc musiała uszanować jego życzenie i pozostawić go samego.Dlatego przeżyła kolejne zaskoczenie, gdy sam zbliżył się i otoczył jąramionami.Przycisnął się do niej mocno, tak jak to robił, gdy był jeszczemałym chłopcem i potrzebował pociechy; ona zaś objęła go i przytuliłado siebie.Nie odzywali się.Ten niemy uścisk starczył za wszystkiesłowa.W głębi duszy Daisy zrozumiała, że chory zaczyna wracać dozdrowia, i podziękowała Bogu.Wreszcie wypuścił ją z uścisku i powiedział: Pomyślałem sobie, że najwyższy czas cię odwiedzić, mamo. Tak się cieszę, kochanie. Przepraszam cię za wszystko, mamo.Wiem, że byłem nieznośny.Zachowywałam się okropnie zarówno wobec ciebie, jak i wszystkichinnych.Ale naprawdę nie mogłem nic na to poradzić. Wiem, kochanie.Rozumiem to doskonale.Tyle wycierpiałeś._ Tak. Po krótkim wahaniu podjął:  Kiedy Maddy umarła,wydawało mi się, że świat się zawalił.Naprawdę myślałem, że tego nieprzeżyję.To było piekło, mamo.Ale wczoraj wieczorem, lecąc tu zDundoon, zacząłem sobie uświadamiać, że cały ten żal nie był wolny oddomieszki roztkliwienia nad sobą.Opłakiwałem nie tylko Maddy, ale isamego siebie.i to wszystko, co mogło być, a już nigdy się nie stanie. To normalne  szepnęła Daisy cicho, patrząc na niego z głębokimwspółczuciem.  Może i tak. Zrobił parę kroków w stronę drzwi, po czym odwróciłsię do niej znienacka.Z widocznym wysiłkiem wyrzucił z siebie: Przyjechałem po dziecko.Daisy spojrzała na niego szybko.Serce jej podskoczyło z radości. Fiona jest teraz z nianią.Pamiętasz młodą Angielkę, którą Maddyzaangażowała, zanim. Urwała i spojrzała na niego bojazliwie. Nie bój się mówić o śmierci Maddy, mamo.Pogodziłem się z tym.Daisy zdobyła się jedynie na skinienie głową.Bała się, że głos jązawiedzie.Zaprowadziła Philipa po schodach na górę. To pan Amory, mój syn  powiedziała do niani, gdy weszli do pokojudziecinnego. Tak, wiem, pani Rickards.Spotkaliśmy się, kiedy przyszłam narozmowę kwalifikacyjną do pani Amory.Philip przywitał dziewczynę uściskiem ręki i szybko podszedł dołóżeczka stojącego w kącie sypialni, służącej obecnie za pokój dziecinny.Stał w milczeniu, spoglądając z góry na dziecko.Nie widział córeczki od dnia jej narodzin.Teraz miała już ponad miesiąc.Po krótkiej chwili pochylił się i nieco niepewnie wziął ją na ręce, jakbyprzerażony kruchością małego ciałka.Trzymając niemowlę w ramionach, odsunął je nieco i badawczo spojrzałna małą twarzyczkę.Para poważnych szarych oczu odpowiedziała muspokojnym, skupionym spojrzeniem.Oczy Maddy, pomyślał, czującdławienie w gardle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl